~14~

James w pośpiechu zabrał kurtkę, kluczyki do samochodu i wybiegł z mieszkania. Przez telefon słyszał jak bardzo była roztrzęsiona.

Zbiegał po schodach rozmyślając nad tym co mogło się wydarzyć. Jeszcze nigdy, póki sięgał pamięcią, nie wydawała mu się taka bezradna. Toteż postanowił jak najszybciej do niej dotrzeć i jej pomóc.

"W końcu od czego są przyjaciele James?"

Prychnął. Słowo "przyjaciel" najmniej go radowało. Ale przecież nie mógł oczekiwać czegokolwiek na tym etapie. Czyż nie?

Wybiegł z bloku i pędem ruszył w stronę samochodu. Nie zwracał uwagi na kałuże i potwornie padający deszcz, lecz po chwili poczuł że jego ubranie zaczyna się robić mokre. W jednej chwili dobiegł do samochodu i zdyszany wsiadł do niego, by z piskiem opon ruszyć z parkingu i zabrać Vi. Gdziekolwiek była.

Martwił się. Nerwowo zaciskał dłonie na kierownicy, aż jego knykcie robiły się białe. Zagryzał wargę, pędząc w ciszy przez ulice Londynu. Poczuł metaliczny smak na języku. Dotknął palcem swoich warg i spojrzał na niego. Była na nim niewielka plama krwi. Z nerw rozgryzł sobie wargę, ale nie poczuł bólu. Nie czuł nic poza strachem.

"Dlaczego tak się przejmujesz?"

Skręcił w ulicę, którą podała mu Vi i zaczął szukać bloku, pod którym była.

Po chwili ją zauważył. Stała oparta o ścianę budynku, cała przemoknięta i z tym wyrazem twarzy, z którego nic nie dało się wyczytać. James szybko wysiadł z samochodu i pospiesznym krokiem ruszył w jej stronę. Cały czas się na niego patrzyła i czekała aż do niej podejdzie. Kiedy stanął przed nią, zauważył co jest grane. Mokre włosy przykleiły się do jej twarzy, nos miała czerwony, a dolne powieki były naznaczone niewielkimi plamkami po czarnym tuszu.

Podniósł prawą rękę i delikatnie palcami odgarnął włosy z jej twarzy. Nie opierała mu się. Po chwili położył swą dłoń na jej policzku a ona przytuliła się do niej i zamknęła oczy. To był jeden z tych niewielu momentów, kiedy jego serce mocniej zabiło.

Zadrżała z zimna, więc zdjął swoją kurtkę by ją okryć. Następnie wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Nie przeszkadzał mu deszcz, nie przeszkadzało mu to, że zaczął wiać wiatr, a gdzieś w oddali dało się usłyszeć grzmot. Liczył się tylko ten jeden niewielki moment, kiedy czuł że ma ją w swoich ramionach. Całą i zdrów. Odetchnął z ulgą.

- Chodźmy już stąd. - szepnął jej do ucha i złapał ją za rękę. Kiwnęła tylko głową i pociągnęła za sobą walizkę.

Wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę. Przez całą podróż żadne z nich się nie odezwało. James wiedział, że w tym momencie nie wydobędzie z Vi żadnego słowa, a i ona nie wydawała się być skora do rozmowy. Jechali więc w milczeniu. Kątem oka spoglądał tylko na Vi, która podziwiała migający za szybą Londyn. Uspokoił się wewnętrznie.

***
Zaparkował pod blokiem, w którym mieszkał. Vi odwróciła się w jego stronę i posłała mu delikatny uśmiech. Wysiadł z samochodu i otworzył jej drzwi, pomagając wysiąść. Zabrał walizkę, a Vi podała mu rękę i razem ruszyli w stronę budynku.

Wchodząc do środka poczuli przyjemne ciepło. Tylko deszcz spływał z ich włosów i ubrań. W ciszy i pospiechu wspinali się po schodach, aż wreszcie James zatrzymał się na trzecim piętrze.

- To tutaj. Mieszkam zaraz za tymi drzwiami. - powiedział wskazując na drzwi z numerem siedem. - Chwileczkę, gdzie ja mam klucze? - spytał szukając ich w kieszeniach swoich jeansów.

