21.

- Nie ma jej. Nigdzie jej nie ma - zaczęła Chloe, kiedy wróciła z miasta. Nadszedł nowy dzień, a słońce, które wędrowało teraz po niebie, ukazało wszystkim brak jednej z najważniejszych i najcenniejszych dla jednej z nich wszystkich osoby. Alex po prostu wyparowała, nie mówiąc nikomu, gdzie będzie, czy będzie bezpieczna oraz czy wróci, ale na to się raczej nie zapowiadało. 

- Cholera - wymamrotał pod nosem Louis, kręcąc się praktycznie w jednym i tym samym miejscu. Zaplótł dłonie na karku i spojrzał na bezchmurne niebo. Nie miał pojęcia, o co chodzi, bo wydawało mu się, że wszystko sobie wyjaśnili, a ona po tym tak po prostu zniknęła. Nie zostawiła nawet żadnego listu, czy karteczki z konkretnym powodem. - Macie jeszcze jakiś pomysł?

- Kiedy ciebie nie było, to przeczesaliśmy teren wokół motelu w promieniu kilkuset metrów. Ale wątpię, że kogokolwiek znajdziemy. Nawet nie wiemy, o której dokładnie uciekła - wyjaśnił David, a później zaczęli się mierzyć na spojrzenia. Nie było to zbyt miłe, ale i tak wygrał Tomlinson. 

- Była pierwsza, kiedy poszliśmy spać. - przyznał, odpalając papierosa. - Więc to jakieś dziewięć godzin. - dodał, bo zerknął przy okazji na zegarek. Dochodziła dziesiąta. 

- Nie wydawało mi się, aby zachowywała się jakoś inaczej ostatnio. - przyznała Chloe, siedząc na jednym z pudełek, w których przewieźli tam wszystkie swoje rzeczy. - Było wręcz przeciwnie. Ciągle mówiła, że ma dużo na głowie, pracowała i z Davidem przeglądali raporty. 

- Ja też nie zauważyłem niczego dziwnego. Była bardzo opanowana i zdeterminowana, aby cokolwiek znaleźć. Chciała znaleźć jakiegoś haka na tego skurwiela, ale zbyt dobrze pozacierał ślady, aby można było się czegoś uczepić. - dorzucił od siebie informatyk, chociaż agenta średnio to interesowało.

Louis był rozdarty. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się stało, ani po co. Miał wrażenie, że to jakiś rodzaj odegrania się na nim, za jego zachowanie, ale uznał, że blondynka ma na to zbyt dobre serce. Wydawało mu się, że wszystko jest już w porządku i że zrobią, to co do nich należy, a potem wrócą do swojego rodzinnego życia w Waszyngtonie. Niestety los ostatnio nie bywał po jego stronie, a szczęście raczej doszczętnie go opuściło. Do tego Sully opowiedział coś więcej o Spectre, a połączone przez agenta fakty zaczęły składać się w logiczną całość. Powoli zaczął rozumieć, że ojciec nie tylko próbował go przeciągnąć na swoja stronę ale też wkręcić to wszystko, aby pewnie później mieć godnego siebie 'zastępce'. Szkoda tylko, że nie przewidział, iż jego syn już nigdy więcej na niego nie spojrzy, tak jak to robił za dzieciaka, ani nie wypełni żadnej jego prośby. 

- No to co robimy? - Frazer uniosła brew, a później spojrzała kolejno na Sully'ego, Davida i Louisa. Victor wzruszył ramionami i strzepał popiół z cygara. W zasadzie to nie planował się z powrotem wplątywać w jakieś sprawy z Pierce'em ale chęć zemsty i pewnego rodzaju odegrania się była o wiele silniejsza. Informatyk również nie wiedział, bo znał się na komputerach, a nie planowaniu i śledzeniu. 

- Możemy teraz zrobić już tylko jedno - przyznał po chwili szatyn. - Skoro Spectre spotyka się co jakiś czas we Włoszech, a prawdopodobnie tam jest już mój ojciec i moja żona. Lecimy do Rzymu.

