~1~

Zgiełk ulicy budził Vi za każdym razem, gdy była o tej porze roku w Londynie. Leżała tak na łóżku dłuższą chwilę, nie ruszając nawet palcami. "To będzie długi pobyt" pomyślała z przekąsem i otworzywszy oczy, przekręciła głowę w lewą stronę szukając wzrokiem telefonu na nocnej szafce. Wyciągnęła rękę aby go sięgnąć i gdy w końcu się to udało, spojrzała na zegarek. Była wczesna godzina, 6:35. Obok niej niej zachrapał jakiś mężczyzna. Nie pamiętała dokładnie jak ma na imię, ani kim dokładnie jest, ale wiedziała co się wydarzyło.
"- Będzie mała impreza, przyjdzie parę osób. Wypijemy piwo, pogadamy i tyle. Może uda nam się wyjść do klubu, jeśli wszyscy będą chętni". Wspomniała słowa przyjaciółki, u której obecnie mieszkała.
Będąc nastolatką Vi odkryła, że niedaleko niej zamieszkała dziewczyna w jej wieku, więc postawiła sobie za cel zaprzyjaźnienie się z nią. I tak też się stało. Tym bardziej, że razem uczęszczały do jednej klasy. Zaczęły się przyjaźnić od momentu, gdy Vi utraciła kontakt z Jamesem i Oliverem. Niestety dziewczyny musiały się rozstać ze sobą, ponieważ wybierały się na całkiem inne studia. Vi wyjechała do Bostonu studiować prawo, gdzie zamieszkała po studiach, natomiast Lea studiowała w Londynie marketing.

Pierwsze wspólne i długie od dawna wakacje miały spędzić razem u Lea w Londynie. Wcześniej Vi przyjeżdżała tu tylko do ciotki, która mieszkała samotnie w stolicy. Na jej przyjazd Lea urządziła mały wieczorek zapoznawczy ze swoimi przyjaciółmi ze studiów. Vi miała w końcu okazję poznać chłopaka swojej przyjaciółki, o którym tak wiele mówiła. Pojawiło się też dwóch innych facetów, którzy byli bliskimi przyjaciółmi Jace'a, chłopaka Lea. A także jedna dziewczyna, z którą Lea się zakumplowała od razu, pierwszego dnia zajęć. "Zobaczysz, polubicie się. Sam jest zabawna i przesympatyczna. I obie studiowałyście prawo!" Jednak słowa Lea nie do końca się sprawdziły. Owszem, okazało się, że Sam studiowała prawo jak Vi, ale poza tym była przemądrzała, chwaląc się kancelarią prawniczą ojca i tym ile to ona tam zarabia i że jest ustawiona i nie musi się jak inni, zwykli ludzie (tu spojrzała na Vi) martwić się o pracę. Vi z miejsca ją znienawidziła.

Z zamyśleń wyrwało ją chrapnięcie jej towarzysza. Po chwili przekręcił się na lewą stronę, tak więc dziewczyna mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Kołdra odkryła większą część jego ciała, zakrywając to, co powinno być zakryte. Jednak nie dało się nie patrzeć i nie podziwiać tego pięknie wyrzeźbionego ciała. Szczególnie dało się to zauważyć w miejscu znajdującym się tuż niedaleko bioder. Vi powoli i szczegółowo zaczęła badać wzrokiem ciało tego mężczyzny, począwszy od owego miejsca przy biodrach, na twarzy kończąc. Miał cudowne rysy twarzy, wysunięte kości policzkowe, zgrabny, lekko zadarty nos. Całość dopełniały krótkie brązowe włosy. "Ciekawe jaki ma kolor oczu" pomyślała "Zapomniałam, aby się im przyjrzeć".
Vi zaczęła sobie przypominać jak ów mężczyzna się tu znalazł, gdy nagle usłyszała jego głos:
- Cześć skarbie - wymruczał delikatnie.
Vi zawachała się by cokolwiek odpowiedzieć, jednak zdołała wyrzucić z siebie tylko zdawkowe "hej".
- Nie podobało ci się wczoraj? - zapytał przejęty, podnosząc się ostrożnie, opierając swe ciało na łokciu.
"To najgorsze pytanie jakie mogłeś mi dzisiaj zadać, zaraz po przebudzeniu."
- Em... było fantastycznie, tylko jestem odrobinę zmęczona.
Vi nie czuła, aby kłamała co do pierwszej części swojej odpowiedzi. Ani do drugiej. Naprawdę była zmęczona. Od razu po przylocie przyjechała do mieszkania Lea, gdzie już trwała impreza. A jeszcze dziś miała odwiedzić rodziców.
- Też uważam, że było fantastycznie. To co cię w końcu gryzie kotku?
Czuła się dziwnie, gdy usłyszała, że powiedział do niej "kotku".
- Nic. Po prostu zaraz muszę się ogarnąć, znaleźć jakiś pociąg i pojechać do rodziców.
Chciała dać mu do zrozumienia, aby sobie poszedł. Choć bardzo się jej podobał i ją pociągał, ta sytuacja zaczynała ją trochę drażnić.
- To ja się może będę już zbierał...-powiedział z przekąsem. Wstał powoli z łóżka i ubrał się równie wolno. - A może cię podrzucić do rodziców albo na dworzec?
-Dam sobie radę. - odpowiedziała Vi uśmiechając się. Nieznajomy odwzajemnił uśmiech.
Kiedy był już gotów do wyjścia, ociągał się by opuścić pokój. Uśmiechnął się do Vi, ruszył do drzwi, kiedy nagle się zatrzymał się w połowie drogi do nich. Włożył rękę do kurtki, wyrwał kartkę z notesu i coś szybko nabazgrolił. Po chwili podszedł do Vi i podał jej ją uśmiechając się promiennie.
- To na wypadek, gdybyś nie miała pociągu. Lub miała jakiekolwiek problemy z dojazdem. Albo gdybyś w ogóle chciała pogadać.
- Dziękuję - odpowiedziała Vi, posyłając nieznajomemu swój najpiękniejszy uśmiech. Gdy chłopak wyszedł z pokoju spojrzała na kartkę i na pochyłe pismo i odczytała imię chłopaka.
- Thomas... - powiedziała po cichu do samej siebie.
W tym czasie słońce przebijało się już przez zasłonięte żaluzje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top