chapitre trois

Drugi dzień lata, Stany Zjednoczone, 1976 rok.

   Jeśli ktoś by mi kiedyś powiedział, że znajdę się w takiej sytuacji, na pewno bym go wyśmiała. Przecież to niemożliwe, żebym wylądowała po środku niczego, nocując w obcym aucie pod stacją benzynową z dwójką nowo poznanych mężczyzn i swoją kuzynką. A tu proszę, jednak wszystko jest możliwe.

Siłą powstrzymywałam się od ziewania, zwłaszcza, że obudziłam się znacznie wcześniej od reszty „ekipy". Normalnie bym się tym nie przejmowała, jednakże wolałam, żeby szanowny pan kierowca był wyspany i dowiózł nas bezpiecznie na miejsce.
Przynajmniej miałam chwilę dla siebie oraz swoich myśli, o ile można to uznać za jakiekolwiek pocieszenie. Włączyłam wyciszone na noc radio. Mimo wszystko wolałam jak coś gra w tle, czułam się wtedy odrobinę raźniej.
Kilka razy obracałam się, żeby sprawdzić czy przez noc Harry nie zamordował Olgi, ale wciąż leżeli w tej samej pozycji, co wczoraj wieczorem. Naprawdę żałowałam, że nie wzięłam ze sobą aparatu. Byłaby z tego idealna pamiątka.
W tym czasie również zdarzyło mi się parę(naście) razy spojrzeć w kierunku siedzenia kierowcy, na którym smacznie spał Timmie. Po prostu to, jak promienie słońca odbijały się od jego czarnych loków, delikatnej twarzy, rzęs... Byłam nawet w stanie dostrzec delikatne piegi na jego policzkach. Naprawdę hipnotyzujący widok. Stop! Stój, wybij to sobie z głowy. Skarciłam się w myślach i skierowałam wzrok w jakikolwiek inny punkt niż ten, w który dotychczasowo się wpatrywałam.

   — Jak ci się aż tak podoba to mu to po prostu powiedz. — usłyszałam męski głos tuż za sobą. Odwróciłam się jak poparzona, cudem nie budząc pozostałej dwójki.
   — Nie podoba mi się. — zaprzeczyłam. — Skąd taki absurdalny pomysł? Praktycznie go nie znam. — oburzyłam się, mierząc Harrego wzrokiem. Niedorzeczne. Nawet gdyby była w tym odrobina prawdy, nikt nie ma prawa mówić tego na głos.

Na to odpowiedział mi jedynie stłumionym śmiechem. Coraz bardziej zastanawiałam się za jakie grzechy skończyłam w tej sytuacji. Może faktycznie lepiej było nie wsiadać do tego auta.
Moje myśli skupiły się na tym, jak będzie wyglądał ten poranek u mnie w domu. Miałam nadzieję, że moi rodzice przekazali tą informację dalej. Nawet jeśli byłam już pełnoletnia, to wciąż mieszkałam pod ich dachem i byłam w obowiązku zgłaszania takich całodobowych wyjść. To samo tyczyło się Olgi. Co prawda czas, w którym byłyśmy zmuszone pomagać przy naszym młodszym rodzeństwie minął, lecz było też parę innych obowiązków. Abstrahując od tego, chciałam się też najzwyczajniej w świecie umyć i położyć się w miękkim łóżku, a nie na średnio wygodnym siedzeniu w aucie. Od kilkugodzinnego snu w tej nienaturalnej dla mojego ciała pozycji, strasznie zaczął mnie boleć kark, do tego czułam jak ręce zaczynają mi drętwieć.
Dlatego też zdecydowałam się na wyjście z auta i zrobienie krótkiego obchodu wokół całego obiektu. Nie powinnam o tym myśleć, ale w takich chwilach bardzo chciałabym wrócić do starego nałogu palenia. Niby to pokonałam, ale jednak chyba nie, skoro wciąż o tym myślę.