- Czy to te? - spytała Vi, która trzymała w ręku klucze z breloczkiem w kształcie piłeczki do golfa. Nadal miała na sobie jego kurtkę, więc tam je znalazła. James kiwnął głową, a ona podeszła do drzwi i je otworzyla. Uśmiechnął się do niej i gestem zaprosił ją do środka.

- Zapraszam, czuj się jak u siebie w domu.

- Masz piękne mieszkanie. -powiedziała Vi, kiedy weszli do salonu. Wszędzie dominowała biel i szarość. Białe ściany i komoda. Szara sofa i fotele. Wszystko ze sobą współgrało.

- Zrobię nam herbatę. Musisz się porządnie rozgrzać. - powiedział James i wszedł do kuchni, która była połączona z salonem i była urządzona w podobnym stylu. - Zaraz dam ci jakiś ręcznik i zaprowadzę do łazienki.

- Mam wszystko w walizce, ale z chęcią wzięłabym gorący prysznic jeśli to nie kłopot.

- No nie wiem, chyba muszę się jednak zastanowić. - odrzekł, lecz po chwili zaczął się śmiać. - Żartowałem, to nie jest żaden kłopot. Chodź, zaprowadzę cię.

Weszli do niewielkiego pomieszczenia znajdującego się tuż przy jego sypialni. Cała łazienka wręcz tonęła w jasnym kolorze.

- Zostawię cię teraz samą. Gdybyś czegoś potrzebowała to po prostu mnie zawołaj. Jakby co, tutaj są czyste ręczniki - otworzył niedużą szafkę stojącą tuż przy umywalce. - A tutaj jest czysta szczoteczka, jeśli by się okazało, że zapomniałaś swojej.

- Widzę, że jesteś nieźle przygtowany na niespodziewane wizyty. - powiedziała Vi posyłając mu lekki uśmiech.

- No cóż... nigdy nie wiesz, jaka kobieta odwiedzi twoje mieszkanie. - odpowiedział , nerwowo dotykając swoich włosów. - W każdym bądź razie, życzę miłej kąpieli.

Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Vi od razu przekręciła w nich zamek i zabrała się za zmywanie z twarzy resztek tego, co kiedyś było jej makijażem. Gdy już skończyła, rozebrała się i naga weszła pod prysznic. Odkręciła kurek z wodą i poczuła jak gorąca ciecz ogrzewa jej ciało sprawiając, że jej skóra niemalże paruje. Zaczęła namydlać swoje ciało, kiedy nagle w łazience zrobiło się ciemno. Poczuła się, jakby była w jakimś horrorze.

Szybko zakręciła wodę i odsunęła drzwi kabiny. Delikatnie i powoli postawiła prawą stopę na chłodnych płytkach starając się utrzymać równowagę i się nie przewrócić. Po chwili cała stanęła na zimnej podłodze i po omacku znalazła szafkę, z której wyjęła ręcznik. Owinęła się nim dookoła ciała i usłyszała zza drzwi przejęty głos Jamesa:

- Vi, wszystko w porządku? W całym bloku nie ma prądu, pewnie przez pogodę.

- Jasne, wszystko gra. Jednak trochę tu ciemno.

- Pójdę poszukać jakichś świeczek. Zaraz wrócę!

Wrócił po paru minutach i zapukał do drzwi.

- Mogę wejść?

- Jasne, tylko poczekaj! - odpowiedziała Vi i poprawiła ręcznik, mocniej się nim owijając. - Okej, już otwieram.

Przekręciła zamek w drzwiach i je otworzyła. Powoli i ostrożnie, James przekroczył próg łazienki, trzymając w prawej dłoni zapaloną świeczkę. Stanął przed Vi. Dzielił ich może metr odległości. James dokładnie widział, nawet w tak nikłym świetle jakie dawała świeczka, niewielkie strużki wody płynące po dekolcie Vi. Jedna z kropelek zagubiła się i zaczęła spływać powoli po jej obojczyku, jakby nie chciała być wchłonięta w skórę. Przybliżył się i wyciągnął wolną dłoń. Jednym ruchem palca wytarł ją z jej ciała. Znów poczuł to elektryzujące doznanie, jakby został porażony prądem.

