Rozdział 31

Trochę dobijał mnie fakt, że skłamałam. No, ale... Chyba dobrze, że to zrobiłam. Sama nie wiem.

Ewelina zadawała mi bardzo dziwne pytania. A niektóre były tak banalnie proste, tyle, że nie mogłam na nie odpowiedzieć.

„Gdzie postanawiasz kontynuować naukę?" Nie wiedziałam o co chodzi, więc wzruszyłam ramionami. Zdradziła, że pomimo iż jest dopiero w pierwszej klasie „gimbazy" to bardzo interesuje się biologią, i pewnie pójdzie na „medycynę" by w przyszłości być „chirurgiem". Kompletnie nie oriętowałam się w słowach, więc milczałam i przytakiwałam jej w tych kwestiach. Aż w końcu do drzwi pokoju ktoś zapukał.

Rówieśniczka wstała, po czym szybkim i energicznym krokiem otworzyła drzwi. Brunet, który już nie miał na sobie diamentowej zbroi wszedł od razu do pomieszczenia, przyglądając się mi.

- Krwawienie jakoś zatamowałem. - oznajmił, zwracając się do mnie. - Kosę wyczyściłem na błysk, stoi w mojej pracowni. I od razu mówię, że długo tu nie posiedzisz, więc daj numer swoich rodziców i będzie po sprawie. - uśmiechnął się miło.

Poczułam ciarki na plecach, gdy usłyszałam to zdanie. Blondynka natomiast od razu zareagowała - uwiesiła się chłopakowi na szyję z miną szczeniaka.

- Nie może zostać?.. Proszę cię, Tom... Niech ona zostanie tu na noc...! - zaczęła wykrzykiwać zdania ze łzami w oczach. Żal mi jej było, bardzo. Ale w tamtej chwili to nie było dla mnie teraz najważniejsze.

Ah, no tak, rodzice. To raczej liczba mnoga od słowa rodzic, a jest nim Herobrine. A ja nie mam mamy. Chyba, że o czymś nie wiem...
Tyle pytań, zero odpowiedzi. Już nie wspomniałam o mojej wiedzy na temat „numeru swoich rodziców". To jest jakiś kod? Czy coś?..

Entity mówił wcześniej, że ma mamę. To chyba ja też powinnam ją mieć. Na słowo „mama" przypomina mi się jakieś odległe wspomnienie... *Dwie osoby stojące z zielonym kamyczkiem...* Ale za nic nie mogę sobie przypomnieć, kto to był i jak konkretnie wyglądali...
Może to byli moi rodzice? Razem?..

- Halo? Halo, Halo, Ziemia! - pomachał mi przed twarzą Tom, wnioskując po tym jak nazwała go jego siostra. - Gdzie mieszkasz, i czemu byłaś w Endzie? Co tam się zadziało, że byłaś ranna?

- Ja... - wyjąkałam, nie wiedząc co powiedzieć. - Ja... Ja muszę już iść! - powiedziałam na szybko, wstając z miękkiego łóżka. Ewelina lustrowała mnie zdziwionym spojrzeniem, przyglądając się całej tej akcji. - To cześć!

Poczułam, jak w okolicach uda bandaż mi się rozrywka, ale mimo to szłam dalej przed siebie. Wyszłam z pokoju, zostawiając ich samych. Byłam w jakimś małym salonie, który prowadził i do wyjścia z domu, i do innego pomieszczenia. Niepewnie wyruszyłam w stronę tego drugiego, przełykając gólę w gardle. Otworzyłam drzwi.

Na podłodze i pułkach zawieszonych na czarnych ścianach walały się sterty książek o różnokolorowych okładkach. Stół rzemieśliczy był postawiony w rogu pomieszczenia, ledwo go dostrzegłam. Był ustawiony na nim piecyk, z którego się jarzyło mocne światło.

No, i skrzynie obok. Na których leżała Kosa.

Stałam tak przez chwilę w miejscu, do puki ktoś nie wszedł do pomieszczenia.

- Będę zmuszony zgłosić twoje czyny na policję, jeśli... - zaczął Tom, a ja zaczęłam z jeszcze większym zdziwieniem patrzeć na jego osobę. - Odejdziesz tak poprostu. To nie jest normalne szlajać się po Endzie z bronią w tak młodym wieku, prawie zginąć, kiedy rodzice się o ciebie martwią. Uciekłaś z domu? - zapytał po chwili ostrożnym tonem głosu.

Policja?

- Nie..? - co to, do jasnej anielki „Policja”? - Poprostu muszę już iść. - podeszłam do swojej broni, po czym wzięłam ją do ręki. - Naprawdę dziękuję za pomoc, gdyby nie ty to by mnie pewnie tu już nie było... - przeszukałam swój ekwipunek, przypominając sobie o czymś. Był niestety pusty. - Jeja... Nie mam żadnych diamentów, ani złota...

- Nic od ciebie nie chcę. - powiedział stanowczo. - I tak bym ci udzielił pomocy. Nie mam sumienia zostawić umierającego człowieka na pastwę losu, lub co najgorzej śmierci.

Uśmiechnęłam się do niego miło. Chciałam wyjść z pomieszczenia, jednak on złapał mnie za rękę.

- Chciałbym przynajmniej znać twoje imię, zanim odejdziesz i wezmę policję. - mruknął, patrząc głęboko w oczy. Znowu chcesz okłamać kolejną osobę na ten temat? Ten upierdliwy, pesymistyczny jak i dobijający głos w mojej głowie nie dawał mi spokoju.

- Ola. Już mówiłam o tym Ewelinie. Masz fajną siostrę. - kiwnęłam głową, a ten mnie puścił.

- Ostrzegałem cię, Aleksandro. - upomniał, gdy wychodziłam z pokoju. - Policja prędzej czy później cię znajdzie i wrócisz do domu, nie warto przeciwstawiać się rodzicom.

Stanęłam w miejscu, za nim ponowiłam poszukiwanie wyjścia domu Tom'a. Tym razem musiałam to powiedzieć, inaczej szlag by mnie trafił.

- Nie, jeśli twoim rodzicem jest Herobrine. - warknęłam, zostawiając go samego.

Wspomnienie nawiązuje do Wstępu, trzy pierwsze początkowe zdania.

Co, myślicie, że jak zawiesiłam odpały 7c to kolejnego maratonu z MineCraft'a nie będzie? B)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top