Rozdział 1
Niespodziewanie czerń znikła mi z pola widzenia, a na jej miejscu pojawiła się różnokolorowa fiolet, oślepiająca mnie. Przymrużyłam oczy, niespodziewanie czując pod sobą zimny grunt, pisnęłam.
Znajdowałam się w... Nie wiadomo czym. Niebo było fioletowe, a ziemia - jasno cytrynowa, a na niej zwisały jakieś budowle, w jasnofioletowym odcieniu. W dodatku zauważyłam, że moje rysy rąk, i nóg, nie są czarne, a wręcz - blade. Jasno kremowy kolor pokrywał moją skórę, tak samo jak granatowe, luźne, krótkie spodenki, oraz, po między jasnym, a ciemnym odcieniem, fioletowy, trochę za duży na mnie T-shirt. Butki na nogach też miałam za duże... A włosy... Uh, też fioletowe, w bardziej jaśniejszym kolorze.
Pofalowane w swój nienaturalny sposób, sięgające mi do piszczeli. Akurat siedziałam na tej ziemi, przypominającej piasek, nie mając siły wstać. Gdzie ja jestem?
Usłyszałam za sobą jakieś łupnięcie. „Łop Łop”. Tak jakby. Odwróciłam lekko głowę, by sprawdzić, co to.
Za mną stał, chyba, stwór. Czarny stwór. Bardzo wysoki, bardzo chudy. W pozie stojącej przede mną, ze zdziwieniem na twarzy.
- C-Cześć! - wychrypiałam cicho, uśmiechając się. Może się zaprzyjaźnimy? Może mi pomoże? Może... Wytłumaczy mi wszystko? - Jak masz na i-imię? - kaszlnęłam, zakrywając częściowo swoje usta. W historii świata, stwory zabijają. To chyba stwór. Mam nadzieję, że jest dobrze nastawiony na... Mnie? Spojżałam mu w oczy. Miał je w odcieniach, również fioletowego. Jasny, i ciemny. Może też takie mam?
- Nie możliwe... - również wychrypiał, mega szybko przy tym klęcząc, schylając lekko głowę. Miał on niski głos, nie melodyjny, za to ciekawy... W dodatku męski.
- Co „nie możliwe”? - zapytałam, nagle słysząc nieznany mi, kolejny, męski głos.
- „When the good happens,
Although it should be the opposite,
Girl from the end of the state side,
That her father can conquer the world.” - na przeciw mnie, tuż obok stwora, pojawiła mi się znajoma sylwetka, nazwana imieniem, którym znałam. Nie wiem, skąd, i czemu. I co miał znaczyć ten rym.
Ale sądząc po jego treści, chyba nie mogę nikomu ufać...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top