Rozdział 2
Trochę ponad miesiąc temu rozpoczął się drugi semestr mojego ostatniego roku w szkole średniej. Jeszcze tylko kilka miesięcy i już na zawsze pożegnam się z tą placówką.
W pierwszej klasie nie miałam łatwo. Już od początku podpadłam niewłaściwym ludziom, dlatego mam dość przykre doświadczenia z tego roku. Przez to ostatnie dwa lata spędziłam na nauczaniu domowym. Tak było lepiej.
Po powrocie na ostatni rok nie obyło się bez przykrych komentarzy w moją stronę, ale one już mnie nie obchodziły. Stałam się obojętna, a także umiałam już się bronić.
Oparta o murek, wpatrywałam się w szyld mojego liceum. Ubrana w szerokie jeansy i oversize'ową bluzę po chwili ruszyłam w stronę budynku. Po wejściu udałam się do swojej szafki, z której wyjęłam podręcznik do pierwszej lekcji, jaką była algebra.
Zamykając szafkę, ujrzałam dziewczynę z mojej klasy idącą w moim kierunku.
- Cześć Madison! Co u ciebie? - zaczęła rozmowę Paris. Nie przyjaźniłyśmy się, ale była naprawdę spoko osobą.
- Hej, wszystko w porządku - odpowiedziałam.
- Słyszałaś, że do naszej szkoły dochodzi nowy uczeń? - zapytała
- Serio? Przecież jest już drugie półrocze - odparłam ze zdziwieniem. - A do której klasy dołączy?
- Dyrektor mówił, że do równoległej co my, tylko że do klasy B. - odpowiedziała. Paris była przewodniczącą szkoły, przez co zazwyczaj wiedziała takie rzeczy i miała dobry kontakt z dyrektorem.
- No to na szczęście. Dobrze, że my chodzimy do A - stwierdziłam, kiedy rozbrzmiał dzwonek na lekcje.
Minęło kilka lekcji i właśnie była przerwa na lunch. Korytarze były prawie puste, bo wszyscy znajdowali się na stołówce, bądź na zewnątrz bo wiosenna pogoda dopisywała. Nie poszłam czegoś zjeść, ponieważ jak narazie nie odczuwałam głodu.
Idąc korytarzem usłyszałam huk, jakby od uderzenia w szafkę. Dobiegał on zza ściany, z poprzecznego korytarza. Oparłam się plecami o ścianę i postanowiłam wsłuchać się w to, co się tam dzieje.
- No no no, ktoś tu nie umie chodzić? - odezwał się jakiś chłopak z ironią.
- Ja... prze...praszam, naprawdę nie chciałam.... - odpowiedziała przerażona dziewczyna.
- Mam to gdzieś czy chciałaś, czy nie! - podniósł głos - Zawsze ktoś może nauczyć cię posłuszeństwa.
Nie wytrzymałam. Szybko ruszyłam w kierunku tej dwójki. Młodsza dziewczyna trzęsła się ze strachu przed chłopakiem ubranym na czarno, z kapturem na głowie.
Ten już podniósł rękę do góry, jednak ja byłam szybsza i wściekła stanęłam przed nim zasłaniając dziewczynę. Zablokowałam dłonią jego ruch, na co spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co ty kurwa odpierdalasz? - zapytałam zdenerwowana
- Co się mieszasz lala. Nie twój interes - odpowiedział ze złością w oczach.
- A może i mój. Zostaw tą dziewczynę w spokoju, bo ci nic nie zrobiła. - odwróciłam się w stronę dziewczyny i powiedziałam jej, żeby sobie poszła. Widziałam wdzięczność w jej oczach. Śledziłam ją jeszcze przez chwilę wzrokiem kiedy pospiesznie od nas odchodziła.
Odwróciłam twarz w kierunku chłopaka stojącego przede mną. Żeby spojrzeć mu w oczy musiałam unieść głowę do góry. Był sporo wyższy ode mnie. Złapaliśmy kontakt wzrokowy. On musiał być tym nowym uczniem, bo nigdy wcześniej go tutaj nie widziałam. Po czasie wpatrywania się w jego szare tęczówki miałam wrażenie, że skądś go znam, jednak za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
Aż nagle w mojej głowie pojawiła się twarz jedenastoletniego, uśmiechniętego chłopca.
