~2~

Po wyjściu Thomasa, Vi starała się zasnąć, ale nie potrafiła. Żaluzje w oknie były zasłonięte, lecz mimo to, jakimś cudem promienie słońca wpadały do pokoju rozświetlająć go jeszcze bardziej. Vi starała się nie zwracać na to uwagi mrużąc oczy, jednakże przegrała. Chciała choć jeszcze na chwilę odwiedzić krainę snu, ale po kilku nieudanych próbach ponownego zaśnięcia poddała się. Zirytowana i śpiąca wstała z łóżka, zabrała z walizki kosmetyczkę, ubrania i czystą bieliznę i od razu wyszła na korytarz kierując się w stronę łazienki.
Całe mieszkanie zdawało się być puste, lecz o tak wcześnej porze każdy z domowników jeszcze spał. Vi weszła do łazienki, gdzie szybko się rozebrała, rozpuściła włosy i weszła pod prysznic. Odkręciła kurek z ciepłą wodą i po krótkiej chwili poczuła jak zalewa ją fala gorąca. Krople wody spadające na jej nagie piersi tworzyły rzeczki i wodospady przez całe jej ciało, aż do stóp. Umyła się szybko i naga wyszła spod prysznica. Rozczesała swoje długie brązowe włosy, założyła bieliznę, koszulę w kratkę, czarną bokserkę i rurki w tym samym kolorze. Następnie zaniosła swoje rzeczy do swojego tymczasowego pokoju. Zabrała laptopa i poszła do kuchni zjeść śniadanie. W lodówce poza piwami, niedojedzoną sałatką i serem pleśniowym znalazła mleko, a na szafce płatki kukurydziane.
Siedząc przy stole z przygotowanym śniadaniem, znalazła pociąg do Sutton Coldfield odjeżdżający za dwie godziny. W myślach obliczyła ewentualny czas dojazdu na Kings Cross. Miała dokładnie godzinę i trzydzieści pięć minut. Rozglądając się po kuchni postawiła w niej trochę posprzątać.
Po kilkunastu minutach usłyszała otwierające się obok drzwi. W progu kuchni stała już zaspana Lea.
- Cześć ranny ptaszku - powiedziała promiennie siadając przy stole, po czym nalała sobie soku do szklanki Vi.
- Hej śpiochu. Czemu tak wcześnie wstałaś? - zapytała Vi dalej zmywając, nie spojrzawszy nawet na przyjaciółkę.
- Obudziły mnie jakieś hałasy. A co się okazało ty mnie obudziłaś i twoje poranne sprzątanie. A raczej twoje kroki. Masz strasznie ciężką nogę, wiedziałaś o tym?
Vi odwróciła się od zlewu i zaśmiała się, na co Lea wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Noc była upojna? - spytała przyjaciółka.
- Mogę śmiało powiedzieć, że tak. A jak twoja?
- Cudowna jak zawsze. - odpowiedziała rozmarzona Lea. - Wiesz jakich konwulsji dostaję kiedy Jace całuje każdy, dosłownie KAŻDY kawałek mojego ciała?
- Mogę się tylko domyślić po tym co wczoraj słyszałam. - odpowiedziała Vi śmiejąc się.
- Tom jeszcze jest?
- Nope. Zmył się jakąś godzinkę temu.
- Jak wrażenia?
- Zależy o co pytasz...
- No wiesz - powiedziała Lea uśmiechając się - czy ci się podoba.
Vi odwróciła się plecami do przyjaciółki wracając do mycia naczyń i zastanawiając się chwilkę nad tym o co została właśnie zapytana. Tom był przystojny. Och i to bardzo, a jego ciało... Vi rozmarzyła się na moment.
- Tak. Inaczej nie wylądowałby w moim łóżku.
Lea zaśmiała się głośno i zapytała:
- Będziecie kontynuować waszą znajomość?
- Zrobię to z przyjemnością. - odpowiedziała Vi uśmiechając się do siebie w duchu. Zrobi to, nie tylko dlatego, że Tom jest przystojny i seksowny (oh, God, to ciało!). Ale również dlatego, że był bardzo miłym i sympatycznym facetem. Pamiętała z wczorajszego wieczoru, że to jej poświęcał całą swą uwagę i na niej się skupiał. I uwielbiał Arctic Monkeys jak Vi, a to już było coś.
Vi zmywała chwilę w ciszy, w trakcie której Lea spożywała śniadanie. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie obok wejścia do kuchni i zauważyła że ma tylko 15 minut do wyjścia.
- Lea, dokończysz to za mnie, muszę zaraz wyjść.
- Gdzie już uciekasz?
- Jadę na weekend do domu. Zabiorę trochę rzeczy, resztę zostawię. Powinnam być w niedzielę wieczorem.
- Nie ma problemu - odpowiedziała Lea wstając i przytulając przyjaciółkę. - Pozdrów rodziców, a gdy spotkasz moją mamę, powiedz jej że w tym tygodniu na pewno przyjadę.
- Jasne.
- A! I daj znać czy kontaktowałaś się z Tomem
- Okej!- krzyknęła Vi wybiegając z kuchi.

