Epilog


Niektórym kobietom ciąża służy. Wyglądają jeszcze piękniej niż przed ciążą. Ja się niestety do nich nie zaliczam. Jestem cholernie gruba i opuchnięta. Z chęcią bym sobie przyrzekła, że już nigdy nie pozwolę sobie tego zrobić, lecz Harry od razu się zarzekł, że na pewno nie poprzestaniemy na naszych bliźniaczkach. Wiem, że tymi słowami dał mi delikatnie do zrozumienia, że potrzebujemy syna.

Wyrzucam jednak te myśli, bo teraz mam dużo więcej na głowie. A na przykład to, że już niedługo moje dziewczynki wyjdą z mojego brzuch i przynajmniej nie tylko mi będą zatruwać życie. Wreszcie i Harry się do tego włączy.

— Mam tę sałatkę dla ciebie — pojawia się mój mąż z owocową sałatką, na którą jeszcze chwile temu miałam ochotę. Teraz już jej nie mam.

— Postaw na szafce, później zjem — informuje. Harry robi to o co go proszę i siada na brzegu łóżka.

— Znowu nasze księżniczki męczą mamusie? — pyta i kładzie dłoń na moim brzuch. Mam ochotę mu odwarknąć żeby się odczepił, ale szybko uświadamiam sobie, że on nic mi nie zrobił.

Irytuje mnie jednak to, że jego pojawienie się dzieci nie kosztuje tyle wysiłku co mnie.

Chcę się podnieść do siadu, ale w tym samym momencie atakuje mnie mocny ból. Miałam już skurcze, ale nie tak intensywne jak ten.

— Jedziemy do szpitala, nie ma co ryzykować — zarządza Harry, a ja tym razem nie zamierzam mu się sprzeciwiać.

Niechętnie to przyznaje, lecz mój mąż miał rację i nasz przyjazd do szpitala wcale nie okazał się bezcelowy. Zanim zabrali mnie na porodówkę to zdążyłam jedynie napisać Aiden'owi, że to już.

— Nie mogliście mi dać jakiegoś znieczulenia! — wrzeszczę na biedną położną. Nie lubię się wyżywać na ludziach, ale do cholery czuję jakby coś mnie rozrywało.

— Poród przebiega zbyt szybko, to mogłoby być niebezpieczne dla dzieci — tłumaczy mi ciemnowłosa kobieta. Jest to logiczne, ale obecnie do mnie to nie trafia.

— Już niedługo kochanie — pociesz mnie Harry.

— A ty skąd to wiesz? — zabieram rękę od niego. Jakim prawem się po tym wszystkim do mnie odzywa. Sam mi to zrobił.

Nagle atakuje mnie potężny skurcz, a ja prę ile tylko sił mam. I wreszcie słyszę to co sprawia, że mimo tego, że zwijam się teraz z bólu to się uśmiecham. A jest to płacz mojego dziecka.

— No i synek już jest — mówi położna. Co? Jak to synek?

Spoglądam na Harry'ego, który wydaje się być jeszcze bardziej zaszokowany niż ja.

— Ale jak to synek. Przecież miały być dwie córki, czy pani w ogóle wie co mówi? Ja chce moje córki!

— Panie Styles — zaczyna kobieta, ale on jej przerywa.

— Zostały mi obiecane dwie córki, a teraz syn — nie tego już za wiele.

— Wyjdź — rozkazuje mu. Posyła mi zdezorientowane spojrzenie, ale ja jeszcze głośniej dodaje. — Wyjdź stąd w tej chwili! Nie chce cię tu widzieć.

Wreszcie do niego dociera co powiedziałam i wychodzi. A ja w spokoju i bólu wydaje na świat moją córkę.

Po wszystkim zostaje przewieziona do sali wraz z moimi dziećmi. Jestem wykończona, ale z radością tulę do siebie moje maleństwo.

— Mogę skarbie — pyta Harry wchodząc do pomieszczenia. Tak bardzo mnie zirytował, że mam ochotę mu powiedzieć by wyszedł. Nie jestem jednak na tyle okrutna i nie odbiorę mu widoku naszych nowonarodzonych dzieci.

Oczywiście jeśli zacznie narzekać to zaraz stąd wyjdzie.

— Tak, o ile nie zamierzasz narzekać na płeć naszych dzieci.

— Jasne, że nie — robi parę kroków w moją stronę. — A drugie dziecko to — nie dokończa pytania, bo posyłam mu wściekłe spojrzenie.

— A co byś chciał?

— Daj już spokój Ver — podstawia krzesło do łóżka i na nim siada. — Nastawiłem się na córki, a tu syn, każdy by się na moim miejscu wkurzył. Niby taka zaawansowana medycyna, a nie potrafią przewidzieć płci dziecka.