:::

Louis się nie pomylił. Joseph razem z Alex byli już od jakiegoś czasu w słonecznym mieście. Ściślej rzecz ujmując na peryferiach Rzymu w jednej z tamtejszych willi, które wznosiły się nad drogami i były wybudowane w przeróżnych stylach. Niektóre całkiem nowoczesne, a niektóre tylko odbudowane i utrzymane w romanistyce. Blondynka siedziała na parapecie swojego pokoju, który dostała i wyglądała gdzieś za okno. Obserwowała linię horyzontu, jakby mając nadzieje, że gdzieś tam jest jej mąż, który już za niedługo po nią przyjdzie i ją stamtąd zabierze. Westchnęła ciężko, a później otarła kciukiem łzę, która kolejny raz pojawiła się w kąciku jej oka. Próbowała już się stamtąd, ale skończyło się to tylko kilkoma siniakami i gniewem Tomlinsona, a ten z kolei potrafił być pod wpływem emocji wyjątkowo nieobliczalny. Na podwórzu kręciło się mnóstwo strażników, którzy w przeciwieństwie do tych z lotniska byli poubierani w najdroższe garnitury, mieli wypolerowane buty i słuchawki w rękawach, a jakby do tego było mało, po parze broni ukryte w kaburach. Blondynka posłała im tylko mściwe spojrzenie, po czym zerknęła na drzwi, bo właśnie ktoś do nich zapukał. 

- Proszę - rzuciła od niechcenia i nawet nie ruszyła się z miejsca, kiedy do środka wszedł kolejny goryl, a zaraz za nim kolejny i sam Joseph. Nie widziała się z nim odkąd próbowała uciec, a było to już jakiś czas temu. - Czego tu chcesz? - uniosła brew, jednocześnie podciągając kolana pod klatkę piersiową.

- Przyniosłem ci sukienkę. Masz ją ubrać na jutrzejszy wieczór - powiedział, a ciemnoskóry mężczyzna zawiesił pokrowiec z wieszakiem na drzwiczkach od szafy. - Najlepiej byłoby, jakbyś jeszcze mi się w niej pokazała.

- Spierdalaj.

- Grzeczniej. 

- Nie będziesz mi rozkazywał.

- Dopóki jesteś pod tym dachem, to tak mogę. I z chęcią to zrobię - posłał jej sztuczny uśmiech. - Dzisiaj jemy kolację o dwudziestej. Nie zapomnij. 

- Wolałabym umrzeć z głodu.

- To już twój wybór - Joseph wzruszył ramionami. - Ale pamiętaj, że cokolwiek postanowisz, może mieć negatywny skutek, jeśli chodzi o twoje dzieci.

- Nie waż się ich tknąć, ty padalcu - syknęła jadowicie, ale to tylko nakręcało szatyna do dalszego prowokowania jej.

- Jesteś dzisiaj strasznie jadowita. 

- Nie bardziej niż ty. No i dorzuciłabym do tego potworną dwulicowość, nie sądzisz. Dwie cechy, które idealnie cię opisują, Joseph. - złapali kontakt wzrokowy, ale tym razem blondynka się nie poddała. 

- Do zobaczenia, kochanie.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Będę nazywał cię, jakkolwiek tylko chce.

- Jesteś najbardziej parszywą osobą, jaką miałam okazję poznać - powiedziała otwarcie, jakby chciała go jakoś urazić. Niestety był z tego typu osób, które świetnie ukrywały emocje, a w dodatku większość obelg spływała po nich, tak jak woda spływa po gęsi. 

- Potraktuje to jako komplement - puścił jej oczko, a ona tylko przewróciła swoimi. Kiedy drzwi się zamknęły, schowała twarz w dłoniach i westchnęła ciężko. Nie miał nawet pojęcia, ile ją to wszystko kosztowało i jak bardzo jest jej ciężko być po tej drugiej stronie. 

~*~

iii część wystartuje jakoś w weekend :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top