***
Po pięciogodzinnej jeździe, Vi wysiadła z pociągu. Czuła się strasznie zmęczona tą podróżą. Rozejrzała się po dobrze znanych jej terenach i w końcu poczuła błogą ulgę. "Jestem w domu, tu jest moje miejsce" pomyślała z rozrzewnieniem. Wzięła do ręki uchwyt walizki i weszła do środka dworca, skąd głównym wyjściem wyszła na zewnątrz, kierując się w stronę postoju taksówek. Tego dnia na niebie nie było żadnej chmurki, a Słońce paliło swoimi promieniami odsłonięte ramiona Vi. Wsiadła do pierwszej taksówki, podała adres i ruszyła w tak dobrze znanym jej kierunku. Patrząc przez szybę podziwiała śmigające krajobrazy. Rzędy domów z ciemnoczerwonej cegły. Park, w którym zawsze spędzała większą część czasu będąc dzieckiem. Szkoła do której uczęszczała. Plac zabaw, na którym po raz pierwszy poznała Jima i Olliego, mając cztery lata. Wtedy też uderzyła Olivera w nos łopatką, bo ten niechcący zepsuł jej świeżo zbudowany zamek.

Płakała wtedy jak szalona i od razu pobiegła za swoim "wrogiem". Kiedy udało jej się go złapać, uderzyła go z całej siły łopatką w twarz. Dostał dokładnie w nos. Stojący obok James śmiał się w niebogłosy, a Ollie patrzył z niedowierzaniem, wyszeptał krótkie przeprosiny i uciekł do swojej mamy. Wtedy też ich mamy się poznały, a cała trójka zaczęła się przyjaźnić. Vi miała czasem ciężko z bliźniakami, gdyż była od nich młodsza o całe dwa lata i pół roku.

Z zamyśleń wyrwał ją głos kierowcy, że są już na miejscu. Vivienne zapłaciła za kurs, wysiadła z samochodu zabierając walizkę i ruszyła w stronę drzwi frontowych swojego rodzinnego domu. Minęła dokładnie wystrzyżony żywopłot, znajdujący się po obu stronach ścieżki. Kiedy zadzwoniła, drzwi otworzyła jej niska, pulchna kobieta z roztrzepanymi ciemnymi włosami.
- Vi, skarbie! -pociągnęła dziewczynę za sobą i obie znalazły się w przedpokoju tuląc się do siebie. - Tak dawno cię nie widziałam. -powiedziała odsuwjąc ją od siebie i dokładnie się jej przyglądając. - Jak ty zmizerniałaś w tych Stanach. Pewnie słabo się tam odżywiasz. Mark, spójrz kto nas odwiedzi! - krzyknęła w stronę salonu skąd wyłonił się wysoki mężczyzna, z jak zwykle znajdującymi się na prawie łysej głowie okularami do czytania.
- Moja kruszynka! - krzyknął i podbiegł do niej, całując ją i tuląc mocno do siebie. Był wyższy od niej o półtorej głowy.
- Cześć tatku, jak dobrze cię widzieć. - powiedziała Vi mocno tuląc się do ojca. W jego ramionach zawsze czuła się jak mała dziewczynka a bijące z nich ciepło dawało jej poczucie bezpieczeństwa.
- Akurat trafiłaś w samą porę na obiad. Robię dziś pieczeń z kaczki. Mam nadzieję, że się dziś nigdzie nie spieszysz.
- Ależ nie mamo -odpowiedziała uśmiechając się promiennie. - cały weekend jestem do waszej dyspozycji. Następnie podążyła do kuchni wraz z rodzicami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top