Rozdział 16
Obudziłam się nie wiadomo gdzie...
Leżałam na zakrwawionym łóżku.
Znajdowałam się w brudnym od krwi pokoju.
Normalne życie.
Wręcz zajebiste.
Nagle usłyszałam straszny odgłos skrzypienia drzwi. Aż spadłam z łóżka, lecz od razu poczułam uporczywy ból głowy.
W drzwiach znajdował się Jeff. Wręcz to normalne.
Bardzo normalne.
- Dobrze się czujesz? - spytał z troską w głosie.
- TY IDIOTO, TO TY WALNĄŁEŚ MNIE W GŁOWĘ?!?!?! - wydarłam się na niego, nie wiedziałam, że mogę się tak drzeć.
No i fajnie, rzucił się na mnie, w porę zrobiłam unik, następnie z prędkością błyskawicy wybiegłam z danego pokoju.
To był błąd.
Ofiara losu, ktoś wywalił na mnie rosół. -.-
Stanęłam bez ruchu, kolejny błąd.
Jeff się na mnie wywalił.
- DOM WARIATÓW! - wrzasnęłam prubując się mu wyrwać, ale on w pore przygwoździł moje nadgarstki.
- Uspokoisz się mała? - spytał wylewacz drugich dań.
- NIE JESTEM MAŁA, NIE WIECIE Z KIM MACIE DOCZYNIENIA!!! - znowu się wydarłam, powodując wielką iskrę śniegu. Wszyscy, czyli Jeff i ten ktoś-zostali zdezoriętowani, więc pobiegłam przed siebie.
Błąd czwarty, spadłam ze schodów.
Dzięki hakerze.
Ale nie ważne. Ważne było to, że wpadłam pewnie do salonu-pełnego zabójców. Świadczy o tym to, że zwróciłam na wszystkich swoją uwagę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top