- Postaw ją może tutaj. - powiedziała skrępowana Vi wskazując na umywalkę. Odwróciła się do niego plecami, mocno przyciskając ręcznik do swojego ciała. James postawił świeczkę i spojrzał na Vi. Widział napięte mięśnie na jej nagich plecach. Chciał ją porwać w swoje ramiona, zanieść do swojej sypialni i całować każdy skrawek jej pięknego ciała.

Odsunął od siebie te myśli i czym prędzej wyszedł z łazienki. W tym samym momencie, Vi wypuściła głośno powietrze i znów zamknęła drzwi. Oparła się o nie i osunęła się na podłogę. Rękoma objęła swoje nogi i zaczęła szybko oddychać.

Jeszcze nigdy w życiu żaden mężczyzna nie działał na nią tak mocno. Jej ciało i serce pragnęło Jamesa.

***
Po szybkim prysznicu Vi wyszła z łazienki niosąc w dłoni wypaloną do połowy świeczkę. Dalej nie było prądu, a nie wydawało się by pogoda miała się poprawić.

James siedział na kanapie w salonie wpatrując się w telefon. Kiedy usłyszał kroki Vi, podniósł głowę i odłożył telefon na bok. Stała przed nim w pełnej krasie - z mokrymi włosami i tą swoją świetną piżamą w super bohaterów. Założyła ręce na piersi żeby choć trochę się zasłonić.

Była idealna. Szczególnie teraz.

- Jesteś głodna?

- Niekoniecznie. Wolałabym się położyć. Podejrzewam, że jest już późno, a niestety rano muszę wstać do pracy.

- Zadzwoń może rano do kancelarii i poproś o dzień wolnego. Przyda ci się wypoczynek.

- Na razie przyda mi się niezła dawka snu. - powiedziała z uśmiechem

Uśmiechnął się i rzekł:

- Chodź, zaprowadzę cię do swojej sypialni.

Weszli do sypialni Jamesa. Było to jasne pomieszczenie, w którym panował niespotykany jak na mężczyznę porządek. Posłała mu pełen podziwu uśmiech, na co on odpowiedział jej tym samym.

- Dziś będziesz spala tutaj. - powiedział podchodząc do łóżka, a Vi podążyła za nim. Weszła szybko pod kołdrę i od razu poczuła się senna. - Zabiorę tylko tą drugą poduszkę i pójdę na kanapę. Śpij dobrze.

Uśmiechnął się i zaczął odchodzić, kiedy Vi go zatrzymała:

- James, zostań tu ze mną. Proszę.

Odwrócił się i zobaczył jej niebieskie oczy, które miały nadzieję na to że zostanie. Pragnął tego, ale nie sądził by był to dobry pomysł. Jednakże poruszył się i podszedł do łóżka kładąc się na nim. Vi uśmiechnęła się i wpatrywała się z radością w jego oczy. Powoli zaczęła zasypiać, a James nie przestawał na nią patrzeć. Była piękna, zabawna i niemalże idealna.

Jego oczy wędrowały po jej ciele. Obserwował jak jej klatka piersiowa unosi się równomiernie. Od czasu do czasu dało się słyszeć delikatne chrapnięcia, a widoczny uśmiech na jej twarzy nie schodził nawet we śnie. Zastanawiał się o czym śni i marzy. Podszedł do niej bliżej, kładąc się obok na łóżku. Spoglądał na jej twarz nie mogąc oprzeć się jej widoku, czując jak podniecenie zaistniałą sytuacją zaćmiewia cały jego umysł.

Poruszyła się niespokojnie na dźwięk grzmotu dobiegającego zza okna. Był szczęśliwy, że jest tu z nim, że może na nią patrzeć i się nią opiekować. Nie pragnął niczego innego, poza nią. Ale jednocześnie martwił się tym co się stało zeszłego wieczoru i jej stanem psychicznym. Była silną kobietą, ale pomimo tego nawet ktoś taki jak ona, może rozpaść się na małe kawałki.

Jego nozdrza wypełnił tak dobrze mu znany jej zapach. Zatęsknił za jej bliskością, pragnął ją przytulić i dać jej do zrozumienia, że może na niego liczyć. Że będzie z nią zawsze i nigdy jej nie opuści. Chciał dać jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowała i szukała. Ale mimo wszystko, ona nie potrafiła tego dostrzec. A może po prostu się bała? Lub co gorsza - zwyczajnie w świecie nie chciała tego od niego...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top