25.

Wszystko działo się szybko. Louis nie wiedział dokładnie, do kogo należy ten głos, ale miał też to przeklęte wrażenie, że już go gdzieś słyszał. Nie podobało mu się to, że osoba, kimkolwiek ona była, usiadła w cieniu, ani też fakt, że nie widzi swojego ojca. Ludzie też w jakiś dziwny sposób zaczęli rozglądać się za osobą, o której wspomniał człowiek siedzący w na tym ozdobnym krześle. Nie mieli pojęcia, że to właśnie ten szatyn, który stał oparty o filar, a w jego głowie myśli gnały szybciej niż konie w Kentucky. 

- Już myślałem, że nie przyjdziesz - odpowiedział, a Alex siedząca przy stole odruchowo zaczęła błądzić oczami po antresoli, jakby miała nadzieje, że znajdzie tam swojego męża. Potrzebowała tego, aby móc jakoś dalej normalnie funkcjonować. Joseph z całą swoją osobą, a tym bardziej tym facetem siedzącym w cieniu przestali się dla niej liczyć i gdyby tylko mogła, to pobiegłaby właśnie tam, gdzie mógłby być szatyn i zaczęła za wszystko przepraszać, a także wyjaśniać. - Ale skoro już jesteś, to bardzo dobrze. Musimy sobie wyjaśnić kilka spraw.

Louis przewrócił na to oczami, bo nie miał na to najmniejszej ochoty. Zaczął powoli spacerować na drugą stronę pomieszczenia, a ludzie na piętrze dalej nie mieli pojęcia, że to właśnie o niego chodzi. Pistolet zaczął mu ciążyć i już naprawdę nie mógł się doczekać, aż go użyje. W miarę tego, ile kroków stawiał, tyle słów padało z ust nieznanej osoby. Nawet nie obchodziło go to, o co mu chodzi, bo jego sercem zaczęła rządzić chęć zemsty i odwdzięczenia się chociaż przez te wszystkie lata cierpienia i bólu. Nie miał tylko pojęcia, że to nie była do końca wina Josepha i to nie on był autorem wszystkich tych uczuć, które zaczęły powstawać w szatynie. Alex zauważyła jakiś cień, który poruszał się po piętrze, przez co jej serce zaczęło wykonywać jakieś niezliczone fikołki i podchodziło jej z tego wszystkiego do gardła. Znała doskonale ten sposób chodzenia i wiedziała, że należy on tylko i wyłącznie do jej męża. Miała nadzieje, że nie dała po sobie tego poznać, poza tym Joseph był na tyle zajęty swoim 'Mistrzem', że przestał zwracać na nią swoją uwagę, co bardzo ją ucieszyło. 

Ale właśnie wtedy, w jakimś losowym momencie, szatyn wyłonił się z głębi antresoli i oddał dwa strzały. Tylko jeden był celny i jego ojciec dostał w okolice obojczyka, a drugi utkwił w ramię krzesła, na którym siedział. Blondynka poczuła, jak krew bryzga jej w twarz, a ludzie wokół zaczynają uciekać. W przeciwieństwie do tych, ubranych w garnitury, bo ci zaczęli przeczesywać bardzo uważnie pomieszczenie, jakby zaczęli szukać miejsca, z którego strzelał młodszy Tomlinson. Powstała panika spowodowała, że trudno było im cokolwiek ustalić, a krzyki włoskich medyków, którzy zajęli się ojcem agenta dodatkowo wszystko utrudniały. Ją samą, która siedziała przez parę chwil w osłupieniu, siłą zaciągnięto do samochodu. Chociaż może nie siłą, bo blondynka nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Za nim padły strzały, miała wrażenie, że to właśnie w nią mąż celuje i zatrzymała się w momencie czekania na poczuciu na sobie postrzału. 