Szczerze to też byłam zaskoczona, ale na pewno nigdy bym nie zareagowała tak gwałtownie jak on.

Nachyla się nade mną i głaszcze dzieci po główce. Najpierw synka, a później córeczkę. On oczywiście tego nie wie.

— No weź powiedź — uśmiecham się. Mam ochotę jeszcze trochę go pomęczyć, ale niech zna moje dobre serce.

— Drugie dziecko to akurat córeczka.

Widzę, że się cieszy, ale o to już nie mogę być na niego zła.

— Miała być Isabella i Renata to co teraz zrobimy? — pyta dotykając rączki naszej córeczki.

— A co powiesz na Isabelę i Adriana? — kręci głową.

— Isabela i Daniel — kiwam głową na tak. No i w tej kwestii doszliśmy do porozumienia.

***

Niestety mojemu mężowi złość względem mojej rodziny nie przeszła z biegiem czasu, więc jak tylko jedzie do domu to ja dzwonię po moich braci. Nie mogę pozwolić by nie poznaliby moich dzieci.

— No i wreszcie są nasze śliczne dziewczynki — mówi po wejściu Aiden.

Szybko im tłumaczę, że zaszła pewna pomyłka i zamiast dwóch córek mam córkę i syna.

— Ta lekarka powinna wylecieć z pracy — oznajmia Will. Owszem popełniła błąd, ale ja nie mam zamiaru tego drążyć. Ważne, że dzieci są zdrowe.

— Daj mi lepiej potrzymać jedno z maleństw — Aiden się nade mną nachyla i wyjmuje mają Isę z moich ramion. — Jaka ona jest słodziutka.

— W tej kwestii nie mogę się z tobą nie zgodzić — Will przejmuje ode mnie drugie dziecko.

— Szkoda, że będziemy ich rzadko widywać — pochmurnieje na jego słowa, ale niestety zdawałam sobie z tego sprawę. Niestety niektórych rzeczy nie da się cofnąć. A w tym właśnie tego co się wydarzyło pomiędzy Harrym, a moim braćmi. I tak się cieszę, że pozwolił mi podczas ciąży kilka razy ich odwiedzić.

Nie sądzę jednak, że na więcej mogę liczyć.

— Ważne, że wy dwaj się dogadaliście — zmieniam temat. — Nieważne co się stanie, musimy pamiętać, że mamy siebie.

Obaj bracia się nade mną nachylają i składają pocałunki na moich policzkach. Mimo wszystko bardzo ich kocham.

Doskonale wiem, że ochroniarze donieśli mojemu mężowi o wizycie moich braci. On jednak woli udawać, że nie ma o niczym pojęcia. Zauważyłam, że od pewnego czasu robi wszystko by nie doprowadzić między nami do kłótni. Może to było spowodowane moją ciążą, ale mam nadzieję, że tak pozostanie jak najdłużej.

— Mam nadzieję, że nasz chłopiec nie będzie nam miał za złe, że mieszka w pokoju pomalowanym na fioletowo — mówi Harry jak już wchodzimy do domu.

Przez to, że urodziłam bliźniaki to mimo iż wszystko było w porządku to musiałam pozostać w szpitalu trzy dni.

— Fiolet jest uniwersalny.

Parska śmiechem na mój komentarz. Uparł się i sam taszczy oba nosidełka.

Osiemnaście miesięcy temu wkroczyłam miesięcy temu wkroczyłam do tego domu pełna strachu i mając nadzieję, że szybko się uwolnię od tego małżeństwa. Przez ten czas spotkało mnie wiele bólu i cierpienia. Liczę, więc na to, że wreszcie będę szczęśliwa, razem ze swoją rodziną.

No i jest koniec. Mogłabym jeszcze ciągnąć to opowiadanie, ale nie sądzę by to miało sens. Parę spraw się nie wyjaśniło, ale tak jest w prawdziwym życiu, nie zawsze na wszystko jest odpowiedź. I szczerze to przyznaje, że według mojej pierwszej koncepcji to Verina miała na końcu zabić Harry'ego i wyjechać za granicę. Dalej nie wiem czy dobrze zrobiłam zmieniając to. Jeśli chodzi o drugą cześć to wy zdecydujcie czy chcecie poczytać o Isabeli. Ewentualnie w tamtym roku publikowałam opowiadanie pod tytułem Mroczne pragnienia. Opowiadało historię dziewczyny, która podobnie jak Verina musiała się poświęcić dla dobra rodziny. Giulia będzie jednak o wiele odważniejsza i okrutniejsza od naszej Ver. A może chcecie coś zupełnie nowego? Liczę na wasze sugestie. A i chciałabym byście wyrazili opinię o tym opowiadaniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top