Rozdział 5 cześć 7 - W ukryciu.


Adrian biegł szpitalnym korytarzem. Użył wszystkich swoich możliwości jako shinigami by jak najszybciej dotrzeć do Agnes. Żaden człowiek go nie widział, bo nie mógł go zobaczyć. Każdy bowiem bóg śmierci tylko wtedy jest widziany, jeśli sam zechce się ujawnić, czego Adrian nie zamierzał robić. Wpadł jak wicher do szpitalnej izolatki gdzie leżała teraz Agnes i zatrzymał się w progu. Obok łóżka na którym leżała stał już William T.Spears z obojętnym wyrazem twarzy i zmartwiony Grellu Sutcliff. Adrian mógł tylko się domyślić, co zrobił William kiedy zastał w celi Grella zamiast niego i że ta rozmowa nie była przyjemna dla żadnego z nich. Wiedział też dlaczego obaj shinigami przybyli tam przed nim. Dziewczyna była umierająca i on nie mógł już nic na to poradzić. Czyż wyroki bogów śmierci nie są nieomylne i ostateczne? Nigdy jeszcze na przełomie wszystkich wieków nie miał miejsca taki precedens, by shinigami cofnęli swój wyrok na śmiertelnikach. Adrian i Will przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem Will nieznacznie skinął głową. Wszedł więc powoli i cicho, jakby jakikolwiek hałas mógł nie tylko obudzić śpiącą dziewczynę, ale i sprawić jej ból. Agnes leżała podłączona do wielu aparatur i monitorów, z których każdy miarowo pulsował w swoim tempie. Adrian podszedł do łóżka i pochylił się nad nią. Była bardzo blada, a jej oddech płytki i urywany. Z czułością pogłaskał jej twarz i prawie dotykając ustami jej ust wyszeptał.

- Agnes.

Dziewczyna otworzyła oczy, nie zdawała sobie sprawy gdzie jest i co się z nią stało. Widząc twarz ukochanego tak blisko swej twarzy próbowała się uśmiechnąć.

- Adrian, jesteś. Tak długo czekałam.

Nie wiedziała bowiem w jak ciężkim jest stanie i, że oprócz Adriana jeszcze dwaj bogowie śmierci są obecni w jej pokoju. Dopiero kiedy Adrian wyprostował się, zobaczyła pozostałych shinigami. Świadomość powoli jej wracała i dotarło do niej dlaczego przybyli tam wszyscy trzej.

- Więc to koniec, prawda? – spytała.

Adrian nie mógł wykrztusić słowa .Pod powiekami poczuł coś, co paliło mu oczy. Nie wiedział, nie rozumiał, że to pierwsze w jego życiu łzy.

- A moje dziecko?

- Dziecko? – Adrian jakby nie rozumiał o co jej chodzi. William podszedł bliżej tak, by mogła go zobaczyć.

- To dziewczynka, zdrowa i ładna, będzie żyła.

Agnes spojrzała na niego niezbyt przytomnie i odwróciła twarz do ukochanego.

- Alicja, Adrianie ...

- Co takiego?- nie zrozumiał.

-Niech ma na imię Alicja.

Adrianowi znów zabrakło słów, a dwie srebrne łzy popłynęły mu po policzkach. Niespodziewanie wszyscy trzej na raz wyczuli to samo niebezpieczeństwo. Sebastian Michaelis zgodnie z umową przybył po duszę swej śmiertelniczki. Pakt pozostawał paktem. Adrian drgnął i spojrzał takim wzrokiem, że Willa przeszły ciarki.

- Williamie proszę cię, jeśli nie można ocalić jej życia, ocal przynajmniej jej duszę!

Will wahał się. Grellu obserwował ich obu nic nie mówiąc i trzymał swą kose w pogotowiu.

- Zrobię co zechcesz, masz moje słowo – dodał Adrian.

Agnes spojrzała na niego

- Kochany, to nie ważne. To już bez znaczenia, pozwól mu zabrać co jego, jestem już taka zmęczona.

