Rozdział 41
- To ten świr... - wydukałam z transu. - Chce się z tobą rozprawić, on to zaczął ,, i on to skończy... " - spojżałam w ślepia Herobrine'a, które prosiły, żebym go zabiła. ( on tego nie wie xD ) Podeszłam do pozostałych podając im list, następnie poszłam oprzeć się o drzewo. Założyłam ręce na ramionach przyglądając się ojcu.
- No dalej, chcę coś wyczytać z twojego łba... - mruknęłam najcziszej jak się da skupiając się na nim.
- Proszę, nie myślcie o NIM teraz!... Najlepiej... O niczym. Nauczyłem GO czytać w myślach... - wyszeptał Herobrine. Wszyscy osłupieli.
Nagle z nikąd pomiędzy nami pojawiła się biała sylwetka. Podmuch wiatru nas odepchnął i upadliśmy. Biała sylwetka z każdą sekundą nabierała konkretnych barw.
Spojżałam na swoją obandarzoną ręke, następnie na Entity_303'ego. ( tak to ON ... )
- Uhm, ktoś tu się prosi na pewną śmierć...! - zacisnęłam swoje zęby.
CO TO JEST ZA WOJOWNIK?! Wczoraj była walka po między mną, a nim, podpalił mi dłoń i rozciął powieke. A teraz tak POPROSTU zachciało mu się mordu z nudy i następnego dnia przychodzi do nas.
JA GO CHYBA NIE ZROZUMIEM.
- Nie martwcie się, nie jestem sam. - uśmiechnął się pokazując te złote zęby. Bardzo lubie żółty kolor, ale jego zęby to przesada. - Z pewnością właśnie zyskuję wspólniczke. I taaak, dobrowolnie. Bez szantarzu. - akurat... - Pomoże mi, jak mówiłem. Ja to skończę. - następnie zaśmiał się jak pospolity psychopata, ( xD ) a następnie zniknął. Wszyscy osłupialiśmy. Znowu wpadłam w trans. W tedy poczułam ucisk na nagdarstku. Herobrine mnie złapał, przyszedł po mnie bo już wszyscy byli w drodze. Nie wytrzymałam.
Kopnęłam go w brzuch.
- Ej, co ty robisz?... - podniosł prawą brew gdy się ogarnął.
- Może i jesteś dobry, ale ci nie ufam. A to było ostrzeżenie, zero dotykania, nie życzę sobie! - podniosłam lekko głos, po czym dogoniłam reszte.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top