10.

- Mieliście tylko odwrócić ich uwagę, a nie wysadzać pół dżungli w powietrze! - warknęła Chloe, kiedy już udało jej się złapać oddech. Ledwo co uciekli z Louisem z obozu, bo Stylesowi zachciało bawić się z C4. Chociaż podejrzewała, że dorzucił także coś od siebie, żeby było efektownie oraz, aby nikt nie przeżył. Tak po prostu.

- Miej pretensje do niego. - mruknęła Alex, siedząc z nogami wyłożonymi na stół. W zasadzie, to co działo się podczas całej tej szopki, przestało ją obchodzić i po prostu została u nich. Louis i tak dobrze bawił się bez niej, więc wolała nawet nie zaczynać znowu tematu. - Faceci przecież lubią bawić się wybuchowymi zabawkami. - pokręciła głową, a później spojrzała na męża, który łapał oddech. 

- Zauważyłam. - Chloe westchnęła, a później uśmiechnęła się lekko blondynki.

- Jako, że jestem waszym dyrektorem i was potrzebuje, to udam, że tego nie słyszałem, a wy nie wylecicie z roboty. - zaczął brunet, na co Louis prychnął, a później sięgnął do kieszeni spodni.

- I tak nie będziesz nam potrzebny. - skwitował Stylesa, rozkładając kawałek mamy i karteczkę ze współrzędnymi, jakie zdążył zanotować. - Za nim wysadziłeś most w powietrze, zdążyłem się wszystkiemu przyjrzeć.

- I czego się dowiedziałeś, Sherlocku?

- Niezły z niego kolekcjoner. - zaczął, biorąc oddech i układając sobie w myślach to wszystko, co chciał im przekazać. - Jakieś stare kroniki bez większej wartości, kosztorys ochrony pociągu. - w tym miejscu spojrzał na Alex, przez co jej usta drgnęły w uśmiechu. Wspomnienia lubiły ostatnio do nich wracać. - Ponadto to. - dotknął palcami mapy. - Mówiłeś, że nie lubisz wysokich temperatur, co? - zwrócił się do Stylesa i oparł ciężar swojego ciała na stoliku.

- No nie, ale co to ma do rzeczy? - Harry zmarszczył brwi. 

- To, że współrzędne wskazują na Dakar, a właściwie sporo za nim. - odpowiedział agent. - I coś jeszcze. - uniósł palec do góry, aby mu nie przerywali i wyjął kolejną kartkę.

- Co tym razem? - brunet spojrzał mu przez ramię, jakby miał już dość i chciał zająć się czymś innym, co było przecież prawdą. Podobnie, jak wszyscy tu obecni. Chyba nikomu nie służył klimat i fakt, że nocą byle co może cię ukąsić, czy zagryźć na śmierć. 

- Uważałeś w szkole na chemii?

- Miałem być weterynarzem, ale po kilku lekcjach mi przeszło. - przyznał, wzruszając ramionami.

- Szkoda, że się rozmyśliłeś. Może teraz musiałbym znosić kogoś normalnego. - zaczął Louis, a Chloe zaśmiała się pod nosem. Już jakiś czas temu zauważyła, że Louis nie lubi Stylesa i to z wzajemnością. 

- Co z tą chemią? - dyrektor FBI wrócił do tematu, a agent tylko przytaknął i odchrząknął.

- To reakcje jąder ciężkich pierwiastków. - powiedział.

- Broń jądrowa?

- Broń jądrowa, Styles. - pokiwał głową, a Alex bezwiednie przełknęła ślinę. Ktoś szykował się do zamachu?

- Chcesz mi powiedzieć, że istnieje zagrożenie jakimś wybuchem, czy zamachem? - brunet ciągnął, ale w tym miejscu Tomlinson pokręcił głową.

- Miej na uwadze, że to Pierce. To może nic nie znaczyć, albo być zwykłą przykrywą. - wyjaśnił. - Ale tak, czy siak chce to sprawdzić. - dodał. - Potrzebuje transportu, broni i kontaktu. 

- Powtarzasz się. 

- Więc nie stercz tu, jak głupi tylko mi to załatw. - wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste, a brunet przewrócił oczami i wyszedł z namiotu, aby wykonać kilka telefonów. - Lecicie ze mną, moje drogie panie. - A zwłaszcza ty, lewku. - spojrzał na swoją żonę, która mimowolnie się zarumieniła na dźwięk przezwiska, które zarezerwował tylko dla niej. 

- Znajome tereny, co? - blondynka westchnęła tylko i zdjęła nogi ze stołu, a później podciągnęła jedno kolano pod klatkę piersiową. - Co z dzieciakami? - dodała, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. 

- A co ma być? Póki są bezpieczne, to wszystko jest w porządku. - kucnął przed krzesłem, na którym siedziała. - Wiem, że za nimi tęsknisz, bo ja też i to bardzo, ale to już ostatni raz, obiecuje. Później już do nich wrócimy i nie będziemy nigdzie wyjeżdżać, tak?

- Tak. - kiwnęła tylko głową, przyłapując się na tym, że chyba złość na niego zaczynała mijać. Może nie złość, a raczej ta zazdrość. Podkreślanie przez niego, jak była ważna chyba w końcu się opłaciło. Alex poczuła się doceniona, jak nigdy wcześniej i też w jakimś stopniu dowartościowana, co bardzo jej się spodobało. Poza tym kto nie lubił dostawać komplementów, a słyszenie ich od własnego męża było rzeczą naprawdę bardzo miłą. I nawet Chloe nie dała rady zepsuć jej teraz tego dobrego samopoczucia. - Dobrze, że tobie też nic się nie stało. - dodała po chwili ciszy, jaka zapanowała.

- Wszystko ze mną dobrze. Poza tym wiesz, że bardziej zależy mi na twoim zdrowiu i życiu niż na moim. - wzruszył ramionami. - Dlatego będziesz na siebie uważać w Dakarze, prawda, kochanie?

- Louis. - jęknęła jak mała dziewczynka, którą przecież nie była. - Nie bądź taki. - dodała i uderzyła go w ramię. 

- Jaki? - zaśmiał się i zaczął pocierać miejsce, w które uderzyła, imitując poczucie bólu. 

- No właśnie taki. - mruknęła. - Obchodzisz się ze mną, jak z jajkiem. Ale nim nie jestem. Nazywam się Alex Tomlinson, pracuje w FBI, jako agentka. Razem z tobą. - dodała, a każde zdanie powtarzała powoli, aby zrozumiał. I zapamiętał. Z tym mógł być problem, ale wiedziała, że kiedyś w końcu to do niego dotrze. Może. Aczkolwiek nie była tego pewna. 

- Wiem, że pracujesz jako agentka, ale to nie oznacza, że nie mogę o ciebie dbać. Nawet w pracy. - posłał jej niewinny uśmiech. - Kocham cię, to wszystko dlatego.

- Ja ciebie też. - westchnęła, gdy splatał ich dłonie razem. - Ale nie chce, żebyś się niepotrzebnie narażał, bo masz na siebie uważać, bez względu na wszystko, dobrze? - dodała. - Po prostu nie bądź czasami sobą, Louisem bohaterem, który chce jak najlepiej, bo może to się źle odbić na tobie.

- Postaram się, aczkolwiek nic nie obiecuje. 

- Louis.

- No co?

- Ugh, za kogo ja wyszłam za mąż.

- Ja ciebie też kocham, lewku.

~*~

przewiduje maraton w najbliższym czasie i start iii części!!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top