- Will?

Adrian wbił w niego błagalne spojrzenie swych zielonożółtych oczu.

- Will! – krzyknął Grellu – on już tu jest!

Sebastian Michaelis stanął przed nimi, zmierzył ich wzrokiem. Najdłużej patrzył na Adriana, a potem spojrzał chciwie na Agnes.

- Witaj moja droga śmiertelniczko. Widzę, że przybyłem na czas – potem zwróciła się do stojącego obok niej Adriana.

- I jak się teraz czujesz, shinigami? Ty wielki Adrian Crevan będziesz teraz bezradnie patrzył, kiedy ja zabiorę jej duszę. Prawda Williamie?

Tu spojrzał na Willa, a jego oczy zapłonęły czerwienią. Adrian chciał rzucić się na demona, lecz Will powstrzymał go, stając pomiędzy nimi.

- Dość! Myślałeś Sebastianie Michaelisie, że pozwolę by w mojej obecności dusza jakiegokolwiek śmiertelnika została pochłonięta przez demona? Jestem shinigami, bogiem śmierci i mam obowiązek dbać, aby dusze śmiertelnych nigdy nie trafiły w ręce żadnego demona.

Sebastian roześmiał się.

- Łamiesz dane mi słowo Williamie T.Spearsie, czyżbyś zapomniał o naszej umowie?

- Umowa? To już nie ma znaczenia. Sądziłeś demonie, że pakt miedzy tobą a mną jest wiążący? Jestem przełożonym wszystkich shinigami i z racji swego kierowniczego stanowiska mogę użyć wszelkich środków dla dobra własnej sprawy i obrony prawa. Nie mogłeś o tym wiedzieć, bo nie jesteś jednym z nas. Posłużyłem się tobą tak samo, jak ty posłużyłeś się tą niewinną dziewczyną, by się zemścić na Adrianie. Nie uda ci się to jednak. Nigdy na to nie pozwolę!

- Nic nie możesz zrobić Williamie, bo z tą śmiertelniczką wiążę mnie pakt. Jej dusza będzie należała do mnie! A z tego co widzę to będzie już naprawdę niedługo.

Will spodziewał się tego. Widział, że Sebastian Michaelis tak łatwo nie ustąpi.

- Nie zgodzę się z tobą, nie wykonałeś warunków tego paktu, bo nie mogłeś. Oszukałeś tę biedną śmiertelną i dlatego nie mogę pozwolić byś zabrał duszę, która została zdobyta podstępem i do ciebie nie należy. Grellu Sutcliffie myślę, że najwyższy czas pokazać demonowi gdzie jego miejsce.

Rudowłosy bóg śmierci natychmiast zjawił się przy swym przełożonym. Adrian z wdzięcznością spojrzał na nich obu, a potem stanął przy nich.

- Nie tym razem Adrianie – powiedział spokojnie Will – twoja rola to zostać tutaj, przy niej. We dwóch damy mu radę, nie masz zresztą swojej kosy śmierci. Zostań to moje polecenie i prośba!

Sebastian Michaelis nie zamierzał czekać, aż shinigami wymienią się uprzejmościami.

- Myślisz, że się teraz wycofam Williamie T.Spearsie? Że zrezygnuję?

- Będziesz musiał, inaczej użyjemy siły. Wiesz, że nie dasz rady nam obu, ale skoro taki jest twój wybór. Wyjdźmy stąd, bo to nie miejsce na takie potyczki.

I wszyscy trzej równie nagle opuścili szpitalną salę, jak się pojawili. Adrian został sam z ukochaną. Agnes nadal spała, a jej oddech słabnął z każdą chwilą. On bezradnie trzymał jej dłoń i nie odrywał swych pięknych oczu od jej twarzy. Już nie zwracał uwagi na łzy, które spływały mu po twarzy i sprawiały ból, ale i ogromną ulgę. Nie wiedział nawet ile czasu tak trwał, kiedy William wrócił. Za nim wszedł Grellu ze swoją piłą z której kapała krew. Adrian spojrzał na nich wyczekująco.

