Rozdział 15

- Nie wiem gdzie ty mnie urwałeś, ale mam cię dosyć! - krzyknęłam, ponieważ zamist w domu znalazłam się w gęstym lesie. - Masz mnie z tond wyprowadzić!!! - wściekłość: 9/11.

Nagle dostrzegłam na drzewie kartke, a nad nią dziwny wyryty symbol. Na kartce było napisane-idź prosto.

W takim wypadku, że haker mnie zabrał nie wiadomo gdzie, Ent się dla mnie naraża, Jeff chce mnie dopaść, a ja nie mam corobić, postanowiłam pójść prosto xD

Gdy odeszłam od poprzedniego punktu w wybranym kierunku znowu znalazłam następną kartke, która kazała ( no nie powiem, czy kazała xd ) mi skręcić w lewo.

Przez ostatnie 10 minut poszłam prosto, w lewo, w prawo, znowu w prawo, w lewo, w tył(?), i prosto.

Wtf, trafiłam na polane.

- Szlak hakerze! - krzyknęłam, tym razem na głos.

Nagle poczułam straszny i za razem głośny pisk w głowie. Głośniejszy niż ryk Ender Dragona i Withera razem wziętych, podczas tej wojny.... ;-; Gdy pisk ucichł, ogłuchłam, i poczułam krew spływającą mi z nosa. Upadłam na kolana dostrzegając znajomą sylwetke, podobną do Ender Mana.

- Kim jesteś... - wyszeptałam, uświadamiając sobie, że ktoś mnie uderzył w głowe.

Straciłam przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top