Rozdział 26
Zareagowałam niemal natychmiastowo. A mianowicie ruszyłam w jego stronę. On nie wygląda na zwykłego szkieleta. Nic tu się nie zgadza... Kim on, na Notch'a jest?
Kiedy byliśmy na przeciwko siebie, Szkielet zamachnął się na mnie. Jednak ja zrobiłam szybki unik, przy tym wyciągając swoją Kosę. Odskoczyłam od niego, osłaniając się bronią. Byłam w tamtym momencie gotowa do ataku.
Czerwonooki ponownie zamachnął się na mnie. Nie minęła chwila, a nasze ostrza zetknęły się, robiąc przy tym głośny hałas. Ostrzem broni zachaczyłam o koniec jego miecza, chcąc go do siebie przyciągnąć, by ten się wywrócił. Pociągnęłam go w swoją stronę, na co Szkielet faktycznie, zachwiał się. Wykorzystałam to, by uciec. Tak, wiem, jestem wielkim tchórzem. Bałam się, że mi coś zrobi.
Dopiero teraz zauważyłam dwie rzeczy. Pierwsza, to jak trudno się biegnie po piasku. Druga - byłam sama, tak nagle wszystkie Ender Man'y zniknęły wraz z Cassy'm. Obejrzałam się za siebie, nie przestając biec. Wróg siedział mi na ogonie, z każdą sekundą był co raz bliżej mnie...
Schowałam swoją Kosę, nerwowo próbując wyjąć ze swojego ekwipunku shulker-box'a. Udało mi się po kilku chwilach, które zaliczały się do tych najdłuższych.
Dwie Ender Perły leżały zakurzone, nietknięte od ponad ośmiu lat. Czym prędzej rozejrzałam się po otoczeniu, zatrzymując się - po drugiej stronie Wyspy znajdowały się Portale. Stałam blisko krawędzi, kilka metrów dzieliło mnie po między nią, a Szkieletem, który również się zatrzymał.
Ponownie ruszył w moją stronę, tym razem leniwym krokiem. Wzięłam dwie Perły do ręki, chowając shulker-box'a. Każda sekunda budowała między nami wielkie napięcie, a przynajmniej dla mnie. Czekałam z niecierpliwością na moment, w którym mogę ostatnie dwa razy się przetelerportować.
I się doczekałam. Kiedy dystans między mną a kościotrupem zmniejszył się do ponad dwóch metrów, ukucnęłam, rzucając za jego osobę ową rzecz. Znajdując się nagle za nim, ponowiłam ucieczkę. Serce waliło mi jak szalone, adrenalina buzowała we mnie. Oczy mnie bolały z wytrzeszczu, który trwał z jakiś dłuższy czas. Mimo to, biegłam dalej.
W pewnym momencie poczułam kościstą dłoń na barku, po chwili nagle upadając z wielkim impetem na piach. Rozprzestrzenił się w około, kiedy byłam przyciśnięta do podłoża przez Szkieleta. Pomimo piachu bardzo dobrze widziałam jego czerwone, świecące się punkciki z oczodołów, spoglądające na mnie z wyższością, oraz wściekłością. Przełknęłam gólę w gardle, która towarzyszyła mi od samego początku. Odchyliłam łeb do tyłu, zaciskając mocniej pięść. Pomimo upadku, nie upuściłam jej. Odchyliłam głowę na bok, przez chwilę starając się nie zwracać uwagi na Wroga.
Portal. Był tak blisko. Kątem oka zauważyłam, jak czerwonooki odsunął się ode mnie. Wziął miecz w obie ręce, robiąc na mnie zamach. To twoja szansa, nie spieprz jej! Pewien głos wykrzykiwał mi to w myślach, kiedy robiłam zamach Perłą.
Niewiele dzieliło mnie od ostrza miecza, kiedy nagle pojawiłam się w innym miejscu. Udało mi się! Gdybym tylko mogła, krzyczałabym to głupie zdanie z radości. Jednak znajdując się za jedną z Wierzyczek z obsydianu, runęłam na podłoże, robiąc przy tym fikołka.
Jęknęłam cicho z bólu, odpuszczając sobie wstawianie. Poprostu położyłam głowę na piachu, a moje ciało zastygło w bezruchu, leżąc na plecach. Zamknęłam oczy, czując jak adrenalina powoli odpływa z mojego ciała. Chiałam choć trochę zaczerpnąć siły i się uspokoić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top