~6~
- I jak poszła rozmowa? - spytała Lea po wejściu Vi do salonu.
Opadła na fotel i cicho odpowiedziała:
- Dostałam tą pracę. Choć w sumie to tylko kilku miesięczne zastępstwo.
- Nie cieszysz się? - spytała zaskoczona Lea, bacznie przyglądając się swojej przyjaciółce.
Vi bezgłośnie westchnęła i zamknęła oczy.
- Cieszę się. Tylko okazało się, że to kancelaria ojca Sam a to oznacza...
- Pracę z nią, no tak. Dziwny zbieg okoliczności, czyż nie? W każdym bądź razie, dalej nie rozumiem czemu jej tak nie tolerujesz... - odpowiedziała Lea. W jej głosie dało się słyszeć nutę irytacji, a to oznaczało, że Vi będzie musiała dobrze wszystko jej wytłumaczyć by do niej dotrzeć.
Vi wzruszyła ramionami i z zaciętą miną mocniej przymknęła powieki zastanawiając się przez chwilę.
- Jest po prostu... - szukała odpowiedniego słowa. - typem osoby, za którą nigdy nie przepadałam. Jakoś nie potrafię się do niej przekonać.
"Tak naprawdę czułam się nie komfortowo w jej towarzystwie. Wpędzała mnie we wszelkiego rodzaju kompleksy."
- Nie znasz jej dokładnie, nie wiesz jaka jest.
"Wiem, aż nadto." pomyślała.
- Vi? - zapytała niepewnie Lea. - zależy mi na was obu i na tym abyście choć trochę się dogadywały.
Vi otworzyła oczy i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Nie sądziła, że ta relacja jest dla niej tak ważna. Poczuła się z tym dziwnie i niepewnie. Coś w jej środku blokowało ją przed zaufaniem Sam. "I chciała umówić się z Jamesem." Uśmiechając się starała ukryć swe emocje i rzekła tylko:
- Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy byśmy się choć trochę polubiły.
W mgnieniu oka kąciki ust Lea uniosły się do góry w uśmiechu. Podeszła do przyjaciółki, uścisnęła ją mocno i wyszeptała:
- Dziękuję. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne. - nagle ton głosu Lea zmienił się na bardziej podekscytowany. - Może powinnyśmy się jakoś razem spotkać. Żebyście mogły się lepiej poznać. -
- Oh, to fantastyczny pomysł. - odpowiedziała z udawanym entuzjazmem w głosie.
- W takim razie idę do niej zadzwonić.
Lea skierowała swe kroki w stronę wyjścia z salonu, gdy nagle zatrzymał ją głos Vi.
- Czy Sam spotkała się w końcu z Jamesem?
Lea odwróciła głowę i przez ramię spojrzała na przyjaciółkę i z niedowierzaniem spytała:
- To James nic ci nie mówił?
- Prawdę powiedziawszy nie kontaktowaliśmy się od naszego spotkania. - odpowiedziała z żalem Vi.
- Byli razem na kolacji we wtorek. Myślałam, że skoro się przyjaźnicie to ci o tym mówił.
- To było kiedyś, teraz prawie się nie znamy.
- Przykro mi. - rzekła Lea i wyszła z salonu zostawiając Vi ze swoimi myślami.
Coś w środku niej pękło, choć nie rozumiała dlaczego. Przecież nic ich nie łączyło, prawie wcale się nie znali. Był po części innym Jamesem, niż ten którego znała od dzieciństwa. I z którym rozmawiała po raz ostatni będąc nastolatką. A jednak Vi odnosiła wrażenie, że nie do końca jest jej obojętny. Zależało jej na nim. Ale jak na przyjacielu.
Delikatne promienie Słońca, które wpadały przez otwarte okno salonu, oświetlały jasną twarz Vi. Czuła ich ciepło na swoim prawym policzku i sięgnęła pamięcią do momentu ostatniego spotkania z Jamesem. Była całkiem niezłym obserwatorem, więc dostrzegała wiele. Widziała jak oczy Jamesa patrzyły na nią przenikliwym wzrokiem, gdy pojawiła się wtedy w kawiarni. Źrenice jego czekoladowych oczu poszerzyły się, gdy spojrzał na jej twarz, kiedy stała przed nim chcąc się z nim przywitać. Jego ręce delikatnie otulały jej ciało. Przytulając go, czuła bijące od niego ciepło i słyszała jak jego serce bije szybszym rytmem. Tak delikatny i czuły uścisk, który jej podarował, dawał swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Wiedziała, że to trwało tylko chwilę, ale wspominając to, czuła jakby trwali tak razem przez wieki jako nierozerwalna część wszechświataświata. Doskonale pamiętała każdy uśmiech, którym ją obdarzył, każde spojrzenie jego brązowych oczu, które kierował w jej stronę. Jego długie palce dotykające jej dłoni z niepewnością, jakby miała się zaraz rozpaść pod jego elektryzującym dotykiem, bądź co gorsza, zabrać swą rękę z pogardą. Ale ona siedziała tam biernie, patrząc swoimi oczami w jego, ginąc w ich ciemnym odcieniu i czując jak dziwna fala gorąca zalewa jej ciało, gdy w końcu ścisnął jej dłoń.
