~3~

              Dedykowane dla zbworld

Niebo rozświetlały ogromne błyskawice, a deszcz uderzał w głowy uciekających przechodniów. Pogoda w Londynie nigdy nie rozpieszczała mieszkańców. Ulica opustoszała w mgnieniu oka, poza jedną zakapturzoną postacią. Ów osoba biegła szybko, mijając znajdujące się na chodniku kałuże. Uciekała przed deszczem ale i spieszyła się na spotkanie. Kiedy zauważyła migoczący w oddali szyld restauracji, poczuła ulgę i ciepło. W końcu przyspieszyła kroku. Wpadła z impetem do ów restauracji, zdejmując kaptur z głowy. Ukazując swą twarz, zlustrowała szybko pomieszczenie i zauważyła jego ciemne włosy. Siedział przy stoliku w samym końcu sali, a dookoła niego nie było żadnych gości.

Vi minęła parę stolików i podeszła do swojego towarzysza.
- Cześć - powiedziała uśmiechając się niepewnie.
- Vi! - krzyknął Tom wstając. - Bałem się, że już nie przyjdziesz w taką pogodę. - uśmiechnął się delikatnie i wskazał dziewczynie krzesło naprzeciwko siebie. Vi odwzajemniła uśmiech i usiadła.
- Przepraszam, że musiałeś na mnie czekać.
- Nic się nie stało. Wystarczy, że wynagrodzisz mi to swoim uśmiechem.
Vivienne zarumieniła się lekko. W tym czasie podszedł do nich kelner i złożyli zamówienie.

Po zjedzonym posiłku i kilku kieliszkach białego wina wyszli z restauracji. Spędzili razem cudowny wieczór, a żadne z nich nie miało ochoty kończyć go zwykłym pożegnaniem przed wejściem. Thomas złapał Vi za rękę a ona wtuliła swoją twarz w jego ramię, przyciskając do niego policzek. Poczuła cudowny zapach męskich perfum Pacco Rabbane. Wciągnęła głośno powietrze i uśmiechnęła się do samej siebie. Lewą rękę położyła na jego przedramieniu. Przez krótką chwilę szli w milczeniu, jednakże Tom przerwał ów ciszę.
- Dalej mieszkasz u Lea?
- Tak. Nie opłaca mi się niczego wynajmować, a na mieszkanie w hotelu podczas mojego pobytu tutaj niestety nie mogłabym sobie pozwolić.
- W takim razie odprowadzę cię do twego tymczasowego domu. - uśmiechnął się do niej lekko, jednak w kącikach jego ust czaił się zawadiacki uśmiech, który Vi natychmiast odwzajemniła.
- Wiesz co, chyba jednak nie chcę jeszcze wracać do domu.

Zatrzymali się przed przejściem dla pieszych. Dookoła otaczała ich prawie absolutna cisza, przerywana od czasu do czasu dźwiękami wiatru. Pogoda znacznie się poprawiła. Na niebie nie pojawiały się już żadne błyskawice, a deszcz nie przeszkadzał w spacerze. Jednak ulice i chodniki były puste o tak później porze. Vi zadrżała z zimna i ścisnęła mocniej dłoń Toma.
- Zimno ci?
- Tylko trochę. Odzwyczaiłam się od tej typowej angielskiej pogody. Zapomniałam, że nawet latem bywa czasem chłodno.
- Musisz częściej przyjeżdżać. - powiedział z uśmiechem na ustach. Vi spojrzała w jego zielone oczy. "Teraz je zapamiętam" pomyślała licząc kropki na jego źrenicach. Światło sygnalizacji świetlnej zmieniło się na zielony kolor i w końcu ruszyli w drogę. - Mogę zaproponować ci kubek ciepłej herbaty.
- Z chęcią. - odpowiedziała składając delikatny pocałunek na jego policzku.

