Rozdział 19

Zamiast przenosić nas samych, poszłyśmy do domu na piechotę.

Znaczy, do domu ojca.

W ciszy.

W której nasze myśli toczyły kłótnię z innymi.

Nawet nie wiedziałam, jak szybko nam ten czas zleciał. Znajdowałyśmy się pod zrujnowanym wejściem do Leśnego Dworu.

Zachichotałam.

- Co ona zrobiła... - westchnęłam. Larissa równierz zachichotała. - I jak. - zwróciłam się do niej. - Chcesz mówić o tym ojcu? No wiesz, o mocach? I o tej walce?

- Czasami mi się wydaję, że jesteś bardziej ogarnięta w tym sprawach, mimo dwuch lat różnicy naszego wieku. - przewróciła oczami. - Oczywiście, że nie. W końcu, i tak może nam w każdej chwili wedrzeć się do wspomnień. - na powiedzenie tego słowa, wzdrygnęła(?) się.

- Uhm. - przekroczyłam próg Dworu. Od razu usłyszałam wrzaski.

- WRACAJ MI TU! - a konkretniej wrzaski 404. Po chwili zobaczyłyśmy go, goniącego małą Natashe.

O nie.

Mam ku*** poprostu dość.

- CZEŚĆ 404! - wrzasnęłam miłym głosem.

Ze strachu się przeteleportował gdzieś. A Natasha widząc zaistniałą sytuację, podbiegła do mnie.

Hehehe B) *zakłada okularki swagu*

- CZEŚĆ OLFIX, CZEŚĆ CIOCIU! - przywitała nas z uśmiechem. Jednak po chwili jej wyraz twarzy zmienił się na "zaniepokojenie". - Czemu jesteście ranne?

*zdejmuje okularki swagu*

Dopiero się zoriętowałam, że na swoich ciałach miałyśmy dużo ran, zadrapań, siniaków itp. A szczególnie duża rana w okolicy czoła Larissy zaciekawiła małą.

- Aa, nic takiego. - uśmiechnęła się sztucznie ciocia niebieskookiej. - Trenowałam właśnie z twoją mamą. Dała mi pożądny wycisk!

Jak widać. B) *z szerokim i niepokojącym oraz psychicznym uśmieszkiem po raz drugi zakłada oksy*

- Mamo, co ty masz na szyi? - wskazała na moją szyję palcem.

Włączyłam F5, tą inteligencję od Hakera, z wymiaru Kasi i Gabrysi.

Miałam na niej białe wytatuowane "E". Aż zimne ciary przeszły po mojej skórze. Po siostry też.

- Nic takiego. - wyłączyłam F5, biorącz małą na ręce. - Aa, no tak. CZEMU NIE ŚPISZ DO CHO**RY?!

Mimowolnie rudowłosa wybuchnęła głośnym śmiechem. Ja tak samo.

- A no właśnie, dlaczego 404 cię gonił? - zapytała Larissa.

- Zabrałam mu zdjęcie cioci Niko.

Rykłam śmiechem.

*spadły jej oksy swagu*

- A co z nim zrobiłaś? - wydusiłam, płacząc ze śmiechu. Ta naprawdę mi poprawia humor xD

- Zabrałam, zdeptałam, podarłam, spaliłam, wyrzuci...

- SPALIŁAŚ?!

- NIE. - wyszeptała towarzyszka. - To twoja córka, twoje problemy. - rzuciła, idąc do pokoju. - ZA DUŻO SZOKU JAK NA JEDEN DZIEŃ, CHCĘ SPAĆ!

Natasha obdarowała mnie pytającym spojżeniem.

Przełknęłam góle w gardle.

- Czym spaliłaś?...

- Swoją magią!

Zemdlałam.

~~~
Oczami Larissa'y:

O nie nie nie.

To nie na moje nerwy.

Ktoś po raz setny zapukał do mojego pokoju.

Ja.
Chcę.
Spać. ;_;

I znów usłyszałam pukanie.

- OTWARTE! - wrzasnęłam zmęczona dzisiejszym dniem. Narpierw ta walka, jeszcze później odkrycie mocy, a na końcu... Chyba nie robią se ze mnie żartów.

W drzwiach stała, równierz zmęczona córka Brineary'ego.

- Sorka, przysypiam. - uśmiechnęła się do mnie lekko. - Mogę?

- Jasne. - jęknęłam, bezwładnie waląc się na łóżko. - Uh... Czego? - zapytałam.

- Po pierwsze... - zaczęła swój, napewno monolog, jednak niespodziewanie zasnęłam.

I się znowu obudziłam. Tym razem, sama, bez Niko w towarzystwie. Promienie słońca oślepiły mnie, a sama poczułam, jakbym się wyspała.

Mozolnym krokiem zeszłam do kuchni. Byli tam już 404, Error, Ola z małą, Niko, rodzice matki czterolatki, i Haker.

Um...

Nietypowa sytuacja.

- Ja to wszystko słyszę. - burknął chłopak, nakładając sobie jajecznicy.

- Em...

Konkretniej - 404 z Errorem kłucili się o coś, stojąc obok blatu, Ola siedziała przy stole i nic nie robiła, tak samo jak niebieskowłosa, Natasha z Hakerem jedli wszystko co popadnie, a Carify z ojcem, też rozmawiali. Tylko, że siedząc przy stole. I bez kłótni. Gdy mnie zauważyli, blondynka się do mnie uśmiechnęła.

- Czy ja o czymś nie wiem? - dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy są jacyś niewyspani. No, napewno Olfix, Natasha, i 404-po nich to mogłam się spodziewać. Jednak po reszcie-nie.

- Nie wiem. - parsknęła śmiechem białooka. Jak zawsze z humorem.
Pomimo tego, co się wczoraj odwaliło...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top