- Nie ma obaw, Sebastian Michaelis już tu nie wróci – rzekł Will wyprzedzając pytanie Adriana i poprawił swą kosą spadające na nos okulary. Spojrzał na Agnes.

- Adrianie – powiedział najspokojniej jak umiał – czas już.

Adrian drżał. Wiedział o czym mówi jego przełożony i czego od niego oczekuje. Lecz przecząco pokręcił głową, bo nie mógł wykrztusić nie słowa.

- Na mnie nie patrzcie – wtrącił się Grell – moja kosa została skalana krwią demona, zresztą nie mógł bym ...

- Jeśli ty tego nie zrobisz Adrianie, ja będę musiał cię wyręczyć.

Will położył swą dłoń na ramieniu towarzysza i podał mu swą kosę śmierci.

- Pozwól mi – głos Adriana łamał się – proszę, pozwól mi się z nią pożegnać.

William skinął głową, a potem wskazał na drzwi i popchnął stojącego bez ruchu Grella w ich stronę i obaj wyszli. Adrian ponownie został sam z Agnes, która wciąż nieprzytomna, z każdą chwilą coraz bardziej oddalała się od niego. Ale przecież nie na darmo był bogiem śmierci. Wciąż jeszcze posiadał władzę nad duszami, które miał uwolnić z umierającego, ziemskiego ciała.

-Agnes, popatrz na mnie.

Dziewczyna posłusznie otworzyła oczy.

- Adrian – próbowała się uśmiechnąć – jesteś tu? A nasza córeczka? Nie widziałam jej jeszcze.

Adrian jakby coś ścisnęło i opanował się z wielkim trudem.

- Ja też nie, kochanie, nie martw się. Na pewno wszystko jest dobrze.

- Obiecaj mi coś.

- Co takiego?

- Opiekuj się nią, dobrze? Bądź przy niej zawsze.

Podniosła dłoń i z ogromnym wysiłkiem dotknęła jego twarzy.

- Kocham cię tak bardzo mocno – dodała szeptem.

Adrian milcząc pocałował jej usta, a potem czoło.

- Moja śliczna Agnes ...

Nie mógł, nie potrafił powiedzieć nic więcej. Dziewczyna zamknęła oczy. Wiedział, że nie ma już co zwlekać. Odwlekanie tego, co nieuniknione powodowało tylko jeszcze większe cierpienia, jego i jej. Przeznaczenie dokonało się i to czego nie chciał zrobić na początku, musiał zakończyć tu i teraz. Powoli i rozmysłem, najdelikatniej jak tylko umiał przeciął nić życia ukochanej. Kiedy zaś jej cinematic record uniosły się ku górze, błyskając tysiącami obrazów, odciął je w odpowiednim miejscu. Potem ucałował raz jeszcze jej usta i oczy. Wszedł Will wraz z Grellem i cicho stanęli za nim. Adrian stał nad martwym ciałem Agnes i nie mógł się ruszyć, nie mógł nic zrobić. Czuł jak ogromny żal ogarnia jego wszystkie zmysły, jakby ogień wypalał mu wnętrzności.

-Adrianie – odważył się odezwać Grell. Ten pokręcił przecząco głową.

- Idźcie stąd.

William wykonał gest w stronę Adriana, ale ten odtrącił go. Nagle do pokoju wbiegła pielęgniarka, a za nią lekarz. Zaalarmowani brakiem sygnału z monitorów do których wciąż jeszcze podpięta była Agnes. Nie mogli widzieć trzech bogów śmierci znajdujących się w pomieszczeniu. Lekarz przystąpił do reanimacji i ciałem dziewczyny wstrząsnęły elektrody reanimatora. Adrian niemal skulił się z bólu. William przewidująco odebrał mu swą kosę śmierci, a potem pociągnął go za sobą.

-Chodźmy stąd, nie chcesz na to patrzeć.

Zmartwiony Adrian ze spuszczoną głową podążył za nimi. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top