chapitre un
Gdy tylko udało mi się uporać z moimi codziennymi obowiązkami, stwierdziłam, że należy się lekko ogarnąć. Oczywiście nie mam tu na myśli przesadnego strojenia się, to nie było w moim stylu. Zdecydowanie wolałam prostotę, dlatego też mocno wyróżniałam się na ulicach miast, gdzie przeważnie panowały raczej wyraziste kolory i mocno pokręcone kreacje. Zresztą to samo można było powiedzieć o Oldze – żadna z nas nie przepadała za noszeniem na sobie żywych, kontrastowych ubrań, a tym bardziej nie widziałyśmy siebie w tapirowanych fryzurach!
Dlatego też zdecydowałam się na czarną koszulkę z lekko spranym nadrukiem, jeansy (typowo dla siebie zawinęłam nogawki) oraz oczywiście narzuciłam na siebie swoją przerobioną ramoneskę. Już od ponad miesiąca przy niej kombinowałam i jak na razie udało mi się zrobić parę naszyć w postaci różnych symboli oraz kilka napisów farbą do skóry. Mimo wszystko byłam dumna ze swojego małego dzieła.
Kiedy wyszłam w końcu ze swojego domu, zaczęłam kierować się szybkim marszem do umówionego miejsca, w którym miałam się spotkać z moją kuzynką (pewnie już na mnie czeka). Dzisiaj miał być wielki dzień, pierwsza wyprawa do centrum Los Angeles. Emocje sięgały zenitu, w końcu to właśnie temu miastu przyglądam się od moich pierwszych dni w Stanach Zjednoczonych.
Już z daleka mogłam zobaczyć wkurzoną Olgę, która na pewno czekała na mnie więcej niż przysłowiowe parę minut (obawiam się, że mogło to być aż całe pół godziny). Ona z kolei była ubrana prostą skórzaną kurtkę, jeansy klasycznego kroju oraz tradycyjne Conversy za kostkę.
— Ile można czekać? — zmierzyła mnie groźnym wzrokiem. Ignorując zaczepny ton, odpowiedziałam na to jedynie westchnięciem. Zaczęłam natomiast powoli człapać wzdłuż szosy, która prowadziła do najbliższego przystanku.
Okolica była urokliwa, fakt, ale niestety większość busów nie dojeżdżała tak daleko. Natomiast lepsze to niż mieszkanie w kraju, z którego się wyprowadziłam. Zawsze przypominałam sobie polskie warunki zanim zaczynałam narzekać na jakiekolwiek niedogodności, które mnie tutaj spotykają.
Tak jak wspomniałam, okolica była niesamowicie piękna. Mimo pustynnego klimatu, było tutaj dużo zielonych miejsc. W tym pewna górka, z której szczytu późnymi wieczorami było widać całe rozświetlone Los Angeles i wielki napis „Hollywood". Niezapomniany widok.
— Czuję się dziwnie nieswojo — zaśmiałam się, kopiąc w piasek, który miałam pod nogami. Naprawdę tak było, pierwszy raz w życiu jechałam do tak dużego miasta.
— Szczerze powiedziawszy, ja też, ale przecież nie może być jakiejś tragedii — odpowiedział mi dobrze znany głos Olgi, jednak nie czułam aby była pewna swoich słów.
Byłyśmy już pełnoletnie, jednakże gdzieś w głębi duszy wciąż byłyśmy tymi samymi nastolatkami. Taka ilość bodźców była po prostu przytłaczająca.
Po około kwadransie było widać już wielki baner z napisem „Gas Station", a zaraz pod nim małe zadaszenie i „Bus Stop". Mimo że z tego miejsca było jakieś pół godziny drogi do centrum, to już można było dostrzec drogie auta. Dziwny widok, kiedy wzrok przyzwyczaił się do starych Polonezów na drogach.
Chwilę musiałyśmy poczekać ze względu na moje spóźnienie, ale nie był to jakiś duży problem. Normalnie słońce by nie dawało nam spokoju, ale dzisiaj wyjątkowo było jakoś zimniej. Możliwe, że była to wina całkiem silnego (i chłodnego) wiatru.
Po raz kolejny tego dnia moje rozmyślania zostały przerwane głośnym dźwiękiem, jednak tym razem był to sygnał otwierania drzwi busu. Wsiadłyśmy do środka i od razu rozejrzałyśmy się za wolnymi miejscami. Ku naszemu zaskoczeniu w pojeździe nie cuchnęło, było czysto. Nie tego się spodziewałam po publicznym środku transportu. Oprócz nas w środku znajdowało się kilka osób, jednak nie zwróciłyśmy na nie większej uwagi. W tle przygrywała przyjemna muzyka, tylko czasem przerywana głosem radiowca, który komentował najważniejsze zdarzenia z ostatniej chwili. My z kolei byłyśmy zajęte rozmową o zachowaniu Marii, która za wszelką cenę chciała się udać w dzisiejszą podróż razem z nami. Zawsze wszędzie próbowała się wcisnąć, ale tym razem nie dałam się tak łatwo wkręcić i udało mi się wybiec z domu zanim wywołała istną histerię.
Gdy bus w końcu zatrzymał się na właściwym przystanku, a konkretnie w samym centrum, wysiadłyśmy i od razu zaczęłyśmy się zachwycać tym pięknym miastem. To było coś niesamowitego, widok oraz uczucia, które mi wtedy towarzyszyły zostaną przy mnie już na zawsze. Kolejną godzinę (może nawet dwie?) spędziłyśmy na zwiedzaniu. Na pewno zajęłoby to nam więcej czasu, gdyby nie pewne zdarzenie, które nieco zmieniło obrót spraw.
————————————————
Zaczynało robić się już ciemno, a ulice powoli pustoszały. Mimo to, miasto wciąż wyglądało kolorowo. Może to wina tych wszystkich banerów i świateł? Tak czy siak, było po prostu przepięknie. I najpewniej dalej byśmy tak szły i snuły plany o przyszłości, gdyby nie nagłe uczucie pragnienia. Nie żeby było to jakoś przesadnie dziwiące, w końcu od paru godzin niczego nie piłyśmy.
Dlatego też zaczęłyśmy się rozglądać za jakimś lokalem. Niestety ze względu na wiek nie mogłyśmy pójść do żadnego baru, więc udałyśmy się w podróż po zawiłych, mniej uczęszczanych uliczkach (w końcu gdzie indziej można natknąć się na coś bardzo dobrego w rozsądnych cenach?).
Zaczęłyśmy się lekko gubić, dlatego też postanowiłyśmy kogoś poprosić o pomoc. I och, jakież miałyśmy szczęście.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top