Rozdział 32 ⚔️„Jestem Ola, a ty?"⚔️

Jakimś cudem znalazłam wyjście z domu Eweliny, która mi się przyglądała przerażonym spojrzeniem. Szczerze to mnie wtedy nie obchodziło czy to słyszała, czy nie. Te gadaniny Tom'a na temat moich rodziców mnie już wystarczająco wkurzyły.

Kiedy wyszłam z ich posesji, nie wiedziałam do kąd się udać. To wszystko mnie przerastało. Entity_303 dokonał swego. Zemścił się. I mnie nienawidzi. Te słowa zraniły moje serce, ale zasłużyłam sobie na to. Nie wiem jak zmartwychwstał, ale to ja go wcześniej uśmierciłam. To wszystko moja wina.

Policja, medycyna, chirurg, kawa, numer telefonu... Rozmyślałam, spacerując z rękami w kieszeniach po jakimś mieście. Co u licha? Czemu większość z tych słów znaczenia nie znam? I co to niby jest? Czy policja jest dobra, w takim razie?.. Skoro Tom mi ją groził, to chyba raczej nie..

W pewnym momencie podniosłam łeb ku górze, słysząc charakterystyczny dźwięk klaksonu naprzeciw mnie. W tym samym momencie wytrzeszczyłam oczy ze strachu na widok jakiejś przerośniętej maszynerii.

Była o wiele większa niż zwyczajny wagonik, koloru czarnego. Miała dach i dźwiczki po bokach, a w tym całym „czymś", za szybą prawdopodobnie pojazdu siedział nieznajomy mi mężczyzna.

Był wściekły. Stwierdziłam to, kiedy ten coś przycisnął w środku, powodując brzmienie wysokiego, jak i krótkiego dźwięku. Jednak po chwili maszyneria ruszyła, po czym wyminęła mnie szerokim łukiem zostawiając po sobie czarny dym.

- Jak chodzisz, baranie! - krzyknął, za nim odjechał na dobre. Stałam nieruchomo, ciężko dysząc. Co to u licha było?! Wykrzyczałam w myślach.

Gdy się nie co uspokoiłam, zauważyłam, że niektórzy ludzie patrzą na mnie dziwnie. Jakbym popełniła jakieś świństwo, czy coś gorszego. Niektórzy z nich zabijali mnie wzrokiem, albo karcili, że stoję tam gdzie stoję.

Nieufne spojrzenia atakowały moją osobę. Z każdą sekundą znajdowało się takich spojrzeń więcej, wraz z ludźmi. Jednak tylko dwójka ludzi z nich podeszła do mnie z nietypowymi uśmiechami na twarzach.

- Wszystko w pożądku? Jak masz na imię? - zapytał jeden z ludzi, ubranych w granatowy mundur i czarną czapeczkę.

- Emm... Tak? - raczej zapytałam, niż odpowiedziałam. - Jestem Ola, a ty?

Mężczyzna posłał swojemu towarzyszowi porozumiewawcze spojrzenie. Nim się obejrzałam, poczułam coś ciężkiego i zimnego na moich nadgastkach.

Moje ręce zostały przykute do niewiadomo czego przez jednego z nich.

- Idziesz z nami. - mruknął, szarpiąc za ramię w nieznaną mi stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top