Rozdział 4

//Per. Rzeszy

Obudziłem się chyba jakoś popołudniu. Trudno było mi stwierdzić bo nie miałem zegarka żadnego przy sobie. Szczerze miałem nadzieję że to był tylko koszmar a jednak jest on prawdziwy. Przez tą całą sytuację wszyscy dowiedzą się że jestem omegą. Stracę szacunek wśród innych i moją pozycję w mieście....I to wszytko przez tego huja. Myślał że da rade wytrzymać moją ruje. On naprawdę jest idiotą. Jedyny plus tego wszystkiego że mogłem się wyspać na dużym i miękkim łóżku. Piękna pogoda dziś za oknem. Pewnie w zoo jest spory ruch. Nie wiem co mam teraz zrobić. Rozmyślałem tak z 20 minut, poczym usłyszałem kroki jak ktoś idzie w moją stronę. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.

Rz:Proszę

Wszedł przez nie oczywiście Zsrr. Miał lekko skwaszoną i niezadowoloną mine.

Rz:Witaj

Zsrr:Dzień dobry

Rz:Czy taki dobry to nie wiem

Zsrr po chwili usiadł obok mnie na łóżku. Z bliska było widać że coś go martwi i jest niezadowolony z jakiegoś faktu.

Zsrr:Ja też nie wiem czy dobry. Za jakieś 2 godziny przyjdzie mój prywatny lekarz i cie dokładnie zbada.

Rzesza:Czy to jest konieczne? *powiedział niezadowolony*

Zsrr:Tak konieczne. Muszę sprawdzić czy czymś się od ciebie nie zaraziłem

No oczywiście komuch zawsze będzie myślał tylko o sobie. Czego ja sie mogłem spodziewać. Napewno nie będziemy parą.

Rzesza:mhm...A takie pytanie, coś cie martwi? Widzę że chodzisz nie spokojny

Zsrr:Nie, wszytko jest okej. Od kiedy cie interesuje jak się czuje? Przecież nienawidzisz alf

Rz:*prychnął* A ty nienawidzisz omeg, coś jeszcze chcesz o demnie? Jeśli nie to wyjdź *warknął*

Zs:Tak chce, jesteśmy wspólnikami jeśli chodzi o zoo. Burmiszcz miasta chcę zrobić w zoo przyjecie urodzinowe dla swojej córki. A do tego potrzebuje twojej zgody

Rz:Nie zgadzam się

Zsrr:Jego córka to omega która kocha zwierzęta. A to ma być przyjęcie niespodzianka, nie ma dużo przyjaciół prawie w ogóle.

Rz:W takim wypadku się zgadzam, odrazu mogłeś powiedzieć że to omega

Zsrr:*prychnął* czyli alfie byś odmówił?

Rz:Oczyście że tak, bo alfy są podłe i bez serca *spojrzałem prosto w oczy Zsrr*

Pożałowałem tego co powiedziałem, widziałem w jego oczach złość. Naprawdę rozważa zabicie sie. Po chwili przygwozdził mnie do łóżka. Wisiał na demną, swoimi rękami trzymał moje ręce. Patrzył się w moje oczy. Miałem wrażenie że zaraz znów zostane zgwałcony...

Zsrr:Nie każda Alfa jest bez serca, nie każda Alfa ma wybór być inny niż jak ktoś jej nałożył. Tu przyznam ci racje nie każda omega jest słaba i beznadziejna. Więc ty też przestań mówić że Alfy to potwory bez serca, nie znasz mojej histori więc przestań mówić że nie mam serca

Poczułem jak mocniej zacisnął ręce. Zacząłem czuć lekki ból. Może naprawdę trochę przesadziłem.

Zsrr:Jak bym nie miał serca to zostawił bym cie w tym pierdolonym biurze i wszystko zrzucił bym ma ciebie. Mam tyle pieniędzy i poparcia że bez problemu bym tego dokonał. Ale z jakiegoś powodu jesteś w moim domu, w mojej sypalni. W dodatku zadzwoniłem po najleprzego lekarza którego ja opłace i będzie cie leczył. To że nie pokazuje emocji nie znaczy że ich nie mam *walnął mocno ręką o poduszkę, na szczęście z dala od głowy Rzeczy*

Pierszy raz widzę go w takim stanie...albo sie pogodze z faktem że jesteśmy parą albo sie zabije. Zobaczymy co bedzie pierwsze. Gdy spojrzałem w jego oczy zobaczyłem zbierająnce sie łzy, widziałem jak bardzo chce je ukryć. Może nie jest on potworem tylko sie po prostu zgubił. Eh...nie wiem czy przejdzie mi to przez gardło....

Rz:Zsrr...ja...przepraszam...*powiedziałem trochę cicho*

Zobaczyłem ogromne zdziwienie na twarzy Zsrr.

Rz:Mogę się mylić co do mojego zdania na temat alf...proszę pokaż mi że się myliłem...*powiedziałem cicho i pod wróciłem głowę w bok*

Kątem oka widziałem niedowierzanie Zsrr w to co powiedziałem. Po chwili ciszy puścił mnie a potem wstał z łóżka. Stał do mnie tyłem abym nir widział jego twarzy.

Zsrr:Dobrze, udowodnie ci że Alfy nie są bezduszne tak jak myślisz. Za to ty mi pokażesz że omegi są tak samo dobre jak alfy

Na koniec zdania spojrzał na mnie. Widziałem że pokłada w czymś nadzieję. Napewno udowodnie mu że omegi są tak samo dobre. Wygram ten zakład.

