Rozdział 2
//Per Rzeszy//
//Poranek//
No japierdole już samego rana problemy, czy naprawdę mam aż takich tępych pracowników? Eh...czemu muszę się męczyć z debilami? Dobra mniejsza z tym, ogarnę to w pracy. A na razie pora na jakieś śniadanie. Muszę wziąść te durne blokery bo wypada mi dziś ta przeklęta ruja. Nie pozwole aby ktoś się dowiedział że jestem omegą, nawet mój własny syn o tym nie wie. O wilku mowa już siedzi w kuchni.
Rz:Witaj synu, co tam robisz?
N:Kanapki sobie do pracy, mam rozumieć że mam cie zawieść do pracy?
Rz:Było by miło w końcu mój samochód nie działa. *bierze składniki na swoje kanapki* czy ty naprawdę musisz pracować u tego buca?
N:Nie rozumiem czemu on ci tak przeszkadza, nie jest przecież taki zły. Od kąd pamiętam ciągle się z nim gryziesz bez powodu i najczęściej kłótnie zaczynasz ty
Rz:Nie prawda to wszytko jego wina i mam swoje powody
Mój główny powód to że jest pierdoloną Alfą i zostawia omegi które oznaczył. A omega bez alfy nie przeżyje. Dlatego nie pokaże że jestem omegą i nie dam się nikomu oznaczyć
N:A ty znów swoje, eh..ty się nigdy nie zmienisz
Rz:Ta ta ta *pakuje kanapki* jedziemy?
N:Tak *idzie do auta*
On tego nie zrozumie, ma szczęście że urodził się alfą. Omegi są tak bardzo krytykowane w tym świcie, dlatego w większości zatrudniam omegi aby miały się gdzie podziać. I niech mi ktoś powie że jestem złym człowiekiem. Jak zwykle większość drogi spędziliśmy w ciszy. Jak raz syn powiedział że odprowadzi mnie do biura. Coś mi tu nie gra, normalnie by odrazu pojechał do pracy.
Rz:O co chodzi synu? Normalnie odrazu pojechał byś do pracy
N:Musimy pogadać, proszę zgodz się na tą propozycję którą dostaniesz
Rz:Co? Jaką propozycję i od kogo? Jeśli od tego huja to nigdy w życiu
N:Tato proszę cie, dogadaj się z nim. Przyjdzie dziś pogadać z tobą
Rz:O nie nie nie, nie ma kurwa mowy.
N:chociaż go wysłuchaj, nie mogę ci powiedzć co chcę, więc proszę
Rz:Nie i koniec kropka, na nic co ma wspólnego z tym hujem sie nie zgodzę
N:*westchnął* pożałujesz tego *odszedł*
Ta jasne, pożałuje. Co za głupi bachor, pora ruszyć do biura i zająć się papierami. Pewnie zaraz jakaś omega przyjdzie i poprosi o tydzień zwolnienia. Norma codziennego dnia. Byłem dość mocno wkurzony. Wszedłem do do biura i usiadłem za biurkiem. Zrobiło mi się strasznie gorąnco...kurwa, zacząłem szybko szukać po torbie leków. Niech to szlag...zapomniałem ich z domu. No to teraz jestem w dupie...próbowałem dostać się do drzwi, ale po chwili urwał mi się film. Obudziłam się na kanapie, zobaczyłem obok siebie jednego z pracowników.
Rz:Co się stało? Co ty w ogóle tu robisz?
Usa:Dostał pan ruji i zemdlał pan, nie odpowiadał pan jak pukałem więc wszedłem do środka...
Rz:Czy ktoś jeszcze to widział?! *mówił wściekły i wystraszony* Nikt ma się o tym nie dowiedzieć! Rozumiesz?!
Usa:Tak szefie...*mówił wystraszonym głosem*
Rz:Mam taką nadzieję
Jest mi strasznie niedobrze. Odrazu pobiegłem do kosza. Chyba biorę za dużo tego gówna
Usa:Może wezwe karetkę?
Rz:Nie, wszytko jest dobrze. Nikt nie może wiedzieć że jestem Omegą
Usa:mogę zapytać szefa o coś?
Rz:Tak?
Usa:Szef bierze dużo leków aby nie mieć ruji?
Rz:Tak, a co cie to?
Usa:Szef może przez to umrzeć, w końcu szef dostanie takiej ruji że zapach rozniesie się po całym zoo w tedy ktoś pana zgwałci
Rz:Gadasz bzdury do niczego takiego nie dojdzie, prendziej umrę niż pozwolę aby ktoś mnie zgwałcił
Usa:Jak tak szef mówi...ostrzegałem szefa tylko
Rz:Nie potrzebuje rad dzieciaka, przyszedłeś do mnie aby pewnie wziąć wole na tydzień zgadza się?
Usa:Tak
Rz:Na spokojnie masz wolne
Usa:Dziękuję, w sumie jest pan jedyną omegą która zaszła tak daleko
Rz:Tak i dla tego nie mam zamiaru tego teraz stracić rozumiesz?
Usa:Tak
Rz:To dobrze a teraz szoruj do roboty
Usa:Tak jest
Uch...w końcu się go pozbyłem, raczej nie powinien wygadać że jestem omega w końcu sam jest omegą. Podał mi leki więc ruja nie powinna wrócić. No dobra to zajmijmy się moimi ukochanymi papierami. Spędziłem kila godzin na podpisywaniu papierów oraz dzwonieniu i załatwieniu np. Jedzenia dla zwierzaków. Była już 20, zawsze wychodze późno z pracy miałem się już zbierać ale ktoś zapukał do moich drzwi.
