Rozdział 7
- OLA DO CHOLERY OBUDŹ SIĘ!!! - usłyszałam jakieś... To był haker. Obudził mnie, tylko po co? Dlaczego? Chce mi się spać!!!
- Czemu mnie obudziłeś? - spytałam wściekła.
- ZARAZ SIĘ SPÓŹNISZ, JEST JUŻ ZA DWADZIEŚCIE ÓSMA.
Zrobiłam sobie *facepalm*a.
- Przecież się wyrobię, więc w czym rzecz?
- Poprostu wstań. - i tu jego głos się uspokoił.
Wstałam, jak zwykle musiałam się wywalić.
Ubrałam się w to i owo, założyłam plecak, wzięłam swój nóż bo why not?, i zbierałam się do wyjścia kiedy haker powiedział, że ktoś mnie obserwuje.
- Haker, mam do ciebie mówić ,, haker "? - zaśmiałam się pod nosem zmierzając w wyznaczony cel-budynek, w którym męczą dzieci psychicznie xD - Masz w ogóle jakieś imię?
- Jestem poprostu hakerem. Nie nadano mi imiona bo po co? Możesz mówić do mnie jak chcesz. - mruknął.
- Dobrze hakerze. - xD nagle na kogoś wpadłam. No tak! Może dlatego, że zamiast jak Cywilizowany Człek gapić się przed siebie, patrzyłam się w dróżke.
Spojżałam lekko w góre.-Był to chłopak z białą bluzą poplamioną od keczupu( nie wiem jak to się pisze xD ) i czarnymi dżinsami. Twarz miał zakrytą kapturem, mogłam tylko dostrzec jego kruczoczarne włosy. Wyglądał prawdopodobniej na jakiegoś 15latka.
- Oh, bardzo przepraszam, nie zauważyłam cię. - uśmiechnęłam się do niego i chciałam go ominąć, gdy ten złapał mnie za prawy nadgarstek. Przecież ja się zaraz spóźnię do szkoły!!!
- Nie wiesz, kim ja jestem słonko? - i wtedy do mnie dotarło, że to ten morderca...
Zaczęłam się szarpać, ale nic to nie dało. W końcu się wyrwałam i zaczęłam biec jak najszybciej. Do szkoły miałam niedaleko.
Na moje szczęście.
Zauważył, że biegnę w stronę szkoły, więc już mnie nie gonił. Tak mi przynajmniej powiedział haker.
Zmieniłam swoje buty itp, poszłam do sekretariatu wziąć plan lekcji i książki itp... No i pobiegłam na lekcje.
Tak, lekcje.
Spóźniłam się...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top