Rozdział 58
Fragment- Rozdział 36 ⚔️„Jesteś koszmarnym Władcą"⚔️:
Perspektywa Olfix:
Nie wiedziałam co się ze mną działo... Oskarżający mnie głos ojca mieszał się z szeptami, które należały do nieznanych mi osób. Co raz to stawały się głośne i głośniejsze, nasilając tym niemiłosierny ból głowy. Nie mogę tego nazwać straceniem świadomości, bo... No, poprostu nie mogę tego nazwać. Nie straciłam jej poprostu, i tyle.
Przed oczami przeleciały mi miliardy obrazów w przyspieszonym tępie, przedstawiających blondwłosą kobietę w roli głównej. Szepty zamieniły się w rozmowy i myśli delikatnego dla ucha głosu, który w jakiś sposób łączył się z obrazami.
Poczułam coś w rodzaju deja vu. Tak, jakbym oglądała czyjąś historię, czyjeś wspomnienia.
Wydawało mi się, że mój „Świat" rozpada się na milion kawałków. Poczułam łzy na policzkach, i ten znajomy ból podrażnionej skóry. Nie wiem jak, ale w te kilka chwil dowiedziałam się paru rzeczy.
Jak ,,powstałam''. Że miałam być tą ,,złą". I co najzabawniejsze, mama zniszczyła plan Herobrine'a, w skutek czego jestem ,,tym dobrym'' Boss'em. Że mam kilka osobowości, co świadczy o tym cichym, pesymistycznym głosie w mojej podświadomości, jak i zmiany wyglądu.
Kim jest moja mama, i jak poznała Dark Lord'a.
Rozdział 58:
- Ale ja przecież... - wychrypiałam.
Ciągle patrzyłam się w przestrzeń podczas gdy wspomnienia obcej osoby mignęły mi przed oczami. Miałam wrażenie, że to trwało wieczność, jednak to były zaledwie kilka sekund. Poczułam jak szczypią mnie policzki, najwidoczniej się nieświadomie poryczałam. Głupia beksa - przemknęło mi przez głowę.
Spojrzałam na Herobrine'a. Patrzył w moje oczy jak zahipnotyzowany, wyglądał, jakby chciał coś z nich wyczytać.
- Ja... Nie. - nie wiedziałam od czego zacząć... - Nie jestem zadowolona. - wzruszyłam ramionami.
Odwrócił wzrok na moje kajdanki. Martwił się czymś. Gdybym wiedziała czym...
Nagle poczułam niewyobrażalny ból w sercu. Oczywiście, że nie fizyczny. Chyba nawet nie powinnam nazwać tego „bólem"...
Znam go, i to po prostu były wyrzuty sumienia, które mogłyby mnie doprowadzić do samobójstwa. Nadal się dziwię, że tego nie zrobiłam.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Zabiłam 303. - uśmiechnęłam się smutno, na co Herobrine wytrzeszczył oczy. Zdziwił się, jak i przeraził totalnie. Widać było, że chciał coś powiedzieć, ale sam nie wiedział co. - Zabiłam go siedem lat temu... Jednak przeżył, i spełnił moje marzenie. - wychrypiałam. Niemiłosierny ból serca zwiększył na sile, tak samo jak i wspomnienie o Abdiel'u. - Rozpętał wojnę w End'zie, więc nie, nie jestem zadowolona. Zabił Gabi'ego i wielu innych. A mnie zrzucił do void'a.
Na słowa „rozpętał wojnę w End'zie" mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. „Strach" w jego oczach oczywiście zniknął, przecież wie, że tak czy siak Entity żyje.
- W takim razie... Jak się tu znalazłaś? - zapytał z wachaniem.
Wzruszyłam ramionami.
- Błąkałam się po...
- Nie o to mi chodzi.
Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem.
- Powinnaś „teoretycznie" nie żyć, - kontynuował. - pomijając fakt, że jesteś Boss'em... Więc?
- Czy to ważne? - warknęłam zirytowana, w sumie to nawet nie wiedziałam czym. Ku mojemu zdziwieniu na twarzy wymalowało się przerażenie, ustąpił mi... Co jest z nim nie tak? - Ludzie z „policji" mnie tu zgarnęli, zamknęli mnie. Powiedzieli coś o twoich złych planach, zorientowali się, że jestem twoją córką, twoim „skurczonym klonem". - wypaliłam na jednym wdechu. - Uznali, że pomagam ci w... W tym, co tam sobie złego robisz.
