Rozdział 6

- Tak, ale nie wiemy gdzie on jest. - kontynuował. - Jest w c**j daleko, bo nie da się przetelerportować do niego. Co do Errora i 404. Nie mam bladego pojęcia.

- Być może są razem z nim. - stwierdził Herobrine. Dostałam zawału, normalnie.

- Możliwe. Ale jeżeli tak, to oznacza, że za jakiś czas tu będą.

- No dobrze. A co z Doną i Aaronem? Zatajamy to? - wtrąciła się rudowłosa.

- Według mnie tak, młody jest ciekawski. Nie wiadomo jak zareaguje na to gdy się spotkają. Na razie lepiej nic nie mówmy.

- Zróbmy jej niespodziankę. - uśmiechnęła się niebieskowłosa.

- Chyba, że tą niespodziankę coś zepsuje. - hehehe... MÓJ PESYMIST...

- Ty zawsze masz takie pesymistyczne nastawienie.

...

Wiadero wie o skutkach stworzenia Natashy? TYM BARDZIEJ O NATASHY?

Trza trzymać się zdala od rodziców, i... Stworzyć ją w końcu.

~~~

Rozeszliśmy się już do swoich pokoi. Ja, Niko, Larissa, jak zwykle tradycja... Eh...

...Kasia i Gabrysia...

Bardzo za nimi tęsknie... :'C

Zmieniając temat!

Mam plan stworzyć tą Natashe. Dzisiaj. Tej nocy. W tym pokoju... No może nie.

Na dworze. O!

Przetelerportowałam się do pobliskiego lasu, tuż obok leśniego dworu. Spotkałam tam Gabiego rozmawiającego z...

Nie wierzę.

- NIE.

- TAK. - powiedział zrezygnowany towarzysz. Powolnym krokiem podeszłam do niego. - Wiedz, że jeśli się decydujesz na stworzenie sztucznej inteligencji bez wykształcenia, narażasz CAŁY świat na niebezpieczeństwo. A ten tutaj Pani sługa to potwierdza. - wskazał ruchem ręki na zmieszanego Ender Mana.

- GABI?! - zabiłam go wręcz wzrokiem. Ten pokręcił przecznie głową. - No... I fajnie.

- I CO JA MAM ZROBIĆ, BY CIĘ PRZEKONAĆ, HĘ?! - wrzasnął równierz zrezygnowanym tonem.

- POGÓDŹ SIĘ Z TYM, NIC SIĘ TAKIEGO NIE STAANIE...! - kłamałam. Trza tylko trzymać POZYTYWNĄ opinię, modlitwe, itp itp. TIA...

- Ostatnia szansa. - zdjął rozpaczony maske. Jego oczy się zaszkliły. - Nie chcę mi się walczyć z twoim dzieciakiem...

- Ty LENIU... - zpiorunowałam go wzrokiem.

- Oh, NO DOBRA. - i się gdzieś przeniósł. Mam nadzieję, że nie do ojca. Eh. No trudno.

Oparłam lalkę o kamień. Taki, normalny, mały xD Jednym ruchem ręki wyczarowałam kulę Kresu, a Gabi mi się wszystkiemu przyglądał.

Ok, rzuciłam kulką w lalke, ORYGINALNE... Lalka zaczęła się niepokojąco świecić na jasnoniebiesko. Stworek przetelerportował się gdzieś, chyba z przerażenia, ale w*lić...

W pewnej chwili lalka przepełniona światłem się powiększyła, o 7 razy, i przestała świecić. Mogłam się w końcu przyjrzeć swojej "córce".

Właśnie przede mną stała, ok.4latka, o błękitnych oczach, czarnych do bioder lokach, fioletowej bluzie z kapturem bez zamka, oraz czarnych spodniach. Przyglądała mi się z zaciekawieniem.

Wytrzeszczyłam oczy.

- Kim ja... Jestem...?






Nawet opisywanie takich "akcji" mi się nie udaję... :c



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top