09.
- Nie musisz być o nią zazdrosna. - westchnął Louis i przewrócił oczami. Właśnie kłócili się o Chloé, bo Alex miała wrażenie, że odkąd się pojawiła, to będą z nią same problemy. Cóż, jeszcze nie wiedziała, że nie do końca ma rację. - Nic mnie z nią nie łączy. Już nie. Jesteś, byłaś i już będziesz jedyną kobietą, z którą łączą mnie intymne relacje i którą kocham, tak?
- Nie wiem. - skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej i oparła się o stolik w ich namiocie. Był sporych rozmiarów i nawet gdyby wstawili tu coś dodatkowo, to i tak zostałoby sporo miejsca. - Jesteś moim mężem i mam prawo być zazdrosna, o kogo tylko chce, więc o co ci chodzi?
- O to, że to denerwujące, bo nawet nie mogę z nią porozmawiać. A dlaczego? Bo podobno już z nią flirtuje. - przewrócił znów oczami, cytując jej słowa, które padły jakiś czas temu. - Ja jakoś nie robię ci problemów, że ktoś w pracy cię podrywa, albo ślini na twój widok.
- Wcale i w ogóle. - prychnęła, przypominając sobie ten ostatni raz.
- No to wiesz, jakie to nieprzyjemne, kiedy robi się szopki. Nie zdradziłbym cię i zabolało mnie to, że mogłaś tak pomyśleć. - powiedział, a później już wyszedł, aby dalej nie musieć tego ciągnąć. Miał dość.
To nie było tak, że mu to przeszkadzało. Bo Louis bardzo rzadko miał okazję widzieć żonę zazdrosną o kogoś. Nie miał nawet pewności, czy kiedykolwiek się z tym spotkał. Ale z drugiej strony było to wyjątkowo uciążliwe. Nie mógł skupić się na pracy, a przecież nie przyjechali do tej dżungli na wakacje, tylko po to, aby rozgryźć tę sprawę i dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. Ale nie udawało mu się to, bo od razu słyszał, że jak mu nie wstyd zajmować się inną, kiedy ma żonę obok, albo czy to nie jest zbyt ryzykowane posunięcie flirtować ze swoją byłą w obecności Alex. I żeby było jasne: Louis tego nie robił. Z nikim niczego nie próbował, nikogo nie podrywał, a jedynie współpracował. Poza tym Chloé znała te tereny o wiele lepiej i obserwowała ich o wiele dłużej, a jej informacje, które już zdążyła zgromadzić były niezbędne do prowadzenia tego śledztwa.
- Humorki? - zapytał Styles, kiedy Louis przeszedł obok, aby jakoś rozejrzeć się po okolicy. Nie było to zbyt bezpieczne podsunięcie, ale agent zabrał ze sobą pistolet, więc nie za bardzo przejmował się jakimś dzikim kotem, czy innymi zwierzętami, które mieszkały w tym miejscu.
- Być może. - wzruszył beznamiętnie ramionami, nie chcąc wdawać się w rozmowę z szefem. Nie jeśli chodziło o jego życie prywatne. Rady Stylesa były chujowe i wiedział o tym każdy, ale jakoś nikt nie miał odwagi go o tym uświadomić. - To nie jest twoja sprawa.
- Może i nie moja, ale miałeś na wczoraj wymyślić plan podbicia obozu i wydostania stamtąd wszystkich planów, ale jakoś ci to nie idzie, poza tym nie mogę dopuścić do śledztwa agenta, który w pełni mu się nie odda, bo jego głowę zaprzątają rodzinne bzdury.
- To już wiem, dlaczego nigdy się nie ożeniłeś.
- Tomlinson...
- Tylko zauważam, chociaż lepiej powiedzieć, że stwierdzam fakty. A teraz daj mi spokój, bo chce wymyślić ci ten głupi plan.
:::
- Zamysł jest dosyć prosty. Wy odwracacie uwagę strażników, a my wchodzimy do środka. Nic trudnego, prawda? - zaczął Louis, gdy stali przy stoliku, na którym leżała mapa, zaraz mieli ruszać na Pierce'a i ten jego obóz.
- Dlaczego ja nie mogę pójść z tobą? - zapytała Alex, widząc, że przydzielił ją do tej połowy, która miała odwrócić uwagę.
- Bo nie jesteś w tym dobra. - odpowiedziała za niego Chloé, a później uśmiechnęła się zwycięsko i spojrzała na Louisa, a następnie na mapę.
- Bo nie chce, żeby coś ci się stało. - przyznał szatyn, gdy złapał z blondynką kontakt wzrokowy. - Będziesz na oku Stylesa i dostaniesz kuloodporną kamizelkę.
- Gdybym była z tobą, to też byłabym bezpieczna. - powiedziała, a raczej wymruczała i przewróciła oczami, a później już się nie odzywała.
- Nie będziesz, dlatego wchodzę tam sam. Chloé będzie stać na czatach. - wyjaśnił, ale wiedział, że i tak mu nie uwierzy. Niestety nie umiał poradzić nic na to, że się martwił i wolał sam zginąć, aby ona przeżyła.
- Od której strony mamy ich podejść? - zapytał Harry, przywołując ich z powrotem na ziemię. W międzyczasie kończył czyścić swój pistolet i przygotowywał się do tej akcji.
- Od południa, jest tam dużo krzaków i dobre miejsce snajperskie, jeśli dobrze pójdzie, to powybijacie ich wszystkich. Będziecie ich mieli stamtąd, jak na tacy. - odpowiedziała brunetka, opierając dłonie o stół, niebezpiecznie blisko Louisa, na co Alex tylko prychnęła, a później poderwała się ze swojego miejsca.
- Tomlinson, gdzie się wybierasz?
- Ktoś tutaj musi sprawdzić, czy wszystko jest tak jak trzeba, nie przeszkadzajcie sobie. - uśmiechnęła się sztucznie i odeszła, a Louis westchnął ciężko. Nie sądził, że to się tak potoczy.
- Alex, poczekaj! - pobiegł za nią, ale ona zniknęła w namiocie, w którym przechowywali cały sprzęt, a także amunicję i broń. - Co się stało? - zapytał, gdy już ją złapał.
- To ja powinnam ciebie o to zapytać. - wzruszyła beznamiętnie ramionami, przeliczając magazynki do karabinów. - Dlaczego nie chcesz mnie ze sobą zabrać? Wolisz ją? Czy rzeczywiście jest ode mnie lepsza? Bo mi się tak nie wydaje. - dodała, krzyżując dłonie na piersi. Teraz ją to bolało.
- Powiedziałem ci już, dlaczego nie chce tego zrobić.
- To nie jest dobry powód. Przypomnę ci, że byłam u niego na torturach i przeżyłam, a później dostałam przez ciebie kulkę w udo. I wciąż tu jestem. - zaznaczyła dobitnie, uświadamiając mu, że nie z nią takie numery.
- Wiem, że jesteś, ale dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, że on jest nieobliczalny. - złapał jej policzki w swoje dłonie. - Dlatego nie chce, aby dowiedział się, że w ogóle tu jesteś. Nie przeżyje, jeśli znowu cię zabierze, zrobi krzywdę, albo coś o wiele gorszego. Po prostu nie, bo za bardzo cię kocham i za bardzo mi na tobie zależy, abym mógł pozwolić ci na coś takiego, zrozum to głuptasie.
~*~
po prawie miesiącu ciszy witam w nowym rozdzialiku, jak się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top