13.
- Wiecie, dlaczego ściany ze sobą nie walczą? - zaczęła Chloe, ale nikt nie wydawał się być zainteresowany jej żartem. Każdy milczał, bo właśnie lecieli do Dakaru, aby spotkać się z kontaktem, którego znalazł im Styles. Nie chciał powiedzieć, o kogo chodzi, bo niby było to wyjątkowo tajne, ale jakoś żadna z obecnych w latającym pudle osób nie za specjalnie mu w to wierzyła. - Eh, nie to nie. Zachowam je dla kogo innego. - wstała i ruszyła do barku, aby móc się czegoś napić. Być może to była ostatnia taka okazja, a ona nie chciała jej zmarnować. Poza tym brakowało jej Harry'ego, bo nie miała komu docinać.
Louis zerknął na żonę, która walczyła z chęcią zaśnięcia, po czym uśmiechnął się tylko lekko i wrócił do wyglądania za okno. Jakąś dziwną sposobnością bardzo go to uspokajało i nawet odprężało. - Pijesz coś? - zapytała brunetka, wychylając się zza ścianki.
- Nie mam zbytnio ochoty. Chce być trzeźwy, kiedy dolecimy na miejsce. - grzecznie odmówił, zerkając dosłownie na moment na Chloe, a ona tylko wzruszyła ramionami.
- Co wy dzisiaj tacy bez życia i na dodatek udajecie abstynentów? - uniosła brew i rozsiadła się wygodniej z plastikowym kubeczkiem i butelką whisky na swoim siedzeniu.
- Nie wiem, ja po prostu nie mam nastroju. A Alex już śpi. - zachichotał, kiedy zobaczył, jak blondynka marszczy przez sen swój nosek.
- Róbcie co chcecie, ja się chce nawalić. A później będziecie znosić Chloe Frazer z kacem. Współczuje wam. - zaśmiała się po czym zajęła się czytaniem książki i piciem, a agenta w końcu także zmorzył sen. Nocne loty były dla niego na tyle okropne, bo zawsze je przesypiał i chociaż starał się od tego odzwyczaić, to jednak nie zawsze wychodziło.
:::
- Odczuwalna temperatura to prawie trzydzieści stopni. Całkiem chłodno. - zaczął Louis, kiedy w końcu technicy dali im żyć.
- Chyba dla ciebie. - jęknęła Chloe. Wachlowała się mocno jakąś gazetką, którą dostała od przechodniów, a właściwie małych chłopców biegających po ulicach. - Na serio to chyba jest milion stopni więcej. - pokręciła głową.
- Trzymaj, powinno ci pomóc. - Alex rzuciła w jej stronę tabletki, pomagające w walce z kacem, po czym podeszła bliżej do Louisa. - Jak się czujesz?
- Całkiem dobrze. Trochę to wygląda jak Rabat, ale nieco cieplejszy. - zauważył, obejmując ją ramionami. - A ty? Widziałem, jak zasypiałaś zaraz po tym jak wylecieliśmy poza Stany. - dodał i cmoknął jej czoło swoimi ustami.
- Nie narzekam. Chociaż trochę denerwuje się tym kontaktem. Nie mam pojęcia, kto to będzie. - pokręciła głową. Wtedy jeszcze nie miała pojęcia, ale w rzeczywistości miała to być znajoma osoba. A przynajmniej dla niej.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - pogładził jej skórę przez materiał koszulki, jaką miała na sobie. - Załatwimy wszystko, co trzeba i zwijamy się do domu, prawda?
- Prawda. - uśmiechnęła się, stając na palcach, aby móc opleść ramionami jego kark. - Moje powtarzanie ci tego w końcu się na coś przydało. - zaśmiała się, kiedy dzieliła ich odległość pocałunku. Musnęła jego usta swoimi, a Tomlinson z radością oddał pieszczotę. Przy okazji przyciągnął ją do siebie, jakby trzymał w ramionach cały swój świat, a tak było. I nie przejmowali się nikim, nawet Chloe i jej komentarzami, a oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło im powietrza w płucach. Louis oparł ich czoła o siebie i uśmiechnął się, a później tylko cmoknął ustami jej nos i splótł dłonie żony ze swoimi.
- No widzisz. - powiedział w końcu, kiedy zaczęli iść w stronę kilku techników. Louis chciał, aby atmosfera podczas tej krótkiej akcji była bardzo dobra i nie miał zamiaru się jakoś szczególnie wywyższać. Liczył się dla niego zespół, a to z kolei przekładało się na bezpieczeństwo Alex. A to już było rzeczą świętą. - Może po wszystkim zrobimy sobie wieczór we dwoje? Albo może nawet cały weekend? Nie wiem, jakiś hotel za miastem, albo w Aspen. - dodał zachęcająco.
- No nie wiem, nie wiem. - przyznała tajemniczo. - Zastanowię się, panie Tomlinson.
- W takim razie czekam na odpowiedź. - zerknął na nią. - Pani Tomlinson. - dodał, bo wiedział, jak bardzo uwielbiała być tak właśnie nazywana.
:::
Szatyn prychnął, widząc jak ten cały kontakt rozmawia z jego żoną. Okazało się, że David Adkins, były współpracownik Alexis. A także jej były kochanek. Nie podobało mu się to ani trochę, a jej zapewnienia, że nic ich już nigdy nie połączy jakoś nie potrafiły go dostatecznie zapewnić. Doskonale już wiedział, co czuła, kiedy w Manaus Chloe bezkarnie go podrywała, chociaż wtedy on tak tego nie traktował. Wtedy, bo teraz już tak, a także ich pseudo rozmowę. Prychnął cicho, oddalając się i kiedy odnalazł tego jednego technika, który palił, poprosił go o mały zapas, który z resztą został. Odnalazł w kieszeniach spodni zapalniczkę i po odpaleniu zaciągnął się dymem. Nawet już ich nie widział, ale obecność tego bruneta działała mu na nerwy nawet z takiej odległości.
- A ty co tu robisz? - zapytała Chloe, pojawiając się jakby znikąd. Wyrosła przed nim jak jakiś kot, bo w sumie poruszała się w taki sposób.
- Palę. - wzruszył ramionami i strzepał popiół na ziemię. - Nie masz się czym zająć? - uniósł brew i zmierzył Frazer wzrokiem, a ona tylko podeszła bliżej.
- Nie wiem, czy to jakieś pogrywanie sobie na tobie za mnie w Manaus, ale chyba wiem, co czujesz. - powiedziała. - A wracając do pytania, to chciałam się rozejrzeć po okolicy. Bez tego nie zasnę, a muszę kiedyś to zrobić. - dodała. - Chcesz się przyłączyć?
- Nie wiem, chyba zostanę tutaj. - westchnął, ale z drugiej strony wiedział, że jeśli zostanie, to to się może źle skończyć. - Albo wiesz co? - zapytał jeszcze, kiedy odwracała się na pięcie i miała zamiar odchodzić. - Pisze się na to. Ale ja prowadzę. - dodał, przez co zaśmiała się cicho i kiwnęła głową.
- Załatwię nam zaopatrzenie, a ty zorientuj się, gdzie są kluczyki do jeepów. - powiedziała tylko, a Alex obserwowała tylko kątem oka jak jeden z samochodów znikał na ulicy, a na siedzeniu kierowcy znajdował się jej mąż.
~*~
wybaczcie za ten mały poślizg, ale był mecz więc mam nadzieje, że mnie zrozumiecie
daniel radcliffe as a david x
red
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top