22.

Każdy, kto był kiedyś we Włoszech, zdążył zdać sobie sprawę, jak bardzo ten kraj potrafi rozkochać w sobie oczy, a także serce. Wszystkie te malownicze scenerie, winnice usytuowane pomiędzy drogami i domkami letniskowymi, czy tymi, które należały do rodzimych mieszkańców Italii. Louis, wysiadając z samolotu nasunął na swój nos okulary, po czym poprawił torbę, która lekko zsunęła mu się z ramienia. Był dopiero poranek, a już zaczynało robić się gorąco, co oznaczało, że później będzie jeszcze cieplej. Szatyn skierował się do hali przylotów, gdyż tam miał czekać na nich ktoś, kogo wyznaczył Styles. Miał ich zabrać do hotelu, a później do centrum dowodzenia, które wyłapywało coraz to nowsze informacje na temat Josepha. Jak na osobę takiego pokroju, jak on, to nie pilnował zbyt dobrze swoich podwładnych, a ci z łatwością wygadali parę informacji na temat szefa. Oczywiście za obiecaną wcześniej pieniężną opcją. Za nim z samolotu wyłoniła się Chloe, a na końcu Sully i David. Agent jednak na nich nie poczekał i zatrzymał się dopiero w klimatyzowanym pomieszczeniu. Przeniósł okulary na głowę, po czym rozejrzał się dookoła. Nie wiedział, kogo dokładnie miał szukać, a otaczał go dosyć spory tłum. Głownie turystów, ale też rozpoznał miejscowych. 

- Zawsze chciałam zwiedzić Włochy - westchnęła Frazer, stając po jego prawej stronie. - Jak na ironię teraz muszę tu pracować - dodała, a kąciki ust Louisa drgnęły do góry. Pomimo tego, że bolało go serce, to postanowił zrobić dobrą minę do złej gry.

- Ja też - przytaknął tylko. - To drugi raz, kiedy tu jestem, drugi raz, kiedy pracuje - westchnął, a później zobaczył znajomą burzę ciemnych, falowanych włosów i od razu rozpoznał ich właścicielkę. - Red?

- Cześć, przepraszam za spóźnienie. Korki. Do tego Michael kłócił się jeszcze z jednym facetem, który prawie skasował nam auto - pokręciła głową, wskazując przy okazji na farbowanego blondyna. Mówiła szybko i była nieco zdyszana, jakby biegła na miejsce spotkania, co było bardzo prawdopodobne. 

- Cześć, nic się nie stało - uśmiechnął się do brunetki, a ta przytuliła go na powitanie. Był jej za to wdzięczny, bo potrzebował teraz wsparcia, jak nigdy wcześniej. Chociaż i tak żadna inna kobieta nie była, nie jest i nie będzie mu wstanie zastąpić żony. - A gdzie on teraz jest?

- Parkuje - przewróciła oczami, a później się roześmiała. - Ty jesteś Chloe, prawda? - zwróciła się do Frazer, a później wymieniły uścisk dłoni. 

- Nie spodziewałem się was tutaj, myślałem, że wasze rejony to te jeszcze bardziej cieplejsze niż te tutaj - przyznał agent, kiedy ruszyli za Red do wyjścia.

- Ja też nie, ale wystarczył telefon od Stylesa, aby wszystko sprawnie zorganizować. Sami przylecieliśmy dopiero wczoraj - wyjaśniła, przeczesując palcami włosy. Wyglądała raczej jak turystka, albo nawet rodowita Włoszka. Zwiewna sukienka sięgająca jej do połowy ud i okulary na nosie z pewnością dawały takie złudzenie. - Nie masz zbyt wiele czasu, jeśli chodzi na odsapnięcie. Całe to spotkanie, czy konferencja, albo jakkolwiek to nazwiemy odbywa się jutro. Wiemy, że to jedna z willi rodziny Rossich. Ale która konkretnie, to jeszcze próbujemy ustalić. 

