05.
Pierwsza noc zawsze była trudna. W dodatku księżyc świecił mocno i jasno w pełni, a Louis cierpiący na bezsenność po prostu nie mógł usnąć. Materac był twardy, gorące powietrze wypełniało pomieszczenie, w którym spał razem z Alex wprawiał go w dyskomfort. Próbował wtedy już chyba każdej możliwej pozycji do spania. Plecy, prawy i lewy bok, brzuch, ale nic. Po tylu próbach dał sobie po prostu spokój, ale wtedy coś zaczęło go niepokoić. Dookoła było cicho, może nawet za cicho. A jego instynkt, który chyba przez te wszystkie lata tylko się nasilił podpowiadał mu, że coś się stanie. Nie miał pojęcia, co to będzie, a w dodatku wszystko komplikowało to, że nie znał terenu. Nie wiedział, gdzie znalazłoby się dogodne miejsce dla snajpera, czy na jakąś zasadzkę. Miał wrażenie, że otaczała go ogromna i gęsta mgła, a w niej czaili się wrogowie.
I oczywiście miał rację. Bo choć ludzie sprawdzili ten stary i opuszczony hotel od góry do dołu, wzdłuż i wszerz, to bomba umieszczona w skarbcu za recepcją wybuchła, a huk, jaki przy tym powstał, zerwał wszystkich na równe nogi. Nawet Stylesa, który od rana nie był w zbyt najlepszej kondycji.
Para agentów, a także przedstawiciele departamentu i cała reszta ekipy była w szoku, bo jakimś sposobem ktoś musiał się przemknąć i podłożyć C4 w odpowiednie miejsce. Co najdziwniejsze, w skarbcu nie było niczego oprócz kompletnych akt Louisa z jego młodości, gdy zaczynał dopiero pracę w FBI, a także mały, srebrny pierścionek z wygrawerowaną ośmiornicą.
:::
- Na pewno wszystko w porządku? - spytała zmartwiona Alex, siedząc za mężem na łóżku. Robiła mu masaż, bo po tym wszystkim i bezsennej nocy z pewnością zasługiwał.
- Wydaje mi się, że już go gdzieś widziałem, wiesz? - powiedział, obracając torebkę dowodową w dłoniach, do której włożyli pierścionek po wybuchu. Wszyscy byli zdziwieni, że to przetrwał, bo siła była dosyć spora i budynek nadawał się już teraz tylko do rozbiórki.
- Gdzie? - zmarszczyła brwi, naciskając dłońmi nieco mocniej na jego spięte mięśnie, a później usłyszała tylko jak wzdycha z ulgą.
- Nie mam pojęcia. Już nie pamiętam. - schował twarz w dłoniach, kręcąc przy tym głową. Był tym wszystkim zmęczony, a koszmary z młodości zaczęły wracać. Nie chciał ich, nie potrzebował, bo był szczęśliwy teraz, w tym, a nie innym miejscu z żoną i dwójką dzieci. - To wszystko zaczyna mi się nie podobać. - dodał, nakrywając jedną z jej dłoni swoją.
- Dlaczego? - spytała, całując skórę na jego karku. Stęskniła się za nim i chciała chociaż w najmniejszym stopniu zwrócić jego uwagę na siebie i chyba na razie jej się to udawało.
- To wszystko jest takie skomplikowane, mam wrażenie, że przeszłość wraca. I to głównie przeze mnie. - przyznał, czując jak robi mu się gorąco, po tym jak blondyna zaczęła krążyć dłońmi po jego torsie, bo zrzucił z siebie koszulkę.
- Nie zadręczaj się tym zbytnio. To bez sensu, skoro i tak jeszcze nic nie wiemy, nie uważasz? - uniosła brew, siadając mu już na kolanach i zaczęła bawić się jego nieśmiertelnikiem, jak ich kotka, którą musieli zostawić w domu.