Z zamyśleń wyrwał ją dźwięk telefonu, który wyjęła z kieszeni. Był to sms od Toma, który przypominał jej o dzisiejszym spotkaniu. Odpisała mu, że o tym pamięta i ma dla niego świetną wiadomość.
W końcu wstała z fotela i ruszyła do sypialni, by znaleźć i przebrać się w mniej eleganckie ubrania. Wybrała bordową koszulę na krótki rękaw i jasne jeansy. Zabrała ze sobą kosmetyczkę, ręcznik i bieliznę, kierując się w stronę łazienki z myślą o długim i błogim prysznicu.
***
James wsiadł do taksówki i pojechał na umówione spotkanie do pubu. Kiedy dotarł na miejsce, wszedł do głośnego pomieszczenia, wzrokiem wodząc za swoim bliźniakiem. W rogu pubu rozpoznał ciemne włosy brata i jego sylwetkę. Oliver i paru ich wspólnych znajomych już tam na niego czekało, umówili się na mały męski wieczór. Ruszył w ich stronę, po drodze mijając zapełnione gośćmi stoliki. Czuł na sobie wzrok dziewczyny siedzącej przy barze, którą napotkał swym spojrzeniem, kiedy szukał Olliego i przyjaciół. Zdecydowanym krokiem podszedł do nich i od razu powiedział "cześć" witając się każdym przez podanie dłoni.
- Coś ci się dziś do nas nie spieszyło. - powiedział ze śmiechem w głosie Mark, jasnowłosy chłopak siedzacy naprzeciwko niego.
- Nie mogłem przyjechać wcześniej. - Tak naprawdę James nie miał ochoty przyjeżdżać, ale po kilku telefonach od Olivera, nie miał wyjścia i musiał wsiąść w taksówkę. - Pójdę zamówić kolejkę.
Wstał i odszedł od stolika podchodząc do barmana. Dziewczyna, która siedziała przy barze i którą wcześniej ujrzał, zaczęła na niego spoglądać. Kiedy na nią spojrzał, uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko. Odwzajemnił jej uśmiech i odszedł stamtąd szybko, wracając do stolika. Nie miał ochoty na jakikolwiek flirt. Nie dziś. Nie teraz.
Usiadł na swoim wcześniejszym miejscu, przyglądając się jak kelnerka podaje im zamówione piwo. Dookoła niego toczyła się zacięta rozmowa. Słyszał słowa, ale nie rozumiał ich i nie rozróżniał. Tak naprawdę nie zwracał na nie uwagi. Czuł się dziś dziwnie, jakby nagle był wyjęty ze swego dotychczasowego życia. Od kilku dni nie poznawał samego siebie.
- James, mówiłem do ciebie. - powiedział siedzący obok chłopak, który szturchnął go w ramię.
- Przepraszam Alec, ale możesz powtórzyć?
- Mówiłem o wspólnym wyjeździe gdzieś pod koniec lipca lub na początku sierpnia. Chcemy zrobić sobie taki męski wypad, może na weekend, co ty na to?
- Jestem jak najbardziej na tak. - odpowiedział, kątem oka dostrzegając karcące i jednocześnie pytające spojrzenie Olliego. W głowie słyszał jego głos mówiący: "Co się z tobą dzieje?", jakby ich bliźniacza więź umożliwiała wkradanie się do ich umysłów.
- Może po prostu pojedźmy w góry? - spytał po chwili.
- Właśnie o tym mówiliśmy, geniuszu.
- Coś ty taki nieobecny? - spytał Alec.
- Ja właśnie.... - zaczął James, ale dźwięk jego dzwoniącego telefonu przerwał mu jego wyjaśnienia. Wyjął go i spojrzał na ekran, gdzie wyświetliło mu się imię. "Sam". Odrzucił połączenie i napisał, że jest na spotkaniu i oddzwoni jak wróci.
