~9~
Promienie Słońca padały na jej twarz, delikatnie ją oświetlając. Sprawiała wrażenie jakby się iskrzyła, a także emanowała ciepłem i radością. Czuła na sobie jego wzrok, mocniej zaciskając swoje powieki. Była ciekawa jego spojrzeń kierowanych w jej stronę, ale była też pełna obaw tego, co kryją jego myśli.
Kiedy otworzyła oczy, jej spojrzenie od razu, samoistnie powędrowało w jego stronę. Ledwo widoczny uśmiech błąkał się po jego twarzy. Ciemne oczy były przymrużone i wpatrzone wprost przed siebie, skupiając się na drodze.
Pragnęła zapamiętać ten widok i tą chwilę. Jakby to była pierwsza myśl, którą mogła by przywołać zaraz po przebudzeniu.
- Myślałem, że zasnęłaś. - powiedział cicho.
- Nigdy nie potrafiłam zasnąć w trakcie jazdy. Teraz, przez Ciebie, jeszcze bardziej marzę o swoim łóżku. - odpowiedziała przeciągając się.
- Niedługo będziemy na miejscu. Jakieś plany na wieczór?
- Miałam spotkać się z Eve.
- Nie wiedziałem, że dalej utrzymujecie kontakt.
- Tak, to jedna z ... - ale ostatnie słowa Vi przerwał dźwięk telefonu Jamesa.
Zerknęła na ekran, gdzie wyświetliło się zdjęcie Sam i jej numer. Vi poczuła delikatne ukłucie w środku.
- Cholera. - szepnął James, wcisnął zieloną słuchawkę i zaczął odpowiadać. - Hej. Tak... W niedzielę... Jasne, czemu by nie... - spojrzał na Vi i zmieszany rzekł: - Sam, nie mogę teraz rozmawiać. Prowadzę, więc odezwę się jak będę już w domu.... Tak, pa.
Rozłączył się, odłożył telefon i z przejęciem zaczął mówić:
- Przepraszam, to Sam...
Ale Vi mu przerwała:
- James, przecież nie musisz mi się z niczego tłumaczyć, ani za nic przepraszać.
James poczuł się zakłopotany. Nie wiedział czemu nagle chciał się tłumaczyć Vi z czegokolwiek. Nastała między nimi głucha cisza, przerywana od czasu do czasu mijającymi ich samochodami. Nagle z jego ust wypłynął niekontrolowany przez niego potok słów.
- Spotkałem się z nią dwa razy. - powiedział cicho, bardziej do siebie niż do niej. - Stwierdziłem, że może będzie warto zaryzykować.
- I jak? Jest warto?
- Tak naprawdę jeszcze nie wiem. Dopiero się poznajemy. Docieramy. Czas wszystko pokaże, czy było warto. - powiedział spoglądając na nią i uśmiechając się blado. - Sam mówiła mi, że masz chłopaka. To ten, którego poznałem w barze? Tom, tak? Czemu się nie chwaliłaś?
Vi spojrzała na swoje palce, które nagle wydały jej się ciekawe. Jej włosy zasłoniły jej twarz i zakłopotanie, które nagle się na niej pojawiło. Przytłoczona tematem i pytaniami, wzięła głęboki oddech, odchrząknęła i odpowiedziała:
- Tak naprawdę to spotykamy się od jakiegoś czasu. Poznaliśmy się w dziwny sposób, zaczęliśmy chodzić na randki, ale nigdy nie było pytania czy chciałabym z nim być. Wiesz, tak na poważnie...
James wyczuł w jej głosie nutę zawodu i niepokoju. Spojrzał na Vi badawczym wzrokiem. Jej włosy cały czas przesłaniały jej twarz. Czuł, że ów temat jest dla niej drażliwy, ale nie było już szans na ucieczkę z tego grząskiego gruntu, na który wszedł przypadkiem.
"Albo specjalnie. Chciałeś się przecież upewnić." - odezwał się cichy głosik w jego głowie.
