9
— Właśnie się dowiedziałam, że mam mieć ochroniarza — oznajmiam pewnym głosem. Skoro nie skrzywdził mnie poprzedniej nocy to nie sądzę by teraz to zrobił.
— Dobrze, że już poznałaś Kevina, mam nadzieję, że będzie ci odpowiadać jego towarzystwo, bo chce by wszędzie ci towarzyszył — odpowiada znowu spoglądając w monitor. Nie specjalnie zależy mi na nim, ale nie jestem przyzwyczajona do tego by ktoś mnie tak ignorował.
— Do tej pory nie miałam ochroniarza i sobie radziłam — nie zamierzam się tak łatwo poddać. Jeśli chcę zaplanować z moimi braćmi śmierć Harry'ego to nie mogę pozwolić by ktoś ciągle za mną chodził.
To mogłoby pokrzyżować moje plany.
— To, że twój ojciec nie myślał o twoim bezpieczeństwie to nie znaczy, że ja będę postępował tak samo. Potrzebuję mieć pewność, że nic ci nie grozi — kolejny raz podnosi na mnie wzrok. — Mam nadzieję, że rozumiesz, że w tej kwestii nie będzie żadnych ustępstw.
Biorę głębszy wdech by nie wybuchnąć. Trzeba zachować spokój. Zajmuje krzesło naprzeciwko niego, bo najwidoczniej czeka nas dłuższa pogawędka.
— Do tej pory byłam ciągle kontrolowana przez braci. Liczyłam na to, że to wreszcie się skończy.
— Verino — zaczyna poważnym tonem. Łapie też ze mną kontakt wzrokowy. — Dopiero co mój syn został zamordowany, więc nie licz, że pozwolę ci samej gdzieś chodzić. Nie mam zamiaru znowu wybierać się do prosektorium by identyfikować zwłoki — tłumaczy mi dość dosadnie.
Akurat jeśli chodzi o te kwestie to w ogóle się nie boję. To Aiden kazał zabić Fabiana, więc nie muszę się niczym martwić. Mój własny brat na pewno nie zrobiłby mi krzywdy.
— Ja nie mam żadnych wrogów.
— Ale ja mam. A ty jako moja żona jesteś bezpośrednio narażona na zemstę ze strony ludzi, którzy chcą się na mnie odegrać.
Staram się nie robić lekceważącej miny, bo on musi myśleć, że jego słowa naprawdę mnie przeraziły.
— Mogę się zgodzić by jeździł ze mną na zakupy albo na jakieś inne wyjścia, ale jeśli będę się wybierała do domu to nie chce by mi towarzyszył.
— To jest teraz twój dom — już po raz drugi mi to przypomina. — A ja nie zamierzam pozwolić by w czasie drogi coś ci się stało. Dlatego Kevin będzie cię woził i wszędzie ci towarzyszył. Decyzja już została podjęta ślicznotko — oznajmia i wraca do swojej pracy. Jeszcze przez chwilę z nim siedzę, ale jak widzę, że on już całkowicie nie zwraca na mnie uwagi to wstaje i wychodzę.
Nigdy nie lubiłam się narzucać.
***
Pływam w ogromnym basenie przed domem. Woda zawsze działała na mnie kojąco, a dziś wszystko we mnie buzuje. Do tej pory byłam przekonana, że moje małżeństwo skończy się szybko i bez żadnych problemów, ale one zaczynają się coraz bardziej piętrzyć.
Cholera jak tak dalej pójdzie to na dłuższy czas utknę w tym pieprzonym związku.
— Siostrzyczka aktywna jak zwykle — podnoszę głowę i zauważam Petera, który przykucnął obok brzegu basenu. Uśmiecha się do mnie. — Bardzo mi przykro, że nie zadzwoniłaś i nie opowiedziałaś jak ci się żyje w tym zamczysku — wskazuje na ogromną willę Harry'ego.
— Póki co to w ogóle mi się nie podoba — mówię szczerze. Jestem tak wściekła, że nie zważam na to, że ktoś by mógł mnie tu usłyszęć.
— Mam nadzieję, że cię nie skrzywdził — głos mojego brata przybiera ostry ton. — Jeśli coś ci zrobił to ja to muszę wiedzieć.
Przewracam oczami na jego słowa. Jakby mało mi było wykładu Aidena to teraz jest jeszcze Peter.
— Bardziej mi chodzi o to, że przydzielił mi ochroniarza. Każdy mój krok będzie śledzony — marudzę. Peter wyciąga do mnie rękę i pomaga mi wyjść z basenu. Podchodzimy do leżaków i na nich siadamy.
— Myślę, że nie będzie tak źle — uśmiecham się na jego słowa. Dla osób postronnych te słowa nic nie znaczą, ale ja wiem, że on chce mi przekazać, że moja niewola już długo nie potrwa. Moi kochani braci wreszcie znaleźli sposób by mnie uwolnić.
— Wiesz, że cię kocham? — parska śmiechem na moje słowa.
— Tak, ale ja ciebie dużo bardziej — zapewnia mnie.
Peter zostaje ze mną aż do późnego wieczora. A przed samym wyjściem długo tuli mnie do siebie by po chwili pocałować mnie w czoło i kazać mi być silną. Najwidoczniej także jest przekonany, że jestem tu maltretowana.
I tak szczerze to nie wiem czy nie wolałabym by Harry był w stosunku do mnie brutalniejszy. W takim wypadki nie miałabym żadnych wątpliwości odnośnie jego śmierci. A tak to bywają chwilę, że się waham.
— Verino — podnoszę wzrok znad tafli wody, w której odbija się księżyc. Dalej siedzę na tym leżaku, na którym spędziłam dziś pół dnia. — Jest już dziesiąta w nocy — oznajmia mi Harry.
— Zawsze się kładłam się późno spać — rzucam bez namysłu. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że on oczekuje ode mnie seksu i dlatego się po mnie pofatygował.
— Mam nadzieję, że nie pogniewałaś się za tego ochroniarza, bo tej decyzji to na pewno nie cofnę, twoje bezpieczeństwo jest dla mnie zbyt ważne — wstaje i na niego spoglądam. Na twarz też wklejam swój wyćwiczony przez lata uśmiech.
— Zrozumiałam, że robisz to dla mnie. Nie będę sprzeciwiać — staje na placach i daje mu szybkiego buziaka w usta.
Niech myśli, że wygrał, wtedy łatwiej będzie mi go pokonać.
— Doskonale ślicznotko — podnosi mnie, a ja owijam swoje nogi wokół jego bioder. — Chcesz iść do naszej sypialni czy wolisz zostać tutaj.
— Tutaj — szepcze. Słońce już zaszło, ale nie panuje tu bezwzględna ciemność, bo dziś jest pełnia. A na dodatek mrok rozpraszają wbite w ziemię lampiony solarne. Panuje właśnie tak klimat jaki uwielbiam.
— Nie będzie tu nam wygodnie, ale skoro takie jest twoje życzenie — odpowiada mi i zaczyna mnie namiętnie całować.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top