Rozdział 44

Drogi czytelniku! Nie masz humoru? Ten oto rozdział jest dla beki! xD

Cały dzień szliśmy nie wiem gdzie, podziękujcie moim transom. Po tej akcji z Herobrine'em jest mi głupio, i nie chcę łapać z nim kontaktu wzrokowego...
Powoli się ściemniało
- No nie wierzę! Znowu się ściemnia!...! - jęknęła Kasia.
- Musimy gdzieś przenocować... - powiedział stanowczo Herobrine skanując wszystko wzrokiem-mnie też musiał oczywiście...
- Ej, a tam? Coś się świeci po między drzewami! - wskazała Dona na dość liche światło na północy.
Zaczeliśmy się przedzierać przez kszaki, aż w końcu dotarliśmy do źródła światła. To była na moje oko stara pochodnia przymocowana do starego budynku.
- No co. Wbijamy na chate! - parsknęła śmiechem Gabrysia.
Wchodząc do pomieszczenia moją uwage przykuło masa książek. Oprócz nich praktycznie niczego nie było. Gdzie ten koleś jak tu mieszkał spał? Na stercie pergaminu? ( xD )
Przez tego kolesia znowu popadłam w trans. Larissa coś mówiłam, ale nie zwracałam na to uwagi.
- Co znalazłaś? - spytała się Kasia Dony oderwując mnie z transu. Podeszłam do reszty.
- Sama zobacz... - mruknęła Dona podając jej książke. Kasia osłupiała.
- Co tam wyczytałaś? - spytała Larissa Kasie.
- Historia Herobrine'a... - wyszeptała.
Chciałam to sama zobaczyć, ale nagle coś stuknęło. ( czy coś xD ) Inni się tym nie zainteresowali, chyba mam czuły słuch.
Podążyłam za dźwiękiem. Doprowadził mnie do pomieszczenia z...
Wodą?
Małe jeziorko z drewna...
Wtf.
Ukucnęłam przy przesiąkniętych deskach od wody. Włożyłam tam ręke.
Źle zrobiłam, strasznie oparzyłam ją. Rękaw, który ją zakrywał zamienił się w zniszczoną szmate. Teraz wiem, dlaczego on mnie ostrzegał przed nią w Endzie...
- Wszystkiego najlepszego z okazji równych 43.800-dziesięciotysięcznych urodzin! - krzyknął za mną znajomy mi głos. Odwróciłam się, i dostałam ciastem wpadając do wody.
Strasznie mnie to bolało...
- TY IDIO...! - nie zdąrzyłam wrzasnąć ponieważ zakrył mi usta, przy tym prubując mnie utopić w wodzie. Tak, to był Entity_303.
Zaraz umrę.
Huraaa... ( wyczujcie ten sarkazm. )
W końcu postanowił mnie puścić.
Zaraz... On nigdy nie odpuszcza!
Otworzyłam oczy, jak poparzona ( bo taka byłam ) wyskoczyłam z wody. Null walczył z moim przyrodnim...
Jak on się tu znalazł?!
Zamiast patrząc na nich na chwile odwróciłam wzrok na wode.
Fajnie, mam ciasto wszędzie, gdzie się tylko dało, dzięki Entity_303 ...

W końcu się odwróciłam, Null dyszał ze zmęczenia, a Entity_303 zniknął. Po chwili upadłam na swój brudny od ciasta ryj, słysząc ostatnie krzyki moich kompanów...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top