- A chciałabyś? -spytał.
Po chwili zawahania rzekła:
- Chyba tak.
James poczuł jak wielki kawałek lodu wbija się w jego serce. Mimo to, nie chciał zmienić tematu rozmowy.
- Chociaż, ostatnio... całkiem sporo się kłócimy. - prychnęła. - Głównie o to, że poświęca mi mało czasu. A jeśli już, to i tak jest wtedy zajęty czymś, lub kimś innym. To nie tak, że jestem zazdrosna o to wszystko, ale... Po prostu czuję się z tym źle. Nie wymagam od niego zbyt wiele, ale chciałbym czegoś więcej. Niby jesteśmy razem, to znaczy spotykamy się, a jednak coś nas dzieli. Jakaś przepaść. Wiem, też że każdy z nas ma swoje życie i obowiązki. Ale czasem chciałabym mieć go tylko dla siebie, rozumiesz? - zawahała się na chwilę.
Nie wiedziała jak daleko może się posunąć w wyjawieniu swoich uczuć i tego jak naprawdę czuję się w relacji z Tomem. Czy powinna mu mówić o tym, że parę razy doprowadził ją do kompletnego szaleństwa i do tego, że nienawidziła i nie poznawała samej siebie?
James przygryzł dolną wargę i ważył każde swoje słowo nim cokolwiek odpowiedział.
- Wiesz, nie jestem ekspertem w sprawach sercowych. A i pewnie jako mężczyzna mam czasem inne spojrzenie na pewne sprawy, ale cię rozumiem. Nikt nie chciał by czuć, że jest mniej ważny od innych. A tym bardziej w pewien sposób być odtrącanym. Powinnaś z nim o tym porozmawiać. A jeśli już to uczyniłaś - dać mu wprost do zrozumienia jak źle postępuje i że może stracić naprawdę fantastyczną dziewczynę, która nie zasługuje na takie traktowanie. Gdybym to ja był na jego miejscu, nigdy nie pozwoliłbym ci odczuwać czegoś podobnego.
Uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała mu najpiękniejszym uśmiechem jaki w życiu zobaczył. Jej oczy były pełne radości, z tryskającymi w nich ognikami szczęścia. Chciał wiedzieć co sprawiło jej taką radość, ale głowie miał tylko jedną wielką pustkę, by móc ją o to spytać. Poza jednym obrazem - jej uśmiechniętej twarzy.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy. A to dzięki Jamesowi. Sposób w jaki na nią patrzył, uśmiechy które jej posyłał, wszystkie wypowiedziane dziś w jej kierunku słowa i te ukradkowe spojerzenia kierowane w jej stronę - wszystko to sprawiało, że w tej chwili czuła się naprawdę wyjątkowo. I nie chciała tego zmieniać, ani zakłócać.
- Pewnie Sam ci to mówiła, ale zaczęłam pracę w kancelarii jej taty. Małe zastępstwo na jakiś czas, ale to zawsze coś.
- Teraz będziesz mogła w końcu tu wrócić i zostać.
- Coraz częściej o tym myślę... Ale jeśli nic mnie tu nie zatrzyma, to prawdopodobnie znów wyjadę. - wyszeptała i skierowała swą twarz w stronę okna, podziwiając migające za oknem obrazy.
"A jeśli ci powiem, że ja bym tego nie chciał, co byś wtedy zrobiła?"
- James, dziękuję ci za tą wycieczkę. - powiedziała z uśmiechem. - Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę. Inaczej pewnie siedziała bym sama w mieszkaniu.
- A ja dziękuję ci za twoje miłe towarzystwo. I za to, że mogłem podziwiać twoją genialną piżamę.
Ugryzł się w język, ale trochę za późno. W uszach dzwięczał mu tylko jej delikatny śmiech.
- Przed twoją propozycją miałam zamiar spędzić weekend w łóżku i w piżamie. Ale mnie z tego wybawiłeś.
"Szkoda że nie mógł bym wtedy tego podziwiać."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top