03.
Żar lejący się z nieba, na którym nie było najmniejszej chmurki i otaczający wszystko oraz wszystkich piasek. Całe morze piasku, a pośród niego piękne, mające swój własny urok miasto. Maroko. Temperatura była dosyć wysoko, a cień, który wydawał się być pośród tego wszystkiego jedynym ratunkiem wcale tak naprawdę nie chłodził. Co najwyżej dawał taką iluzję. Tutejsi wydawali się być przyzwyczajeni do tego upału, ale nie nowo przybyli turyści, którzy wcale nie pojawili się tam, aby odpocząć.
Alex dotarła razem ze Stylesem na miejsce dosłownie parę minut temu. Włosy, które bez względu na mijające lata, wciąż sięgały ramion, spięła w kucyk, aby jej nie przeszkadzały. Kilka kosmyków i tak opadało na jej twarz, gdzie po skroniach spływały niewielkie kropelki potu. Pani Tomlinson nie była przygotowana na taki skok temperatury i czuła się zmęczona po wielu godzinach lotu, ale w ostateczności nie było, aż tak źle. Wiedziała, że mocna kawa postawi ją na nogi i tylko czekała, aż dyrektor FBI pozwoli im odpocząć. W kwiecistej koszuli i bermudach w ogóle nie przypominał tego gbura, którym był w murach budowli imienia Hoovera. Wyglądał raczej, jak facet po trzydziestce, który chciał odpocząć. Nawet chyba nie zdawał sobie z tego sprawy i uległ czarowi Maroko.
Agentka prychnęła pod nosem i zaczepiła okulary na dekolcie bokserki khaki, którą miała na sobie. Wygładziła jeszcze materiałowe spodenki w odcieniu butelkowej zieleni i ruszyła po zapas wody, który znajdował się gdzieś z tyłu za nimi. Z jednej strony cieszyła się, że nie ma z nimi Louisa, bo dobrze wiedziała, iż byłby w stanie złoić jej tyłek za taki ubiór, a z drugiej nie. Kochała tego agenta mocniej niż kogokolwiek w swoim życiu i już zdążyła się za nim stęsknić. Nie mogła jednać tego okazać, aby nie stracić na szacunku w oczach innych. Było przecież wiadome wszech i wobec, że jeśli ktoś miał tutaj rządzić, to z pewnością byłaby to żona Tomlinsona. Podobnie, jak on sam, słynęła ze stanowczości i trzeźwej oceny sytuacji. Trzymała się faktów, ale też umiała się bawić i rozumiała, że każdy z tu obecnych potrzebuje odpoczynku, dlatego jakiekolwiek odprawy, czy pytania postanowiła zostawić na wieczór.
- Czy coś wiadomo o Paryżu? - zaciekawiła się, siadając na naczepie jeepa, którym przyjechali na miejsce. Wyjęła z przenośnej lodówki butelkę schłodzonej wody niegazowanej i wypiła prawie całą jej zawartość. Louis prawdopodobnie i tak wygłosi jej kazanie na temat tego, aby o siebie dbała, więc wolała mieć już to z głowy i rzeczywiście to zrobić.
- Niestety nie, proszę pani. - odpowiedział ktoś z boku, a ona przewróciła oczami i westchnęła cicho.
- To miło z twojej strony, ale mów mi Alex. - poprosiła. - I Louisa tu nie ma, więc spokojnie. Nie dowie się o tym. - dodała, chichocząc pod nosem.
- Tak, jest. - kiwnął głową w wojskowy sposób, a później posłała szefowej nieśmiały uśmiech, który z radością odwzajemniła
Blondynka czuła się dobrze z tym, że to właśnie ona miała wszystko pod kontrolą. Podobnie, jak mąż lubiła czuć się ważna i odpowiedzialna za wszystkich obecnych. Poza tym lubiła wydawać polecenia, do których reszta miała się stosować. Krócej mówiąc, Alex także dobrze sprawowała się w roli szefowej. Jeśli już ktoś chciał jej zwrócić jakąś uwagę dotyczącą jej pracy, to i tak nie za bardzo się nią przejmowała. Jedyne zdanie, jakie ceniła, było tym, które zawsze należało do Louisa. I nikogo więcej. Przez to też ich małżeństwo było udane i z każdą kolejną rocznicą coraz lepsze.