Zaskoczony Thomas przystanął na chwilę, wpatrując się w jej niebieskie oczy. Wyciągnął rękę, a jego ciepła dłoń dotyknęła jej zimnego policzka. Vi doznała jakiegoś dziwnie elektryzującego uczucia. Westchnęła tylko głęboko i bezgłośnie, a Tom pochylił się nad nią unosząc jej podbródek ręką, która wcześniej dotykała jej policzka. Vi złapała jego drugą rękę i splotła ich palce w momencie kiedy mężczyzna złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Poczuła ich smak za pierwszym razem. Smakowały wypitym wcześniej białym winem, lecz później ów smak zmienił się na inny, którego Vi nie potrafiła odgadnąć. Przyciągnęła go do siebie, a on mocniej przywarł do jej ust. Trwali w tym pocałunku dłuższą chwilę, aż w końcu Thomas odsunął się od dziewczyny i uśmiechając się ruszył z nią w dalszą drogę.

***

W ciągu ostatniego tygodnia, Vi prawie codziennie spotykała się z Thomasem. Bardzo się do siebie zbliżyli, chociaż zaczęli swą znajomość w dziwny, niekonwencjonalny sposób. Często spotykali się razem z Leą, Jacem i Sam i paroma innymi znajomymi. Vi czuła, że Tom doskonale ją rozumie, a on dawał jej poczucie bezpieczeństwa.

Było późne lipcowe popołudnie. Tego dnia pogoda rozpieściła mieszkańców Londynu. Powietrze było duszne, a Słońce od rana paliło swoimi promieniami. W jednym z londyńskich pubów siedziała grupka znajomych wesoło gaworząc i śmiejąc się w niebogłosy. Z każdą minutą przybywało do pubu coraz więcej klientów. W końcu był piątek, a i każdy z nich chciał ochłodzić się kuflem zimnego piwa.
- Pójdę zamówić jeszcze jedną kolejkę. - powiedziała Vi wstając i wskazując palcem na puste szklanki. Lea wyszczerzyła do niej zęby i wróciła do rozmowy z jakąś swoją koleżanką, którą Vi dopiero dziś poznała.

Podeszła do lady i poprosiła o kolejne osiem piw, wskazując na stolik, przy którym siedziała. Wyciagała z portfela pieniądze aby zapłacić, gdy ktoś nagle niechcący uderzył ją łokciem w ramię.
- Oh, przepraszam. Przez ten tłok niechcący na panią wpadłem. - powiedział mężczyzna z niskim, przyjemnym głosem.
Vi odwróciła się i spojrzała na mężczyznę, przez którego rozbolało ją jej prawe ramię. "Pamiętam skądś te brązowe oczy. I tą twarz" pomyślała. Nie mogła sobie przypomnieć skąd, kiedy nagle ją olśniło: "Nie, to nie może być..."
- O mój Boże, James? - spytała po cichu zaskoczona. Bała się reakcji mężczyzny, który nagle pewnie powie jej: "O czym pani mówi?". Ten jednak uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
- Jesteś pewna, że to ja, Vi?
"Vi? Co? Ale jak to?" Podpuszczał ją? Spojrzała na niego jeszcze raz. Miał krótkie brązowe włosy. Oczy w tym samym kolorze, pełne zaskoczenia. Przecież nie raz widziała jego zdjęcie. "Ale wtedy miał rude włosy. A może to Oliver...?" Stanęła na palcach wyciągając szyję by sprawdzić czy znajdzie pieprzyk po prawej stronie jego szyi. Jednak ciemno włosy chłopak w porę zasłonił ów miejsce dłonią i posłał dziewczynie szelmowski uśmiech. Vi zastygła na moment w bezruchu, oniemiała. Kiedy patrzyła na niego, jej serce nagle mocniej zabiło. "Jest bardzo przystojny, wydoroślał" pomyślała, lecz szybko odgoniła swe myśli o nim, kiedy jej serce znów przyspieszyło.

