Rozdział 18

Uczucie, które zaczęło mi towarzyszyć odkąd runęłam na piach razem z Abdiel'em nie miało zamiaru odejść.

Pustka. Tak jakby nie było prócz nas nikogo. Shulker'y nie wydawały tych charakterystycznych odgłosów, przy otwieraniu swoich skorup, tak samo jak czarne stwory. To mnie po części dobijało, ale... Tak jakby mnie to nie obchodziło. W niektórych chwilach. Ważne było to, że mogłam się śmiać. Z dzieckiem, którego poznałam dwa tygodnie temu. Tyle czasu właśnie minęło, odkąd usłyszałam za sobą jego łkanie. I widząc jego osobę, darłam się wystraszona „Kto to jest?".

Pewnego dnia, od razu po przebudzeniu się, z kokonika wyruszyłam na kilka wysepek, z czerwonookim. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, czasem wszczynaliśmy „bójki" ze sobą. Do pewnego momentu.

Okazało się, że umie lewitować. Więc, lewitował nade mną, a ja, próbując go uderzyć z rozbiegu potknęłam się o własne nogi. Upadają, pociągnęłam go za nogę, w skutek czego runął na ziemię. Wszystko było okej. Wstał, ja również. A kiedy to zrobiłam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

- Abdiel! - wykrzyknęłam.

Pierwszy są  raz, odkąd pamiętam - a pamięć mam dobrą jak na czterolatkę - wykrzyknęłam jego imię. Tak to mówiłam do niego na „ty”. On w zasadzie też. Nigdy nie mówiliśmy sobie po imieniu, chociaż dobrze je znaliśmy.

Burknął coś niezrozumiałego, najwidoczniej nie był zadowolony ze swojego upadku. Wstał, i podszedł do mnie, a ja w tym czasie przykucnęłam przy piasku, biorąc do ręki znalezisko. Uśmiech radości wkradł się na moją twarz. Nie umiałam przestać się szczerzyć.

- Czy to... - wyszeptał, zaglądając mi przez ramię. Powoli podniosłam się do pionu, gdy ten wziął nagły haust powietrza. Obróciłam lekko głowę, by móc na niego spojrzeć.

- I co my teraz z nimi zrobimy? - ponownie skierowałam wzrok na pięć, lśniących perł Kresu. Były takie same jak ta, co mi podarował ojciec. Były tak drobne, że obie trzymałam w jednej dłoni.

- Jedna wystarczy, byśmy się teleportowali razem, w jedno miejsce. - odparł zamyślony. - Ale...

- Wiesz... - zaczęłam, patrząc w przestrzeń. - Moglibyśmy odwiedzić Wyspę Ender Dragona. Jak tam chcesz. - w środku miałam ochotę tańczyć z radości. Mam perły Kresu. Za ich pomocą mogę się stąd wydostać. Pytanie tylko: jak? Jednak naradzie nie zostawiać Abdiela samego tutaj.

- Jasne, czemu nie! - zeskoczyliśmy oboje z wysepki, po czym wyruszyliśmy w stronę dwóch portali. Schowałam cztery pozostałe perły do shulker-box'a.

Kiedy zatrzymaliśmy się przed wierzyczkami, spojrzeliśmy po sobie.

- Rzucasz celnie? - zapytał. W odpowiedzi tylko przecznie pokręciłam głową. - To daj. - wziął ode mnie perłę, drugą wolną prawą ręką złapał mnie za ramię. Wycelował do jednego z lewitującego bedrock'a, po czym wyrzucił kulisy przedmiot.

U was też napi*rdzielają fajerwerkami?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top