Po odwiedzeniu wątpliwej jakości łazienki, w której mogłam wziąć prowizoryczny prysznic, wróciłam do auta. W trakcie mojej nieobecności wszyscy się dobudzili i dobrze, bo wielkimi krokami zbliżała się godzina 9.00 rano.
Natomiast przede wszystkim zależało mi na rozmowie z Olgą. Jako iż nie chciałam, żeby nasi towarzysze usłyszeli cokolwiek, co miałam jej do powiedzenia, wyszłyśmy z auta.

Może to moja nieufność, ale miałam przez moment wrażenie, że źle zrobiłyśmy opuszczając pojazd, bo w końcu mogliby odjechać bez nas.

— Jesteśmy w dupie. — zaczęłam, nie kryjąc swojej irytacji.
— Poczekaj. Możesz mi wytłumaczyć co się wczoraj wydarzyło? Nic nie pamiętam, a oni nie chcieli mi niczego powiedzieć. — mówiąc to wskazała za siebie, w kierunku granatowego samochodu.
— Przysnęło mi się, chyba. — mruknęłam, zakładając ręce.

W miarę spokojnie opowiedziałam o tym, jak wczorajszy wieczór wyglądał. Próbowałam podać jak najwięcej szczegółów, jednocześnie licząc na to, że magicznie przypomni mi się droga powrotna, ale nie przyniosło to żadnego skutku.
Jedyne co ta cała dyskusja przyniosła, to wydanie 8$ na paczkę czerwonych Marlboro i paru centów na zapalniczkę. Szlag trafił moje postanowienie o zaprzestaniu palenia, ale cóż sytuacja tego wymagała.

Po około trzech papierosach, w końcu wróciłyśmy na parking za stacją, gdzie wcześniej stało auto, jednak nie mogłyśmy go nigdzie znaleźć. Już chciałam głośno wyrazić swoje niezadowolenie, kiedy Olga dostrzegła, że chłopcy po prostu podjechali zatankować. Zdecydowanie spadł mi kamień z serca, a mocny ścisk w klatce piersiowej odpuścił.

——————————————————

Chwilę później z powrotem byliśmy w trasie. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji, które okazały się nie być aż tak błahe, jak na początku przypuszczaliśmy. Otóż ten „mały wypadek", przed którym ostrzegali w radio, spowodował, że nie mogliśmy wrócić tą samą drogą. Nawet gorzej! Jedynym objazdem była wąska, mało uczęszczana szosa, prowadzącą wokół prawie całego stanu California.
W trakcie pierwszego postoju zadecydowaliśmy, że należy zakupić namioty, śpiwory oraz parę ubrań na zmianę. Cała droga do domu miała zająć nam dwa dni, o ile będziemy jechać sprawnie. Z postojami na nocleg czas ten miał się wydłużyć dwukrotnie.

Kolejny postój miał miejsce w sklepie o dumnej i mało zachęcającej nazwie Suburban. Tak jak się z Olgą spodziewałyśmy, ubrania, które się tam znajdowały nie należały do najładniejszych, ale przynajmniej były wygodne, a to jedyne o czym w tamtej chwili myślałyśmy.
Podczas gdy my wybierałyśmy odpowiednie spodnie oraz koszulki, chłopcy mieli za zadanie dokonać wyboru śpiworów i namiotów.
Po podjęciu decyzji podeszłyśmy do kasy i kiedy już wygrzebywałam pieniądze ze swojego podręcznego portfela, żeby zapłacić za wybrane ciuchy, przede mnie wepchnął się Timothée, płacąc za moje ubrania zanim zdążyłam jakkolwiek zaprzeczyć. Zresztą Harry zrobił to samo w stosunku do Olgi. Co im nagle odbiło?

Kiedy chłopcy pakowali wszystko do auta zauważyłam, że kupili jedynie dwa namioty. Pytając się o powód, dostałam jedynie odpowiedź, że większa ilość nie zmieściłaby się do bagażnika. Stwierdziłam, że nie ma co dociekać i przystałam na taką odpowiedź.
Podczas tego postoju zdążyłyśmy się jeszcze przebrać i umyć włosy (łazienka przy sklepie wyglądała zdecydowanie lepiej, niż ta przy poprzedniej stacji). Krótkie dresowe spodenki i zwykłe koszulki z nadrukami różnych, dotąd nieznanych mi zespołów, były znacznie wygodniejsze
od sztywnych jeansowych spodni.
Chłopcy również się przebrali, jednak u nich zmiana nie była aż tak widoczna. Od tak, jedwabne koszule i świeże jeansy. Nic specjalnego, ale na nich chyba wszystko będzie wyglądać po prostu dobrze.