- James, to zdecydowanie ty. Tego uśmiechu nie zapomnę do końca życia. - zaśmiała się delikatnie na co chłopak jej zawtórował.
- Aż dziwne, że mnie poznałaś. - powiedział znów szczerząc zęby w kolejnym uśmiechu.
- To nie było trudne, pamiętając ten uśmiech. Od czasu do czasu widuję też twoje zdjęcia w internecie.
- A ja nie mógłbym zapomnieć twoich pulchnych policzków.
- Ej! - uśmiechnęła się zawstydzona. - co u ciebie?
- Teraz wszystko się uspokoiło, mogę w spokoju wyjść nawet na piwo. - zaśmiał się unosząc kufel z trunkiem. - No i uczę się aktorstwa. Słyszałem, że mieszkasz w Stanach?
- Tak, ale przyjechałam tu...
Lecz Vi przerwała nagle zauważając stojącego obok nich Thomasa.
- Vi, skarbie, czekamy na ciebie. - powiedział zirytowany lustrując Jamesa wzrokiem. Wydawał się być zazdrosny.
- Em.. Tom, to jest mój przyjaciel z dzieciństwa, James. James, to jest Tom.
Panowie podali sobie ręce w geście przywitania. James cały czas się uśmiechał, jednakże Tom był wobec niego nie ufny.
- To ja już będę szedł.
- Może zechcesz do nas dołączyć? - spytała Vi wskazując na stolik, przy którym cały czas było gwarno.
- Jeśli to nie problem... - odpowiedział James spoglądając na Thomasa. Ten tylko wzruszył ramionami i poprowadził ich oboje do stolika.

Kiedy podeszli do stolika, wszystkie rozmowy ucichły
- Moi drodzy! -powiedziała Vi do zgromadzonych znajomych. - To jest James, mój przyjaciel z dzieciństwa. Dla wtajemniczonych, to Fred Weasley z Harry'ego Pottera.
Wszyscy przywitali się z Jamesem i zaczęli go zagadywać. Usiadł obok Sam, która od razu zaczęła go kokietować. A on nie opierał się jej urokowi. Vi poczuła dziwne ukłucie w żołądku, ale zaraz zganiła samą siebie.

Reszta wieczoru minęła w przyjemnej atmosferze. Co jakiś czas ich grupka się zmniejszała, część znajomych się żegnała i wychodziła. Na sam koniec zostali tylko Vi z Tomem, Lea z Jacem oraz James i Sam.
- Będę już uciekał. - oznajmił James wstając. Pożegnał się ze wszystkimi, poza Vivienne, którą zostawił sobie na koniec. Podszedł do niej uśmiechając się i podał jej swój telefon.
- Musisz wpisać mi swój numer. Trzeba się jakoś razem spotkać i powspominać stare dobre czasy. - zaśmiał się głośno. - Ollie mi nie uwierzy jak mu powiem kogo spotkałem. A ostatnio wspominaliśmy sobie nasze zabawy jak byłem z nim w Sutton.
Vi spojrzała na niego podając mu do ręki jego telefon. Jego oczy miały magnetyczne spojrzenie, które ją dziwnie przyciągało. Zarumieniła się delikatnie, a James nachylił się i dotknął jej policzka swymi miękkimi ustami.
- Naprawdę miło było cię spotkać Vivienne - powiedział spokojnym głosem, pełnym ciepła. Na pożegnanie pomachał pozostałym ręką i wyszedł z pubu zostawiając wszystkich w zbiorowej ekscytacji, a Vi zarumienioną. Jej komórka zawibrowała. Sięgnęła po leżący na stoliku telefon i odczytała smsa:

"To mój numer, gdybyś miała ochotę czasem się odezwać xx
James"

Vi uśmiechnęła się do siebie, opuszczając głowę w dół i ukrywając swą twarz we włosach. Przez te wszystkie lata brakowało jej Jima i Olliego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top