Rozdział 12
Nic specjalnego. Musiałam poprostu zmierzyć się z samym Gabi'm, tak samo jak ja wcześniej z Herośkiem. Jednak on nie uciekał w postaci teleportowania się na okrągło, tylko próbował mnie również zaatakować, bądź obezwładnić... Raz zrobił tak, że mi się nogi pod sobą ugięły... No, nie wiem jak to sensownie ująć w słowa. Em, podciął mi je? Chyba tak. Mimo wszystko, dobry sposób na obezwładnięcie przeciwnika, może w niedalekiej przyszłości skorzystam. Dobra, dwa, prawie bez użycia siły zrobił tak, że sama zrobiłam mu fikołka do przodu na plecach. W sumie to też jest dobry sposób na... No. I trzy - właściwie to nie wiem, co chciał wtedy osiągnąć tym właśnie atakiem, ale raz mu się udało złapać mnie za skronie od tyłu, powodując, że jakkolwiek to zabrzmi... Moja świadomość i cała siła, emocje, zaczęły ze mnie ulatywać. Czułam się, jakbym była ślimakiem. Takim Kamilkiem, nawet nie wiem skąd wzięłam to imię...
Wracając... Nie miałam okazji się go spytać o ten ,,atak", ponieważ ,,walka" dalej trwała. Po za tym, skoro ja jestem tym niby młodym Władcą tego wymiaru, a on jest moim sługą... To kiedyśtam mogła bym tak sama z siebie się tego nauczyć, jak mi się oczywiście uda. Chyba... Czas pokaże.
Po jakimś kwadransi wymachiwaniem kosą bez przerwy, mimowolnie osunęłam się na ziemię ciężko dysząc. Nawet nie zdołałam zauważyć, że Ender Man krwawi... Przynajmniej moje starania nie poszły na marne, ojciec może być ze mnie dumny, heh.
- Wszystko w pożądku? - stwór podszedł do mnie, widząc moje zmęczenie. Podniosłam lekko głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Na to ten tylko razem z kartką od Herobrine'a wyciągnął kilka husteczek. Jedną z nich przyłożył mi do czoła, a jakaś fioletową maź spłynęła mi po twarzy. Tfu, znaczy krew. Stop, krew?
Niepewnie dotknęłam kawałka materiału, mocząc sobie przy tym palce, a ciecz nagle częściowo zalała mi prawe oko. Wrzasnęłam z bólu, za późno już próbując mrugać, by tego uniknąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top