Rozdział 12
- Musimy pogadać. - Larissa wbiła do kuchni z poważną miną. Zaniepokoiło mnie to trochę...
- O czym? - zapytałam.
- O... - podeszła do mnie i Natashy nie co bliżej. Jakby miała mi wypruć ochrzan. - CHŁOPAKACH!
...
Z Natashą dostałam laga mózgu... A Larissa wybuchnęła śmiechem...
- Dobrze się czujesz? - podniosłam prawą brew. - Po za tym... PO JAKIEGO GRZYBA, I O JAKICH...
- No, z naszej j*bniętej rodzinki. - parsknęła śmiechem. - A wiesz, co jest najzabawniejsze?
- Co?
- Wkręcam cię.
...
- ZABIJĘ.
- Ale za co? - wybuchnęła, znowu śmiechem.
- Em... - podrapałam się po karku. - Nie ważne... PO CO TO. - zmierzyłam ją wzrokiem.
- A, dla beki. - przewróciła oczami. - Przyszłam do ciebie z inną sprawą.
- Niby jaką?
- Pomimo tego, że... Ojciec prawie się o niej dowiedział.... - wyszeptała, wskazując na małą. - To... Też to słyszałaś? Że... Uh, głos kogoś innego ze wszystkich tu zebranych.
- JA SŁYSZAŁAM, WUJKA KIFFA! - pisnęła uradowana niebieskooka.
Chwila.
- Że kogo?! - krzyknęłyśmy w tym samym czasie z przyrodnią siostrą.
Kiff.
Kiff..
Kto to?
- Um... Nieważne. - mruknęła, wycofana, zeskakując z blatu.
I o to nie wiedziałam o co chodzi. Lari wzięła małą na ręce.
- Że niby kogo? - dalej ciągnęłam, kiedy mi się przypomniała pewna formułka moich stworków. - TY CZYTASZ W MYŚLACH! - oznajmiłam do rudowłosej zaskoczona, ale i też szczęśliwa. - Gratulacje!
- CO? - niedowierzała. - O nienienienienieee... Umiem, tylko, czarować wodą. NIE UMIEM CZYTAĆ W MYŚLACH. PORPOSTU PYTAM-JAKI WUJEK. I JAK TAK, TO CO WUJEK. ONA NIE MA WUJKA! No dobra, ma. Ale Null'a! A nie "Kiffa".
- Nie znam Kiffa! - krzyknęła przestraszona czymś mała.
...
Czy ona wie, o czym ja nie wiem?
- Dobra, nie ważne... - westchnęłam. - Później o tym porozmawiamy... - dodałam w myślach. Ciekawe, czy usłyszy.
- Ok! - uśmiechnęła się krzywo.
- Kurna... - strzeliłam facepalma. - Ci, co mówią bez otwierania gęmby, myślą. CZYTASZ W MYŚLACH I KONIEC.
- KOCHANI! - usłyszałam wołanie kapturzańca. - Mam dobre wieści! W sumie to dwie.
- Idziemy? - zapytała Larissa, ruszając w stronę salonu.
- Jasne! - posłałam jej uśmiech... Szczery? Tak naprawdę nie wiem, z czego się cieszyć.
Bo cho**ra wie. Kim jest Kiff? Tego miałam się dowiedzieć, ale później... Ha! Jestem ciekawska. To widać.
Nie wnikając w szczegóły, co, i jak, czy zaraz wybuchnie TNT, czy kosmici z wymiaru Kasi i Gabrysi przejmą władzę nad światem(co z tego, że już przejmują... Grając w MC.), poszłyśmy do salonu. A tam stali wszyscy, łącznie z Hakerem, uśmiechając się chamsko do mnie.
Wft?
- Mów. - zwrócił się w stronę Lorda ojciec.
- Jedna jest taka, że Entity_303'emu udało się odbić Aarona. A druga to... - chciał dokończyć, JEDNAK drzwi frontowe zostały... Ekhem. Wywarzone. A w nich stał Entity_404 i Error.
- WELCOME TO HOME EVERYBOODY! - okrzyknął Ent404. Pixrl zatkał mu buzię jabłkiem.
- I Vice Versa... - burknęłam. No, z kąd ja to zna...
Chwila.
Ent i Error?!
CO ONI TU... JAK... W JAKI SPOSÓB, GDZIE ONI BYLI...
- Zatkaj się... - warknął w jego stronę czerwonooki. - Trochę osób tu już przysypiało.
- Error, Ent404, miło was widzieć! - oznajmił przeszczęśliwy Herobrine.
- Oh, miło was widzieć chłopaki. - odezwał się, również szczęśliwy bliźniak.
- Ciebie też dymiący. - zaśmiał się Error.
- Ey, pikselowaty. - również się zaśmiał.
- Heja niebieska. - kolejny się zaśmiał, Ent404, na widok Niko.
- No hej czwórka... - przetarła oko.
- Siema wszystkim... - mruknęłam. Natasha w pewnym momencie się wyrywała. No, w końcu dopięła swego. Wyrwała się, i pobiegła z przytulasem do Errora.
Czy on mnie za to zabije...?
- Czyje to to? - wskazał na nią palcem.
- Uh... MOJE! - krzyknęłam z zakłopotaniem, i wręcz WYRWAŁAM małą od gościa.
Co ona w nim widzi.
- Wybacz... - dodałam.
- Nie szkodzi. - odparł, i się uśmiechnął. Nie no, zaraz im takiego pesymistu dowalę...
- No, a nie mówiłem, że do niej pasujesz?! - krzyknął 404. Ent.
Mina, która mówi sama za siebie.
Dostałam laga.
Wszystkiego.
TO OCZUCIE, KIEDY PRZYPOMNISZ SOBIE SHIP, WYPOWIEDZIANY PRZEZ TOWARZYSZA, KTÓREGO(ship) NIE NAWIDZISZ... Byle Natasha nie pomyślała, że to jej ojciec... xD
- Oh, zamknij się!
- Czy możecie być ciszej? - wbiła do salonu zaspana Dona.
- WYBACZ... - wyszeptał, wiecie kto.
- Nie szkodzi... - westchnęła. PO CZYM przetarła ze zdziwienia oczy. - Error? Entity_404? Jak wy tu... Znaczy... Skąd... J-Jak?!
- "Też chciałabym wiedzieć..." - pomyślałam.
- A długo opowiadać kochana. - zaśmiał się Error.
Znowu się zaśmiał. Je**ny optymista... Totalne przeciwieństwo. Oo! I DLATEGO NIENAWIDZĘ OLROR.
Dona czym prędzej rzuciła się na nich z przytulasem.
- Wiedziałem, że mnie zdradzasz!, ale żeby z dwoma?! - ktoś krzyknął.
Nie, nie wierzę...
ROZWALIŁ MÓJ PESYMIST!
- ENTITY!
I nie 404.
A 303 LUDZIE! TRZY STA TRZY! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top