WSTĘP

Widziałam ją.

Bojącą się, bezradną kobietę o blond włosach, oraz czerwonych oczach. Rozmawiającą z zamazaną postacią, o męskiej sylwetce...

Dostała od niego zielony kamyczek, ciesząc się z jej nagłego uśmiechu.

Teraz nie widzę nikogo.

Tylko znajomą mi wioskę, a w okół niej ciemność, co sekundę coraz bardziej pochłaniającą mój obraz widzenia. I ten sam kamyczek, w kolorze złotym. O innym kształcie. Dobra, to nie ten sam. Nie widzę swojego ciała, tylko jego czarne rysy. Mam czarną karnację?

Mam straszny natłok myśli. Kim jestem? Co ja tu robię? Po za tymi pytaniami w pamięci mam całą zapisaną Historię świata. Ale czego chcieć więcej?

Nagle czerń zdążyła już zalać resztę z pozostałości wioski. A na jej miejscu, pojawił się to, co raz bardziej widoczny napis, w białym kolorze.

- O... E... Ef... Elfix? - wychrypiałam, czując narastający ból gardła, spowodowany moim pierwszym zdaniem... Głos miałam łagodny dla ucha, coś po między wysokim, a niskim. Olfix, Elfix? Nie wpisano mi w pamięć, jak się czyta pewne wyrazy, ale zdaję mi się, że jest napisane; „Olfix”, a czyta się „Elfix”. Przez „E”, nie „O”.

Wyraz podobny do Elfa, chociaż... Nie ma ich tu, w tym Świecie. W jakimkolwiek świecie. Nie znajduję się w Świecie. Świat jest gdzieś indziej, znajduję się w pustce. Jestem pustką, z czarną karnacją, którą oświetla biały napis „Olfix”.

Nic nie rozumiem... Czy to moję imię?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top