:::

- Potrzebuje się stąd jak najszybciej wydostać! - krzyknął do słuchawki, oddając kilka losowych strzałów do ludzi, którzy chcieli uczynić to samo, ale on był szybszy. - Chloe, do cholery! - dodał, bo wyraźnie słyszał, że ktoś jest po drugiej stronie. 

- Jestem, jestem, nie irytuj się, tylko pilnuj swojego życia! Miałeś to zrobić po cichu, a nie wypłoszyć stamtąd wszystkich po kolei! - brunetka starała się przestać na niego krzyczeć, ale niewiele szło zgodnie z ich planem. Razem z Victorem i Davidem siedzieli w niewielkiej furgonetce na wzgórzu, skąd był doskonały widok na rezydencję. - Dostań się jakoś do ogrodu, Sully zostawił ci tam wcześniej samochód. - dodała tylko, biorąc oddech. - Będę cały czas pod ręką, więc. Nie wiem, dlaczego wcześniej straciliśmy łączność, ale teraz wszystko znowu wydaje się być okej. 

- Słuchaj młody, w piwnicy powinny być stare drzwi, rozwal w nich kłódkę i będziesz na południowej stronie dziedzińca, jak dobrze pójdzie to uciekniesz i nawet cię nie zauważą - polecił mu Victor, a Louis tylko przytaknął i schował się za jedną z rzeźb, kiedy usłyszał, że ktoś przymierza się do strzałów. Nie miał w zasadzie pojęcia, ani co się dzieje, bo przed oczami miał cały czas ojca oraz Alex, która obok niego siedziała. Louis nie wiedział, co się z nią działo, ani dlaczego akurat ona, ale miał nadzieje, że jakoś z tego wyjdzie i prędzej czy później jakoś się odnajdą. 

- Mam nadzieje, że to przeżyje - wymruczał, kiedy jeden z tych ochroniarzy, czy jakkolwiek ich nazwać, zaczął go pić, ale Louis dosyć dobrze unikał ciosów i wyszedł z tej potyczki bez szwanku. A przynajmniej jak na razie. 

- Jeśli nie, to jaką chcesz mieć piosenkę pożegnalną na pogrzebie?

- Jeszcze nie miałem okazji się nad tym zastanowić - przyznał, kręcąc głową, bo zauważył, że Chloe chyba miała specyficzne poczucie humoru. - Dobra, widzimy się za chwile - dodał, po czym wyszedł na zewnątrz i rzucił się do biegu przez dzieciniec. Zauważył, że zaczęli do niego strzelać z okien, ale dawał radę ich unikać. Znaczy jedna kula drasnęła jego ramię, ale wolał się przez to nie zatrzymywać, bo jeszcze skończyłby z kolejną w brzuchu, albo w głowie. Panika dalej trwała, a ludzie wyjeżdżali drogimi samochodami z rezydencji, zostawiając ją pochłoniętą w chaosie. 

Odnalazł samochód jakiś czas później i sięgnął po kluczyki, które znalazł ukryte pod jednym z przednich kół. Wsiadł szybko do samochodu i odpalił go, po czym z piskiem opon ruszył przed siebie. Droga była wyboista, ale nie minęło pięć minut, a dotarł pod niebieską furgonetkę, gdzie czekała już na niego cała trójka.

- Ten wasz cały Styles chyba nie będzie zadowolony z tego, że zrobiłeś tam takie zamieszanie - przyznał Sully, który zdążył już odpalić cygaro.

- On nigdy nie jest zadowolony - przyznała Chloe, przeczesując palcami swoje włosy. Mogli chyba uznać, że było i jest po wszystkim. 

- Szczerze, to mam to gdzieś. Pieprzę już taką rację. Potrzebuje urlopu z dala od Włoch i Stanów, jak najdalej się da - Tomlinson pokręcił głową, a potem wszedł do furgonetki, tak naprawdę nie wiedząc, co ze sobą zrobić, ani też, co przyniesie przyszłość.

A miała przynieść naprawdę sporo. 

~*~

to oficjalnie koniec old cases! mam nadzieje, że się wam podobało! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top