- Szkoda, że tak nie jest naprawdę. - cudem usłyszałam jego burknięcie pod nosem. Zabrał się za rozkuwanie moich rąk, zmarszczyłam brwi.
- I ty tak po prostu mnie uwalniasz? - coś mi tu nie pasowało, coś musiało być na rzeczy. Dziwne było dla mnie to, że od tak mnie rozkuł. A co jeśli nie?..
- Olfix... Jesteś moją córką, przyszedłem cię uratować. - spojrzał mi prosto w oczy. - Wiesz, że mogę ci pomóc? - dodał po chwili.
- Już mi przecież pomogłeś... - nie odrywając od niego wzroku zaczęłam rozmasowywać sobie nadgarstki. Bolały mnie bardzo, w końcu były całe w otarciach i siniakach.
- Chodzi mi o coś zupełnie innego... - wyglądał, jakby się czymś martwił. - Musimy to omówić, to jest poważna sprawa... Najlepiej by było, gdybyśmy poszli do mnie, wytłumaczyłbym ci wszystko po kolei.
Nie wiem czemu, ale w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. A co jeśli to jest podstęp? A co jeśli nie... A co jeśli... Jeśli... Kurna, ja już sama nie wiem!
Nagle w oczy rzuciła mi się moja Diamentowa Kosa, leżała na zimnych kafelkach tuż obok broni Herobrine'a. Nadal w jego ostrzu miałam możliwość się przejrzeć, ale to nie miało wtedy znaczenia.
Z jednej strony nie wiedziałam co zrobić, natomiast z drugiej...
- Biorę. - ...natomiast z drugiej zbierałam się na odwagę obmyślając plan jakiejkolwiek ucieczki. Po tym, jak wstałam z ziemi, złapałam za uchwyt swojej broni informując o tym ojca spojrzałam na niego wyczekującym wzrokiem. Uśmiechnął się lekko, pewnie pomyślał, że się zgadzam. Również wstał z ziemi podnosząc przy tym swój kilof, oczekując, abym wyszła z celi pierwsza.
Ja zamiast wychodzić z pomieszczenia stałam w bezruchu, z całych sił ściskając uchwyt Kosy. Za nic nie chciałam jej puścić. Byłam cholernie spięta, błagałam odwagę w myślach by przybyło jej o wiele więcej i bym mogła w końcu uciec.
Ojciec spojrzał na mnie krzywo, spuściłam wzrok na swoje buty.
- Olfix... - zaczął poważnym tonem.
- Tak? - wyszeptałam prawie, że nie słyszalnie. Przeraziłam się bardziej, zgarbiłam się lekko słysząc jego niski, wręcz grobowy ton głosu.
I właśnie w tym momencie odwaga przybyła.
- Umiem czytać w myślach... EJ!!! - rzucając się nagle do ucieczki nie zwracałam już uwagi na to co mówił. Biegłam ile sił w nogach po nieznanym mi budynku pragnąc znaleźć wyjście.
Najgorsza jednak była świadomość, że ktoś mnie gonił. Oczywiste było to, iż Dark Lord rzuci się za mną gdy ja nagle zacznę uciekać, przynajmniej miałam takie wrażenie. I w sumie to wrażenie było słuszne.
Co jakiś czas potykałam się o martwe ciała leżące na ziemi, miałam ochotę płakać na ich widok. Brakowało mi już oddechu, kiedy nagle przede mną pojawił się Herobrine. Z zawałem serca cudem go ominęłam nie zwalniając przy tym.
Po kilku długich chwilach uciekania przed ojcem(matko, jak to brzmi) dostrzegłam wyjście. Dostałam niewyobrażalnego kopa energi, przyspieszyłam, przeskakując przeszkodę, która znajdowała się na mojej drodze.
Dopadłam drzwi, otwierając je, po czym z impetem trzaskając nimi. Nadal nie przestałam biec, nawet, jak wbiegłam w jakiś czarny dym, który przez chwilę wydawał mi się być... Mój?
Biegłam, dopóki nie przywaliłam o coś z impetem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top