Rozdział 4
Znalazłam się, w całkiem podobnym miejscu, jak przedtem. Jednak gdy nie co bardziej się przyjżałam otoczeniu, zarośnięte czymś o mocno fioletowym kolorze, podchodzącym pod czarny, budynki zaciekawiły mnie. Były one zbudowane z piasku, oraz nieznanego mi, fioletowego budulca. Ugh, czy wszystko tutaj musi być fioletowe?
Kilka z nich sie unosiły w powietrzu, większość była połączona ze sobą mostami. A je wszystkie zdobiły nietypowe, czarno fioletowe sztandary. Jeszcze raz ponawiam pytanie. Czy wszystko tutaj musi być fioletowe? A nie białe? - Wiem, co sobie o mnie myślisz... - powiedział nagle, z wyrzutem w głosie.
- Nie rozumiem. - wychrypiałam zdezoriętowana, podnosząc na niego wzrok. - Umiesz mi czytać w myślach? - zapytałam po chwili zdziwiona. Ten tylko przytaknął. - Ale jak? - kompletnie nie rozumiałam, w co teraz ze mną pogrywa. O co mu chodzi?
- Dlatego zabrałem cię tutaj. - odwrócił wzrok niewzruszony, w prawą strone. Podążyłam za jego punktem obserwacji, ukazując swoim oczom średni, wiszący pod jedną z wieżyczek, fioletowy kokonik. Był dokładnie tego samego koloru, z czego większość budynków były zbudowane z fioletowego budulca. - Chciałem Ci wyjaśnić parę spraw. Możesz też zadać parę pytań. Mamy na to równe trzydzieści minut. - ruszył się z miejsca, idąc w stronę jednej z wieżyczek. Dorównałam mu kroku. - Zacznijmy od tego, że ludzkość jest podzielona na cztery grupy.
- Co to „ludzkość"? - zadałam kolejne pytanie, bacznie obserwujac poczynania szatyna. Ten tylko spojżał na mnie z pod byka.
- Jeden oddzial ludzi, składających sie z... Ludzi. Przykład; ciebie, mnie. Enti-
- A Endererki? - przerwałam mu, od razu po wypowiedzeniu ostatniego wyrazu, zatrzymałam się. Spróbowałam jeszcze raz, tym razem prawidłowo wypowiedzieć ten wyraz. - Ender-rerki. - wypowiedziałam nie co wolniej. Fuknęłam, pojawiając próbę. - En-de-
- To na nic. - również się zatrzymał. Gdyby tylko mógł, Herobrine przewrociłby oczami. - Nie możesz poprawić swojego wrodzonego przejęzyczenia. Ender Man'y? Nie, to są stwory, którymi możesz pomiatać na wszystkie strony. Zrobią wszystko, czego sobie zarzyczysz. No, wracając... Jesteśmy jednymi z ludzkosci. MY sie z niej składamy. Ogarniasz? - przytaknęłam, siadając po turecku na piasku. Mężczyzna podążył za moim śladem. - Ludzkość składa się z czterech grup. Nazywają się Sodry, Vorbody, Gewarsi i Bossy. Sodry, to ludzie, którzy poszli ścieżką survival'izmu.
- A czasem survival to nie „grupa" calej „ludzkości"?
- Nie. - zaprzeczył. - Stanowią jeden, i jedna dziesiąta czwórki. Czyli mało. Następna grupa; Vorbody-jest ich najwięcej. Mieszkają w miastach, żyjąc pod zakazami, i nakazami. Są uległymi. Można z nimi zrobić to, co ty z Ender Man'ami. W przeciwnym razie... - spojżałam na niego krzywo.
- W przeciwnym razie, co?
- Trzeba ich zabić.
Jeżeli znaleźliźcie tutaj jakikolwiek błąd - bardzo przepraszam. Mam zepsuty telefon, a wszystko przepisywałam z gg od Niebieskiej^^<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top