- Jakby trzeba było pomóc, to ja zawsze chętnie - wtrącił sie David, ale Tomlinson uciszył go jednym spojrzeniem.

- Mam sobie może załatwić zaproszenie, czy da się tam jakoś wejść w inny sposób? - spytał, stwierdzając, że trzeba będzie zachować wyjątkowo dużo ostrożności. 

- Teraz nie mogę ci tego powiedzieć, ale sądzę, że nie będziesz musiał nikogo pozbawiać zaproszenia - zerknęła na agenta. - Zawieziemy was teraz do hotelu, a później spotkacie się z resztą zespołu. - dodała, a później jak na zawołanie pojawiły się dwa samochody, które miały posłużyć im za transport. Sully rzucał co chwila jakieś komentarze, albo dopowiadał coś Chloe, przez co ta się denerwowała i wykłócała z mężczyzną o najmniejsze szczegóły i minęło sporo czasu za nim wsiedli do pojazdu. 

:::

- Pójdę na fajkę - stwierdził Tomlinson, czując jak już szumi mu w głowie od zmieszania ze sobą wódki oraz whisky. - Wybiera się ktoś? Michael? Red? Chloe? Ktokolwiek? Sully, ty już może lepiej siedź jak siedzisz, cygaro kiedy indziej - dodał, czując przy okazji, że trudno mu idzie z utrzymaniem równowagi. Machnął ręką na Victora, który był w jeszcze gorszym stanie, ale bardzo ambitnie twierdził, że on da radę i jedno cygaro to naprawdę nic takiego.

- Ja pójdę, muszę się przewietrzyć - przyznała Red i wstała od stołu. Michael szepnął jej jeszcze jakieś słówka na ucho, przez co zarumieniła się jeszcze bardziej, przytaknęła głową, a później ruszyła za szatynem do tylnego wyjścia baru, w którym siedzieli. Na zewnątrz było znaczniej chłodniej niż w środku, więc brunetka mimowolnie zaczęła pocierać nagie ramiona, ale też poczuła się lepiej, więc w sumie nie było, aż tak źle. - Jak się czujesz? - zerknęła na Louisa, który w milczeniu odpalił papierosa.

- Szczerze? - zaciągnął się dymem, a kiedy złapali kontakt wzrokowy wypuścił go z ust. - Wyjątkowo chujowo. Nie mam pojęcia, co takiego zrobiłem, że wybrała mojego ojca. Boli mnie to, że nie byłem dla niej wystarczająco dobry. - pokręcił głową, a łzy mimowolnie cisnęły mu się do oczu. Czasem nawet ktoś taki jak Louis musiał dać upust swoim emocjom, których w ostatnim czasie było sporo. - Nie mam pojęcia, co robić. A co najgorsze, nie wiem do kogo mam po tym wszystkim wrócić.

Red tylko westchnęła ciężko i zamknęła go w uścisku. Nie był w prawdzie jakoś szczególnie mocny, bo przy swoim wzroście i wadze, to raczej ją dało się zamknąć w tych typowych niedźwiedzich uściskach, ale wiedziała, że to jedyne, co może zrobić, a jemu nieco się ulży. 

- Wątpię, że to był jej dobrowolny wybór. Czasem po prostu musimy się zdecydować na mniejsze zło, a skoro ona postanowiła właśnie tak, to musimy się z tym pogodzić. Poza tym wiem, że cię kocha, a ty ją, a tego typu uczucie raczej tak łatwo nie zginie. Zobaczysz. Będzie dobrze.

- Nie wiem. Nic już nie wiem, Red. I tak bardzo się boję. Nie chce, aby stała jej się jakakolwiek krzywda.

- Nie stanie się. To dzielna dziewczyna. Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży.

- Obyś miała rację. - pokręcił głową, ale w tym samym czasie zsunął z palca obrączkę jakby przestał w to wierzyć.

~*~

koniec coraz bliżej:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top