Kiedy schował telefon do kieszeni, rozmowy jego towarzyszy ucichły.
- To Sam? - spytał Oliver. James pokiwał głową, a zaciekawiony Mark od razu zaczął zadawać pytania.
- Sam? Kim jest Sam? Kto to taki?
- To tylko koleżanka.
- Więc odpowiedz nam coś o tej koleżance.
James westchnął tylko. Nie miał ochoty mówić im o Sam. "Nie o niej", pomyślał. Zachęcony przez Aleca, zaczął swą opowieść. Kiedy doszedł do momentu ich spotkania, Alec od razu spytał jak udała się randka.
- To nie była randka.
- Było coś po? - spytał, nie dając za wygraną.
- Nie. Proszę was, zmieńmy temat. -odpowiedział stanowczym głosem. Do końca wieczoru nikt nie wspomniał o Sam.
Po dwóch godzinach James opróżniał kolejny już kufel piwa. Jego nastrój automatycznie się zmienił, aż w końcu w pełni włączył się z ochotą do rozmowy. Wiedział, że to wszystko za sprawą ów trunku. Nie był pijany, ale czuł się dobrze. Uniósł do ust kufel, jednym haustem wypijając resztkę piwa znajdującą się na dnie. Wstał, pożegnał się z przyjaciółmi i wyszedł z pubu wsiadając do zamówionej wcześniej taksówki. Było już ciemno, a gwiazdy przysłoniły chmury. Odsunięta szyba wpuszczała do środka pojazdu chłodne powietrze. Dało się w nim wyczuć zbliżający się deszcz. A to byłoby idealnym odzwierciedleniem jego kilkudniowego nastroju.
Kilkanaście minut później przestąpił próg swojego mieszakania. Rzucił klucze na niewielką komodę w przedpokoju i udał się w stronę kuchni. Czuł się o wiele gorzej, a samotny pobyt w tym mieszkaniu dawał mu się we znaki. Przygnębienie zajęło miejsce wcześniejszej radości. Zjadł pospiesznie zrobione kanapki i ruszył w stronę łazienki. Marzył o prysznicu, który byłby zwięczeniem jego na wpół idealnego dnia. Rozebrał się i usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjął telefon z kieszeni i odczytał wiadomość od brata, który pytał się co mu się dziś stało.
"Nic. Po prostu byłem zmęczony. Źle spałem w nocy.. Odezwę się rano. Bye."
Odłożył telefon i wszedł pod prysznic, gdzie gorąca woda zaczęła dawać jego organizmowi ukojenie. Po niedługim czasie zakręcił kurek z wodą, wyszedł spod prysznica i wytarł suchym ręcznikiem swe mokre ciało. Owinął go wokół swych bioder i spojrzał na lustro wiszące nad umywalką. Zaczął analizować swą twarz w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak starości. W końcu razem z Olliem dobiegali trzydziestki. "Dalej wiodąc swe samotnr życie, James." Westchnął tylko i poszedł do sypialni zabierając telefon.
Założył na siebie bokserki, koszulkę i wszedł pod kołdrę, czując jak zimno materiału dotyka jego skóry. Znów odezwał się w nim smutek i samotność. Spojrzał na ekran telefonu. Była dokładnie 23. Włączył kontakty i natrafił na numer Vi. Coś wewnętrz niego chciało z nią porozmawiać, sam nie wiedział dlaczego. Jakaś wewnętrzna siła przejęła kontrolę nad jego ciałem i jego palcami. Nacisnął więc zieloną słuchawkę, ale po usłyszeniu pierwszego sygnału natychmiast się rozłączył. "Ty głupcze. Po cholerę ją budzisz?" W duchu zaczął karcić samego siebie, ale wyrwał go z tego dźwięk jego telefonu, który dzwonił i dzwonił.
Po kilku głębszych oddechach, James wziął telefon do ręki i odebrał.
- Hej James, coś się stało?
Był to najpiękniejszy, najcudowniejszy, wręcz anielski głos, jaki w życiu słyszał.
- Ja...
Moi drodzy czytelnicy - wybaczcie mi ten rozdział. Nie jest on najwyższych lotów i nie jestem z niego w pełni zadowolona, ale bez tego nie mogłam ruszyć ze swoją historią dalej.
Życzę Wam jednak miłego czytania, xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top