Rozdział 52

- To gdzie teraz? - zapytała Larissa.

- Musimy pomyśleć jak Entity... Gdzie on mógł się schować lub gdzie może przesiadywać i knuć plany. - zastanawiała się Dona.

- Może jakiś inny biom? - dołączyła Gabrysia.

- Tylko jaki? - dociekałam. - Tundra, pustynia, las tropikalny?

- Może bagna? - zaproponowała Kasia.

- Być może i bagna... - dodała Dona - Tam jest bardziej niebezpiecznie, w końcu są te... Wiedźmy i slime'y. Myślę, że i on tam będzie.

- Więc na co czekamy? - odezwał się w końcu Null z samego tyłu. - Chcę go dopaść w swoje łapy za to, co zrobił z Lordem...

Po godzinie wędrówki dotarliśmy na bagna. Na jednym z lili spostrzegliśmy odwróconą do nas sylwetke w fioletowym płaszczu. To na pewno był...

- DREAD! - krzyknął Null po czym pobiegł w jego stronę.

- Nie, Null CZEKAJ! - zawołał Herobrine i zatrzymał go za ręke. - Coś mi tu nie gra... - miał rację, DreadLord stał do nas tyłem trzymając w ręku miecz, a nawet nie drgnął na jego zawołanie. Brat wyrwał się i pognał do niego.
Gdy Null miał odpowiedni dystans do Lorda, ten z szybkością wbił mi swój miecz w brzuch. A on sam... Upadł.

- NULL! - wrzasneliśmy wszyscy razem i pognaliśmy do niego. Dread się odsunął. W końcu mogłam się mu przyjżeć, miał czerwone gały jak mój przyrodni! WTF!?! Miałam dość! Podbiegłam do przyjaciela mojego brata wyciągając kose. Ten prawie mi ją połamał. Walka między mną, a nim była zacięta.

- Nie zabijaj go... - wyszeptał Null patrząc na Dreada.

- Błagam przymknij się on cię prawie zabił! - pomyślałam, żeby usłyszał.

- Olfix! - krzyknęła Larissa siedząc obok Null'a.

- Jasny gwint! ( uwaga to nie ja wpadłam na pomysł z bluźnierstwem xD ) - warknął Herobrine po czym swoją mocą prubował go uleczyć. Kasia i Gabrysia odciągnęły Done gdzieś w bezpieczne miejsce.

-Oj, czyżby mój drogi Herobrine się rozpłakał? - usłyszałam Entity_303'ego jak się zaśmiał się szyderczo. - Nic ci z jego ratowania! Mam z sobą potężnego władce piekieł i jedną z was! - o co mogłoby mu chodzić? Ja nie mogłam odwrócić wzroku ponieważ mogłabym zapłacić życiem od DreadLorda. Kantem oka spostrzegłam... Dona!

- Wiedziałam! - krzyknęłam jeszcze wściekła - Wiedziałam, że coś z nią nie tak od samego początku! Tylko nie wiedziałam co! - odwróciłam się do przyrodniego.

- Co zrobię, że się do tego urodziłem? - spytał niewinnie wzruszając ramionami. - No kruszyno, pomóż swojemu koledze... - wskazał na DreadLorda. Dona rzuciła się na mnie, ale ją szybko odepchnęłam. Nagle...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top