Rozdział 7
Jechaliśmy w ciszy jednak po chwili zorientowałam się, że nie wiedziałam w ogóle gdzie jechaliśmy, bo on przecież nie wiedział gdzie mieszkałam ani nie mówiłam nic o tym, dokąd mógłby mnie podwieźć.
- Czekaj, gdzie my w ogóle jedziemy? - zapytałam
- Do lekarza, ktoś musi zobaczyć co z twoją kostką - odpowiedział
- Ale czy ja mówiłam, że chce jechać do lekarza?
- Nie - odpowiedział prosto i szczerze - tylko, że ja tu jestem kierowcą i ja decyduje gdzie jedziemy.
- No to się zatrzymaj, bo nie mam zamiaru tam z tobą jechać
- Naprawdę tego chcesz? I iść do domu niewiadomo jak długo i boleśnie? - zapytał już lekko podirytowany moim nastawieniem
- Tak uwierz mi, poświęcę się. Zatrzymaj się tu - powiedziałam pewnym głosem.
Spojrzał na mnie zdezorientowany. Chyba się tego nie spodziewał, że mu się sprzeciwię. A tu jednak.
- Dlaczego w ogóle zaproponowałeś mi pomoc? - postanowiłam się o to zapytać, ponieważ bardzo mnie to zastanawiało i myślałbym o tym niewiadomo jak długo.
Odpowiedziała mi jednak tylko cisza. Oliver odwrócił wzrok. Nie czekałam na dalszy przebieg wydarzeń tylko wysiadłam z tego samochodu nie żegnając się z nim nawet.
Ruszyłam prosto przed siebie a Lewis po chwili odjechał.
***
Po prawie dwóch godzinach doczłapałam się do domu, bo inaczej tego nazwać nie mogłam. Jednak wiedziałam, że musiałam podjąć taką decyzję, gdyż jakbym poprosiła go, żeby odwoził mnie do domu to by mógł już z łatwością połączyć kropki i dowiedzieć się kim tak naprawdę byłam.
Po krótkiej rozmowie z mamą podeszłam do lodówki, aby wyjąć z zamrażarki zimny okład, który akurat się tam znajdował. Usiadłam w salonie na kanapie, bo w tym momencie na górę nie miałam już siły wchodzić. Przyłożyłam go do bolącej kostki i cicho syknęłam z powodu jego temperatury.
Zaczęłam przeglądać social media na telefonie. Po czasie wpadłam na pomysł pooglądać stare zdjęcia z dzieciństwa, które są w albumach.
Moja mama od zawsze miała ich mnóstwo i każdy był przeznaczony na inne zdjęcia.
Chwilę biłam się z myślami lecz postanowiłam sięgnąć po jeden konkretny z nich - błękitny w białe chmurki.
Po otworzeniu albumu ujrzałam stronę tytułową "Maddie i Oliver". Niżej znajdowało się jedno z naszych zdjęć. Wyglądaliśmy na nim prze słodko. W dzieciństwie byliśmy dwoma małymi łobuzami i jak przebywaliśmy razem naszym mamom nie było łatwo z nami wytrzymać przez nasze szalone pomysły, które pojawiały się w naszych głowach co chwila.
Strona po stronie zaczęłam przeglądać każde ze zdjęć. Przy każdym zatrzymywałam się na chwilę, aby przypomnieć sobie okoliczności zrobienia danego zdjęcia. Z każdym kolejnym zdjęciem byliśmy co raz starsi, bo były one ułożone chronologicznie.
W końcu doszłam do zdjęcia zrobionego 8 lat temu w moje urodziny. Przejechałam dłonią po nim ze łzami w oczach, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że to było nasze ostatnie wspólne zdjęcie. Nie wytrzymałam i z moich ust wydobył się cichy szloch.
Tak bardzo chciałabym jeszcze raz się do niego przytulić. Porozmawiać. Brakowało mi go w momentach gdy czułam, że potrzebowałam go najbardziej.
Nagle poczułam, że ktoś od tyłu obejmuje mnie ramionami za szyje. Od razu poczułam woń perfum mojej rodzicielki, o zapachu konwalii.
Uwielbiała ten zapach i on już zawsze będzie kojarzył mi się tylko z nią
Kobieta obeszła kanapę i usiadła obok mnie. Przyciągnęła mnie do siebie, a ja bez zawahania się w nią wtuliłam. Mama zaczęła gładzić mnie po plecach.
- Mamo...? - odezwałam się zachrypniętym głosem
- Tak kochanie? - zapytała spokojnym i troskliwym głosem.
- Dlaczego to wszystko musi tak wyglądać?
- Nie wiem Maddie, nie mam pojęcia - zaczęła.-Musisz dać sobie czas i wszystko na spokojnie sobie poukładać w głowie. Dasz radę skarbie
Nie odpowiedziałam nic tylko jeszcze mocniej wtuliłam się w rodzicielkę. W tym momencie cisza i bliskość były moim ukojeniem i niczego
więcej nie potrzebowałam
***
Kolejnego dnia zrezygnowałam z pójścia do szkoły. Nie chciałam przeciążać mojej nogi i chciałam by miała czas na regenerację. Ból na szczęście nie był już taki duży, więc możliwe, że nie było to nic poważnego. Szczegóły odnośnie festynu zaczęłam dopinać telefonicznie i byłam
w stałym kontakcie z Paris, która działała na miejscu.
Nastał w końcu czwartek. Tego dnia już musiałam się ruszyć z domu, bo w szkole było co raz większe zamieszanie. W końcu został jeden dzień do jednego z najważniejszych wydarzeń szkolnych, a także w mieście.
Ubrałam się w szerokie szare dresy i szarą bluzę.
Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Wyszłam z domu bez plecaka, bo i tak miałam nie mieć tego dnia żadnych lekcji. Razem z Paris miałyśmy mieć pracowity dzień.
Paris zaproponowała mi, że mogłaby po mnie przyjechać i razem ze mną pojechać do szkoły.
Przystałam na tą propozycję, przez co jak dostałam sms'a wyszłam z domu. Przed nim stał różowy Mercedes. Ta dziewczyna lubiła się wyróżniać, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Otworzyłam drzwi od strony pasażera i wsiadłam do samochodu.
- Hejka
- Hej, gotowa na ciężki dzień? - zapytała dziewczyna
- Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli to tak - odpowiedziałam - i oby tak było.
- Oby - przytaknęła blondynka
Dojechałyśmy pod szkołę w akompaniamencie głośnej muzyki. Co raz lepiej dogadywałam się
z Paris, więc podróż minęła bardzo przyjemnie.
Od razu jak wysiadłyśmy z Mercedesa na parkingu przed szkołą udałyśmy się do gabinetu dyrektora. I tak zaczął się jeden z najbardziej pracowitych dni w moim życiu....
Do domu wróciłam około 17 i byłam okropnie zmęczona. Na szczęście w tym tygodniu nie musiałam chodzić do pracy, bo akurat postanowili odnowić lokal.
Na skutek tego ogarnęłam w domu podstawowe rzeczy i poszłam spać, aby być wyspaną przed tak długo wyczekiwanym dniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top