Rz:Dobrze, pokaże ci że omegi mogą wiele osiągnąć.

Zsrr:*uśmiechnął się lekko drwiąnco* już nie moge się doczekać, a i pokojową przyniesie ci później papiery do podpisania z zoo. *idzie powoli do wyjścia*

Rzesza:udowodnie ci że się my...

Zsrr:*szybko zamknął drzwi na klucz, poczym usiadł od drzwami i założył maseczke na twarz*

Rzesza:Gorąnco mi...*dyszy*

Zsrr:Ta ruja jest słabsza od poprzedniej ale nadal ma bardzo silny zapach...uch..

Jest mi strasznie gorąnco...dłużej nie wytrzymam. Potrzebuje kogoś i czegoś. Nie mogę go poprosić o pomoc...

Rz:Zsrr.....proszę...pomóż mi *mówi kusząco*

Zsrr słysząc to wstał szybko od drzwi i podbiegł do mnie. Zaczął mnie rozbierać. Próbował zachować kontrolę i delikatność ale było to bardzo ciężkie. Jedyne co muszę przyznać bosko całuje.

//Time skip//

Przez bitne półtorej godziny się pieprzyliśmy. Lezałem na Zsrr zmęczony. Klate naprawdę ma niezłą. Jest naprawdę mocno umięśniony tego się nie spodziewałem. Lekko mnie obejmował i głaskał po plecach. Bardzij spodziewałem się że po zabawie zostawi mnie samego anie że bedzie sie mną zajmował. Leżeliśmy tak w ciszy. Mam nadzieję że moja ruja szybko sie uspokoi choć o wiele proszę. Choć mam to na własne pierdolone życzenie. A ten huj zabronił mi brać leków więc jest szansa że przez miesiąc codzienie będę miał ruje....to jest najgorsza możliwa opcja i mam nadzieję że do niej nie dojdzie. W sumie całkiem miło się tak wspólnie leży, do puki nie otworzy gęby będzie miło. Podajrze za niedługo ma być lekarz. Z mojego myślenia wyrzuciło mnie pukanie do drzwi.

Służka:Panie Zsrr, przyjechał pański lekarz czeka w salonie na pana

Zsrr:Dobrze, powiedz mu że zaraz do niego przyjde

Służka:Dobrze

Zsrr:*spojrzał na Rzeszę* trzeba cie na szybko ogarnąć

Rzesza:Zanieść mnie do łazienki a dalej dam sobie radę

Po tych słowach Zsrr mnie podniósł i zaniósł do łazienki. Tylko zamiast mnie zostawić żebym sam sie na spokojnie ogarnął. Sam zaczął się mną zajmować. Umył mnie itd. Nie chciało mi się  z nim kłócić więc Po prostu mu na to pozwoliłem. Położył mnie na łóżku poczym poszedł po lekarza. Po jakiś 15 minutach wrócił.

Rz:Dzień dobry

Lekarz:Dzień dobry

Zsrr:Proszę go przebadać całego.

L:Dobrze *podszedł do Rzeszy*

//Time skip//

Zsrr:I jaki wynik?

L:Do końca życia już nie może przyjmować blokerów. Może w tedy nawet umrzeć. O dziwo przy tam dużym braniu leków nadal jest płodny, co mnie zadziwia bo nie powinien być. Odrazu wyprzedze pańskie pytanie. Pan Rzesza nie jest w ciąży. Na razie jego organizm przyzwyczaja sie do nowej rzeczywistości. Przez jakiś czas będzie miał nieregularnią ruje. Potem się ona ustabilizuje. Tak to tyle ,poza Rują i braniem tych leków tak to jest w pełni zdrowy.

Zsrr:Dziękuję doktorze, mogę z panem jeszcze na sposobności pogadać?

L:Tak

Po tym wyszli i nie wiem o czym gadali. W sumie cieszy mnie to co powiedział lekarz. Jestem w pełni zdrowy. Dobrze że nie jestem w ciąży narazie bo to by jeszcze mocniej skąplikowało sprawe. W sumie chcę już wrócić do pracy, a aktualnie bym coś zjadł. Ten kark nadal mnie boli. Po jakiś 30 minutach przyszła do mnie służka z tacą pełną jedzenia. Zjadłem wszytk, ciekawe kto to gotował. Gdy skończyłem jeść postanowiłem się przespać.

//Per. Zsrr

Zsrr:Rozumiem doktorze i dziękuję za wszystko

L:Nie ma problemu, pamiętaj aby uważać. Jego ruja jest ponad przeciętna, więc lepiej aby nie zostawał sam

Zsrr:Rozumiem, do zobaczenia

L:Do zobaczenia

Więcej problemów niż mniej. Teraz to napewno nie ukryje przed ojcem że to omega. O tyle dobrze że nie jest w ciąży. To jakoś mnie ratuje. Muszę iść jutro do pracy, bo innaczej będzie to podejrzane że tak długo mnie nie ma. Za dokładny miesiąc są urodziny mojego ojca. Co jeszcze bardziej kąplikuje wszystko bo przyjęcie będzie u nas. Przecież jak on zobaczy Rzesze to mnie zabije. Ciekawi mnie czemu ojciec ma takie podejście do omeg. Koniec rozmyślania trzeba iść do biura powypełniać papiery. Miejmy nadzieję że jakoś się to ułoży. Ruszyłem powolnym krokiem do biura po drodze zajrzałem do Rzeszy. Słodko spał wtulony w poduszki lekko się uśmiechnąłem i ruszyłem dalej. Może nie jest on taki zły za jakiego go uważałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top