Nie. To nie mógł być ON.
Jako pierwsza przerwałam kontakt wzrokowy i spojrzałam w dół kręcąc głową. Z jego strony usłyszałam parsknięcie śmiechem. Nie wiedziałam co robić, dlatego po prostu od niego odeszłam. Ale co innego miałam zrobić? Poszłam do łazienki.
Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Nie byłam w stu procentach pewna, że to Oliver. Może to jedynie jakiś pojebany zbieg okoliczności. Nie widziałam go prawie 8 lat, więc po tylu latach ciężko może być kogoś poznać.
Ale... Jeśli to on, to czy mnie poznał? Mój wygląd się zmienił. Między innymi przefarbowałam włosy. Już nie byłam tak jak kiedyś blondynką.Teraz moje włosy miały odcień czarnego.Zmieniłam ich kolor podczas nauczania domowego. Potrzebowałam wtedy tej zmiany i do tej pory tak zostało.
Wyjęłam spod bluzy złoty łańcuszek ze słoneczkiem. Nosiłam go cały czas. Lekko ścisnęłam zawieszkę palcami. Schowałam wisiorek ponownie pod ubranie, poprawiłam włosy i po dzwonku poszłam na kolejne lekcje.
***
Po skończonych zajęciach, w drodze do domu wstąpiłam do sklepu, żeby kupić rzeczy na obiad.
Kiedy byłam pod moim domem, wyjęłam klucze z plecaka, którymi otworzyłam drzwi.
Co prawda moja mama była codziennie w domu, jednak zawsze kazałam jej mieć zamknięte drzwi ze względu na jej stan zdrowia.
Otóż miesiąc temu zdiagnozowano u niej nowotwór trzustki. Choroba ją bardzo zniszczyła. Była osłabiona, straciła masę ciała, przez co stała się drobna i bezbronna.
Nie wiadomo ile czasu jej dokładnie zostało.
Lekarze jedynie oszacowali, że kilka miesięcy.
- Hej mamo! Wróciłam! - krzyknęłam na wejściu.
Zdjęłam buty i przeszłam do kuchni aby zostawić tam zakupy. Kuchnia była otwartą przestrzenią razem z salonem. Moja rodzicielka siedziała na kanapie, czytając książkę.
- Cześć skarbie, jak było w szkole? - posłała mi szczery uśmiech.
- Dobrze, nic ciekawego się nie działo - odpowiedziałam. - A ty jak się czujesz?
- Jak zawsze - jej uśmiech delikatnie zanikł.
Wstała z sofy i usiadła na stołku przy wyspie kuchennej.
Spojrzałam na zagarek, który wskazywał godzinę 15.30. Zabrałam się za szykowanie obiadu dla naszej dwójki. W tym czasie rozmawiałam z kobietą.
Po obiedzie posprzątałam kuchnię i poszłam do swojego pokoju odrobić lekcje.
O godzinie 18.00 musiałam być w pracy.
Pracowałam w pobliskiej kawiarni. Moja mama gdy zachorowała, straciła pracę. Pieniądze, które przesyłał mój ojciec ledwo starczały na podstawowe rzeczy.
Jeśli chodzi o mojego ojca, wyprowadził się on razem ze swoją nową i na dodatek 15 lat młodszą partnerką do sąsiedniego stanu: Nevady. Rok temu rozwiódł się z moją matką, ponieważ znalazł nową miłość....
Minęła godzina, a ja zdążyłam ogarnąć zadania ze szkoły i powtórzyć trochę materiału do najbliższych sprawdzianów i kartkówek.
Poprawiłam trochę makijaż, włosy spięłam w niskiego kucyka i spakowałam torebkę. Byłam gotowa do pracy. Pożegnałam się z mamą, a następnie wyszłam z domu.
Po piętnastu minutach spacerem byłam już w kawiarni, w której pracowałam na pół etatu, a w weekendy robiłam dodatkowo płatne nadgodziny.
To był spokojny wieczór. Po godzinie 22 wróciłam do domu i ogarnęłam się do spania. Przed zaśnięciem rozmyślałam o spotkanym tego dnia chłopaku....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top