Kolejne kilometry mijały nam bardzo spokojnie, bez większych emocji. W tle przygrywała nam przyjemna muzyka, tylko od czasu do czasu ktoś zaczynał jakiś mało znaczący temat, ale takowy szybko cichnął. Większość ewentualnych rozmów była prowadzona raczej po cichu.
Było kilka momentów, gdzie łapałam wzrok Timothée'go. To był dla mnie człowiek zagadka. Raz bardzo rozmowny, a chwilę później nie potrafił wydusić z siebie słowa.
Był totalnym przeciwieństwem Harrego, który z kolei był bardzo otwarty i pewny siebie. Oczywiście warto zaznaczyć, że nie była to taka głupia pewność siebie; po prostu był bardzo kontaktowy i zdecydowanie było to widać, bo rozmawiał z Olgą prawie cały czas. Gdy tylko nadarzyła się taka okazja, to zagadywał ją, czyli jednym słowem dla niego każdy pretekst był dobry.
   Czasami w lusterku było widać, jak Harry obejmuje ramieniem brunetkę, ale gdybym ją oto zapytała to na pewno wyparła by się tego.

                ——————————————————

   Zbliżał się kolejny wieczór, więc zdecydowaliśmy znaleźć jakiś przydrożny parking, przy którym będziemy mogli rozbić mały obóz.

   Po około pół godzinnej drodze, na naszym horyzoncie ukazał się duży znak z literą „P" wymalowaną na niebieskim tle. Bez większego zastanowienia postanowiliśmy tam zjechać.
   Chłopcy sprawdzili okolicę, żeby upewnić się, czy miejsce jest aby na pewno w pełni bezpieczne, a my w tym czasie miałyśmy za zadanie rozpalić ognisko i rozłożyć namioty. Dzięki wcześniej kupionej zapalniczce, już po chwili mogłyśmy usiąść na naszych śpiworach i delektować się chwilą odpoczynku od męczącej podróży (oraz dymem papierosów).
   Dwa spore namioty zostały przez nas ustawione tak, że  stykały się długimi ścianami. W ten sposób było bezpieczniej, ponieważ w razie ewentualnej ewakuacji, która mogłaby spotkać nas w nocy.

   Po dłuższej chwili dołączyli do nas bruneci i dopiero teraz wieczór nabrał kolorów.

   Czy istnieje coś lepszego, niż zabawy i śpiewanie przy ognisku? Pytanie trafne, bo ja stwierdziłam, że nie.

   Na początku opowiadaliśmy sobie straszne historie. Jednak kiedy naprawdę zrobiło się niepokojąco, zaprzestaliśmy i lekko zmieniliśmy plany. Ta „zabawa" jest przyjemna w obliczu rodzinnej wycieczki do lasu, a nie kiedy nie wiesz nawet gdzie jesteś i każdy nieznany szelest powoduje ciarki na plecach.

   Z czasem zaczęło się robić zimniej i każdy zarzucił coś na siebie. I o ile ja miałam swoją ramoneskę, tak Olga nigdzie nie potrafiła znaleźć swojej skórzanej kurtki. Stwierdziliśmy, że musiała zostać na którejś z stacji. Dlatego też Harry pożyczył jej swoją bluzę.

   Wkrótce przekonałyśmy się również, że Harry ma przepiękny głos. Na początku mieliśmy zamiar śpiewać razem z nim, lecz z czasem uznaliśmy, że to nie ma większego sensu, bo tylko psujemy wydźwięk. Jedynie przyklaskiwaliśmy w rytm co poniektórych, popularniejszych piosenek.

Sometimes, when all that's lost remains
Drink from the fountain of youth and never age again
And Sometimes we jump across to every cloud
Fly away get lost and never be found

Nawet nie zauważyłam, kiedy moja dłoń splotła się z tą Timothée'go.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #kupa