- Chyba masz rację. - westchnął, gdy oparła ich czoła o siebie.
- Ja zawsze mam rację, Louis.
- No wiem, ale teraz to tak wyjątkowo. - zaśmiał się, gdy popchnęła go na materac i opadł na niego plecami. Miał tylko nadzieje, że nikomu teraz nie zachce się im przeszkadzać. Przesunął dłońmi po jej udach, aż na pośladki, które lekko ścisnął, a Alex jęknęła nieśmiało, przygryzając w dodatku wargę
- Myślisz, że to sprawka Pierce'a? - zapytała niewinnie, zawisając nad nim i uśmiechając się w ten sam sposób. Ułożyła dłonie po bokach jego głowy.
- Nie mam pojęcia. - wysilił się na normalny ton, przy którym nie jęczał, smyrając ją po plecach, tak jak lubiła najbardziej. - Skoro podobno wraca, to być może. Ale tym razem już naprawdę poślę go do grobu i sam zakopie, aby więcej nie zawracał nam głów. - dodał, a blondyna zachichotała. Był taki uroczy, gdy chciał być stanowczy i zdecydowany w sytuacji, w której tego nie potrzebował.
- Mam nadzieje, że za niedługo wrócimy do domu. Tęsknie za dziećmi. - westchnęła smutno, układając się na nim i rysując jakieś dziwne wzroki na jego skórze, czy sunąc nimi po tatuażach.
- Ja też. - przyznał, zamieniając ich pozycjami, przez co teraz to on był na górze. Blondyna znów zachichotała, co swoją drogą było dla niego najpiękniejszym dźwiękiem i cmoknął ją lekko w usta, czekając, aż odwzajemni pocałunek. Specjalnie próbowała unikać jego ust, drocząc się z nim przez to, ale zbyt dobrze się bawili i cieszyli sobą, aby mieć to drugiej połówce za złe. Jakby przestali interesować się wybuchem oraz tym, że w każdej chwili budynek może się zawalić i ktoś znowu może być przez to w niebezpieczeństwie. - Moglibyśmy już nawet postarać się o trzecie. - dodał, poruszając zabawnie brwiami.
- Nic z tego. Chce jeszcze trochę popracować, za nim z powrotem uziemisz mnie w domu z brzuszkiem. - powiedziała twardo, ale gdy zaczął ją łaskotać po bokach zaczęła się śmiać, próbując złapać przy tym powietrze. - Louis!
- Louis! - zaczął naśladować jej głos i zamknął jej usta w pocałunku, do którego dodał język. Walczyli trochę o dominację, a gdy zabrakło im tchu, pozbył się swojej koszuli z ciała żony. - Tak głośno powinnaś krzyczeć tylko u nas w sypialni, wiesz? - dodał, łapiąc z nią kontakt wzrokowy, a jego twarz rozjaśniła się poprzez dwuznaczny uśmiech.
- Przypomnij mi, dlaczego zgodziłam się za ciebie wyjść? - oparła się na łokciach, gdy zasypywał skórę na jej brzuchu i u nasady piersi pocałunkami.
- Bo jestem najseksowniejszym agentem, jakiego znasz?
- Wydaje mi się, że po prostu byłam zdesperowana. - odpowiedziała sobie samej, przez co prychnął, udając obrażonego, ale nie zaprzestał pocałunków. Przy okazji zsunął z jej długich nóg spodenki, jakie miała na sobie do spania.
- Chyba zakochana. - poprawił ją, podgryzając skórę na jej obojczyku.
- Być może, ale nie wiem. - wzruszył ramionami, a później już zamknął jej usta kolejny raz w kolejnym pocałunku i resztę tamtej nocy, a właściwie wczesnego poranka spędzili na kochaniu się i spędzaniu razem czasu.
~*~
słodko coś tutaj wyszło, ale to tak na zapas, żebyście mieli się czym nacieszyć, bo za niedługo drama hehehehe
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top