Rz:Proszę?
Zsrr:*wszedł dumnie do środka* witaj Rzesza
Rz:*odrazu warknął* wynoś się z tąd, o niczym nie będę z tobą rozmawiał, nie jesteś tu mile widziany
Zapomniałem że ten huj pierdolony miał przyjść, muszę go jakoś spławić. Nie mam siły na gadanie z nim.
Zsrr:Oj Rzesza Rzesza, czyli nic nie znaczy dla ciebie to zoo? Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać
Rzesza:Co? Oczym ty pierdolisz, znaczy i to wiele. Co ty chcesz od mojego zoo?
Zsrr:Zamierzam je kupić, a że będzie moją własnością to ja będę ustalał tu zasady, a chyba nie chcesz stracić pracy?
Rzesza:Co?! Nie sprzedam ci mojego zoo! Po moim trupie! To jest moje zoo i nigdy go nie dostaniesz
Zsrr:Jesteś żałosny, złożyłem już papiery tam gdzie trzeba, a jak się to skończy sprawą sądową to przegrasz, więc lepiej się dogadajmy po dobroci.
Rzesza:*ugryźł się lekko w język* Co chcesz dokładnie od zoo? Co chcesz zmienić? Hm? Co planujesz?
Zsrr:Po pierwsze zwolnić wszystkie pracujące omegi, są mało wydajne. Najlepiej się sprawdzą Alfy i bety...
Rzesza:Nie! Sprzedam ci pół udziału, będziemy tym rządzić wspólnie ale wszystkie omegi które tu pracują zostają *warknął*
Zsrr:hm? Co ci tak zależy na tych bezużytecznych omegach? Sam jesteś alfą przecież więc czemu masz taką sympatie do bydła?
Zaraz szlak mnie weźmie, jak ja mam ochotę go zabić. Bezduszny huj.
Rz:To też są ludzie przecież, oni też mają rodziny do wykarmienia.
Zsrr:Miejsce ich jest w burdlach tylko do tego się nadają, widziałeś kiedyś omege która zajęła wysokie miejsce w społeczeństwie? Bo ja nie
Rzesza:*warknął* naprawę jesteś hujem i nic więcej. Dałem ci propozycję swojego zdania nie zmienie. Omegi mają zostać i koniec kropka
Zsrr:Upartyś i głupi, w sumie leprze to niż nic, sądziłem że w ogóle się nie zgodzisz. Miałem już na to plan ale widzę że nie muszę go robić
Rzesza:Czyli zgadzasz się abyśmy oboje tym rzadzili tak?
Zsrr:Ta ta *daje papiery na stół* masz popraw to i podpisz. Od jutra to miejsce będę wspólne.
Rz:Mhm...*bierze to zmienia i podpisuje poczym mu oddaje* masz
Zsrr:*uśmiechnął się lekko* z rana moi ludzie zmienią lekko to miejsce, będę od teraz siedział tu z tobą cały czas
Rz:Co?! A ty mnie masz firmy którą musisz rządzić?
Zsrr:Będę robił to z tego miejsca, dlatego to miejsce się zmieni *dał rękę na klamke* do zobaczenia jutro wspólniku *wyszedł*
Nosz kurwa mać. Naprawdę musze siedzieć z tym hujem? Do jednego miał racje w sądzie bym z nim przegrał. Dobra pora iść do domu, nie miam auta bo jest w naprawie więc chodzę pieszo. Wyszedłem przed brame zoo, zobaczyłem czekającego na mnie syna. Jest to rzadkość, pewnie jest ciekaw co postanowiłem z Zsrr. Podszedłem do niego
Rz:Co tu robisz?
N:Przyjechałem po ciebie, wiadaj
Widziałem z tyłu dałem moją torbę, po chwili syn zapytał się oczywiście o Zsrr
N:Więc? Jak? Dogadałeś sie? Tylko nie mów mi że zamierzasz z nim walczyć, przegrasz z nim w tedy
Rz:*westchnął* będziemy wspólnikami
N:*gwałtownie zachamował na światłach ze zdziwienia* mówisz poważnie? Zgodziłeś sie? Naprawdę? *mówił z niedowierzaniem*
Rz:Sam mu zaproponowałem współke, chciał zwolnić wszystkie omegi które tak pracują
N:*mruga z niedowierzaniem, parkuje pod domem* tato mogę cie o coś zapytać?
Rz:Tak, o co chodzi?
N:Czemu masz taką sympatnie do omeg a nienawidzisz alf? Przecież sam jesteś alfą
Rz:Omegi to też ludzie a wszystkie alfy traktują je jak popychadła, dla nich służą tylko do sexu. Dlatego tak nienawidzę Zsrr
N:*jest zdziwiony, nie spodziewał się tego po ojcu*
Rz:Coś taki zdziwiony? Nie jestem przecież potworem
N:No..um...ale czestwo się tak zachowujesz
Rz:*prychnął wziął rzeczy i poszedł do domu* ide wziąć prysznic i ide spać
N:Dobrze tato
Jutro czeka mnie ciężki dzień...będę musiał znieść tego huja przez cały dzień. Od teraz muszę się pogodzić że go będę widział codziennie...teraz będzie ciężej ukraść fakt że jestem omegą. Wziąłem prysznic i położyłem się odrazu spać.
//Którą perspektywę wolicie w następnym rozdziale? Usa czy Rzesze? //
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top