01.

- Co mamy? - zapytał Louis, przyglądając się jak technicy z FBI odgradzają teren taśmą, przy asyście policji. Alex rozmawiała z nastolatkami, które znalazły ciało. Spojrzał na nią kątem oka, wiedząc, że da sobie radę i przepuścił do dziury, w której znajdowało się poćwiartowane ciało zespół z Instytutu Jeffersona. Wmieszali się się w federalnych, przystępując do działania, aby jak najszybciej ustalić godzinę zgonu, w jaki sposób ofiara zginęła oraz kim była, co robiła i jak żyła. Współpraca z nimi rozpoczęła się jeszcze za czasów Hoovera, którego nazwisko z pewnością obiło wam się o uszy. 

Na miejscu zbrodni pachniało zgnilizną i kwitnącymi lipami. Żar lał się z nieba, potęgując zapach, który choć drażnił nozdrza Louisa był do zniesienia. Zszedł niżej, aby spisać potrzebne mu wiadomości. Powtórzył swoje pytanie Angeli, która kierowała oddziałem Jeffersonów. 

- Mężczyzna średniego wzrostu, około trzydziestki, grał w tenisa, widać zwyrodnienia kostne. Być może nabawił się kiedyś jakieś kontuzji. - powiedziała, przyglądając się zwłokom. - Brak ubrań, ale wykluczyłabym przestępstwo na tle seksualnym.

- A już myślałem, że będę miał motyw.

- Nosił naturalne tkaniny, których resztki być może rozerwały drobne zwierzęta. Brakuje trochę tkanki mięśniowej z uda, ale nie wątpię, że to kolejne morderstwa z aktem kanibalizmu, tamten przypadek sprzed siedmiu lat był pierwszym i ostatnim. - obróciła sztywnego na plecy, przy okazji marszcząc brwi.

- Znaleźli przy nim jakieś dokumenty? Nie wiem, portfel, gotówkę? - uniósł brew, ale brunetka pokręciła głową. Westchnął ciężko, przeczesując palcami włosy, a potem zapisał wszystko, co było mu potrzebne i spojrzał w dół. - Co to jest? - zapytał, przykucając przy Angeli. 

- Coś, jakby współrzędne, nie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, gdy szatyn odwrócił głowę, aby się przyjrzeć wyrytym w dwóch rzędach liczbom i literom. - N to północ, S to południe, jest reszta, czyli wszystko by się zgadzało. Niech ktoś to sprawdzi! - rzucił do techników, a potem pozwolił zrobić zdjęcia i wyszedł z dołu.

Stanął na pagórku jeszcze raz przyglądając się miejscu zbrodni. Znajdowali się na peryferiach Waszyngtonu, w jednej ze spokojniejszych dzielnic, podejrzewał więc, że ofiarą mógł być jakiś senator, ewentualnie inna ważna szycha. Ludzie krzątali się przy zwłokach. Entomolodzy pobierali próbki gleby, czy zbierali robaki z ofiary, robiono zdjęcia, aby wszystko utrwalić, a jeszcze inni szukali śladów, które pewnie i tak zatarł deszcz.

- Niewiele od nich wyciągnęłam. - przyznała blondynka, pojawiając się przy swoim mężu. Spojrzał na nią, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. - Dzisiaj rano przyszli tu pobiegać, jedna z nich się zatrzymała, żeby zawiązać buta i wyczuła ten zapach. - dodała, machając notatnikiem, aby nie wdychać tego smrodu. - Zadzwonili na policje, policja nic nie zrobiło, więc sprawę przekazano nam. 

- Powinnaś była się już przyzwyczaić. - zaśmiał się, gdy wracali do głównej drogi. - Przestępstwo na tle seksualnym odpada i nie wydaje mi się, żeby ktoś zaciągał ofiarę aż tutaj, gdyby chodziło o pieniądze, równie dobrze mógłby pozbyć się ciała, wrzucając je do rzeki, albo zakopując. - dodał, gdy wsiadali do jego Chevroleta, którym woziła się większość agentów specjalnych. Ucieli budżet i Astony poszły pod młotek. 

- Myślisz o tym samym, co ja?

- Tak mi się wydaje. 

- Jedźmy do Stylesa, kazał nam się zgłosić, gdy będziemy już wolni.

- Dawno nie byłem u niego na dywaniku, ciekawe ile przeleciał już tam asystentek. - prychnął szatyn, włączając się do ruchu. Alex pokręciła głową, a potem zaśmiała się cicho, opierając głowę na szybie. Była zmęczona tym podwójnym życiem. Dzieci nic nie wiedziały o zawodzie, który wykonują. Wciśnięto im kit, że rodzice mają kilka kancelarii adwokackich i tak zarabiają na życie. 

:::

- Co oznaczały te współrzędne? - zapytał Louis, siedząc w fotelu w gabinecie Stylesa. 

- Hotele w Paryżu i Rabacie. 

- Maroko? - Alex uniosła brew, przez co brunet przytaknął głową, a potem wymienił spojrzenia z jej mężem. - Po jaką cholerę wyryli to na plecach ofierze?

- To nie był przypadek, że znaleźliśmy go tam z tymi współrzędnymi, od początku nie pasował mi okoliczności, w jakich znaleziono zwłoki. - wyznał, poprawiając zegarek spoczywając na jego nadgarstku. - Myślę, że to ma coś wspólnego z Pierce'm. - dodał 

- Przecież on nie żyje i to ładnych parę lat.

- Mógł podstawić sobowtóra. - Styles zgodził się z Louisem. - To naprawdę nic trudnego, wystarczy po prostu dobrze się ucharakteryzować. - dodał, opierając się o fotel. - Myśleliśmy, że to koniec, a tym czasem wracamy do początku. Wiecie co to oznacza?

- Gdzie mam lecieć?

~*~

obiecałam, więc jest

darowałam sobie spokojne wprowadzanie w akcje, bo szczerze mówiąc znudził mi się ten spokój, lmao

mam nadzieje, że ktoś tu jeszcze pamięta o Alex i Lou, ktoś, coś? 

lots of love, Red x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top