Rozdział 23

Już od jakiś trzech godzin siedzimy w "nowym domu" Larissy. Znalazłyśmy odpowiednie dla niej miejsce w lesie tropikalnym. Tam zbudowałyśmy dom na drzewie, który miał podporę głównie z wielkich gałęzi. Wchodziło się do niego przez dziurę w podłodze xD przez drabinki, które były oparte o pień, czy jak to tam... No, nie ważne. Siedziałyśmy i się nudziłyśmy. Nie chciało nam się iść po jej rzeczy ze starego domu.

- Tak w ogóle... - zaczęła Larissa, wyciągając dwa jabłka z ekwipunku. - Po za Natashą i właśnie Kiff'em...

- To co? - przerwałam jej.

- Powinnyśmy zapewnić jej bezpieczeństwo. - mruknęła zamyślona. - Ktoś powinien jej pomóc opanować moc ognia... I oczywiście ktoś powinien z nią porozmawiać.

- Czemu się na mnie uwzięłaś... - odwróciłam wzrok. - Słuchaj. Z kąd mam niby wiedzieć, jak wybić jej z głowy to, że ma nie trzymać tajemnic ze względu na "prawdopodobnie" proźbę białego? Mam dopiero 16 lat! - podniosłam głos zrezygnowana.

- A ja 18, i co? - wzruszyła ramionami. - Też nie wiem, jak ty to zrobisz.

Brawo.

- Nie ma mowy. Nie ja.

- Jak ty nie, to ja tym bardziej. Nie narażaj życia nas wszystkich! Przecież widziałaś sama, jak białe Ender Many są o wiele wiele wieeeleee silniejsze od tych czarnych.

- Okey! - już, powiem szczerze, że się trochę wkurzyłam. Mówię, że nie umiem tego zrobić! Raz próbowałam. Przerwał mi Haker. Ale i tak nie udało mi się wyciągnąć od niej, kim jest Kiff... No, teraz to już nie ważne. Teraz to praktycznie wszystko jest ważne. Może mogłabym przejżeć jej wspomnienia...? Nie, no, wspomnienia. Przecież ona poprostu z nim rozmawiała przez myśli, bez widzenia.

Nie uda mi się.

Zamieniłam się w hakerkę. "Wyczarowałam" po stack'u wszystkich barwników, oraz trzy stack'i sztandarów. No, i oczywiście crafting. Szczerze, to pierwszy raz będę się bawić w bazgranie po wełnie na badylu. Ale no. Zawsze coś.

Czarne tło, a na środku biała czaszka Ender Mana. Shhh, przecież wiem, że tak się nie da w MC... Została zakreślona czerwonym "x". I to tyle.

Rudowłosa przyglądała mi się z zaciekawieniem, połączonym ze smutkiem. Nie bardzo zwracałam na nią uwagę. Za pomocą telekinezy, wystawiłam przed siebie ową rzecz, wpisując kod. Skopiowałam na trzy stack'i.

Odłożyłam te sztandary na bok z zażenowaniem. Przecież to nic nie da. Chociaż... Mogłabym też pomyśleć o wzmocnieniu sługów, a nie.

- Ty wiesz, że to gó**o da? - burknęła, opierając się o ścianę domku na drzewie. Niechętnie przytaknęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top