:::
- Jesteście pewni, że to właściwe współrzędne? I gdzie to cholery jest Styles? Ktoś go w ogóle pilnuje? - Pani Tomlinson zajrzała przez ramię jednego z techników na ekran przenośnego centrum dowodzenia, jakie już zdążyło zacząć funkcjonować. Była lekko zirytowana, bo nie wszystko szło zgodnie z planem.
- Co do współrzędnych, to tak, jesteśmy pewni. - odpowiedział Q, ich najlepszy informatyk. - Sam je sprawdzałem dwukrotnie. - dodał, poprawiając laptopa na swoich kolanach. - A co do Stylesa, to nie wiem. Zniknął gdzieś jakąś godzinę temu i do tej pory nie wraca. Ben miał za nim pójść, ale czy to zrobił to już nie moja sprawka.
- Świetnie. - przewróciła oczami i poprawiła na ramionach wojskową kurtkę męża, którą zabrała z domu, aby nie było jej zimno. - To bez sensu. Przecież są tam tylko ruiny tego opuszczonego hotelu. - dodała, mając na myśli miejsce, które wskazywały współrzędne.
- Myślę jednak, że warto byłoby to sprawdzić. - zasugerował blondyn, a ona chcąc nie chcąc musiała się zgodzić.
- Przegrupować się. Za pół godziny widzę tu ochotników do nocnej warty w budowli, a reszta może zostać z tobą i pilnować, czy wszystko w porządku, ewentualnie możecie upić Stylesa, aby dał nam spokój. - zarządziła pewnym siebie głosem, z którego Louis byłby dumny. Chciała z powrotem znaleźć się przy nim, ale musiała być dzielna i to przetrzymać.
- Wiesz, że zostanę tutaj sam jak palec, bo wszyscy i tak pójdą z tobą, prawda?
- Zostawię ci dwójkę strażników, nie martw się. - uśmiechnęła się do niego pocieszająco i wyjęła broń zza paska od spodni, aby upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Poczuła ten lekki dreszczyk emocji, który doszczętnie spędził jej sen z powiek.
- Dzięki, na pewno się przydadzą. Może beduini i ich karawany na nas nie napadną. - prychnął, a potem zaśmiał się cicho. Alex pokręciła zrezygnowana głową i poszła przekazać swój rozkaz szefowi tutejszej ochrony.
W międzyczasie zadzwonił Louis. Blondynka znalazła jakieś odosobnione miejsce, aby z nim porozmawiać i powiedzieć tych kilka ważnych słów, takich jak 'kocham cię i bardzo mocno tęsknie'. I już wtedy, gdy miała się pytać, kiedy się zobaczą, otrzymała wiadomość, że szatyn właśnie leci do Maroka. Uznano, że w Paryżu nikt nikomu nie zagraża i to właśnie na tym drugim mieście wszyscy powinni się skupić. Radość żony nie miała końca i choć wiedziała, że powinna była zachować spokój, to pisnęła jak mała dziewczyna po długiej nieobecności rodziców, gdy w końcu ich ujrzała. Już nie mogła się doczekać, aż mężczyzna będzie na miejscu i znów przytuli, a także porozmawia. Bo naprawdę za nim tęskniła. Za jego włosami, oczami, głosem, czy ubraniami. Za nim całym i choć musiała skupiać się na pracy, to wiedziała, że razem przyjdzie im to o wiele łatwiej.
~*~
nie pytajcie mnie, czemu przypomniałam sobie o tym ff dopiero teraz, bo ja sama nie mam pojęcia i mi mega głupio:')
anyway rozdział ten dedykuje jedynej alex w moim życiu, która jest także tą najważniejszą. ten rozdział, jaki i całe ff, podobnie, jak nowicjusza. mam nadzieje, że poprawiłam ci humorek, sunshine ♡
all the love, red x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top