85
— Myślisz, że da radę teraz dostać truskawki? — nagle pyta Ver leżąc z głową na moich kolanach. Odkąd zaczął jej się szósty miesiąc to ciągle ma jakieś zachcianki.
Tak jak na przykład teraz, dostała ochoty na truskawki chociaż jest pierwsza w nocy. Na całe szczęście w maju da radę szybko skombinować te owoce, bo jeśli bym jej tego nie dostarczył to po jakimś czasie moja księżniczka doszłaby do wniosku, że w ogóle o nią nie dbam. Zalała by się także łzami, bo i hormony dają jej się we znaki.
— Za chwilę ktoś nam je przywiezie — oznajmiam i wyciągam komórkę z kieszeni. Rozkazuje jak najszybciej dowieść kilogram truskawek.
— Przydałby się do tego też szampan — mówi rozmarzona, ale ganię ją za to spojrzeniem.
— Musisz poczekać jeszcze kilka miesięcy — nachylam się nad nią i muskam jej słodki nosek. — Mam nadzieję, że się nie denerwujesz przed jutrzejszą to znaczy dzisiejszą wizytą u ginekologa.
— Ja nie, ale ty najwidoczniej tak — moja słodka ma rację. Chociaż Verina jest w szóstym miesiącu to nadal nie poznaliśmy płci. Nasze maleństwo jest na tyle uparte, że jak tylko mamy USG to ono się tak odwraca, że nie można się dowiedzieć czy to chłopiec czy dziewczynka.
Owszem będę się cieszył z zarówno syna jak i córki, lecz chciałabym już wiedzieć co nam się urodzi.
— Jeśli to będzie dziewczynka to przecież nie koniec świata. Spróbujemy kolejny raz.
— Nie mów tak. Będę się cieszył z córeczki, po prostu chce wiedzieć żeby się przygotować. Nie mamy jeszcze nic kupionego. Żadnych ubranek, łóżeczka, wózka, a przecież wszystko musi być najlepsze.
Verina uśmiecha się na moje słowa, dobrze, że udało mi się ją rozbawić.
— Uwielbiam fioletowy, ale moim drugim ulubionym kolorem jest niebieski, więc nie myśl, że pozwolę ci kupić jakieś badziewne różowe rzeczy.
— Okej — zgadzam się z nią, bo nie mam zamiaru się kłócić o kolory.
***
Ilekroć Ver kładzie się na szpitalnym łóżku przed badaniem to ogrania mnie pewnego rodzaju strach. Tak, ja także odczuwam strach. Nie jest on jednak skierowany w moją stronę. Przeraża mnie, że może być coś nie tak z moim dzieckiem lub co gorsza z Veriną. Ona jest dla mnie całym światem.
— Ostatnio słuchaliśmy serduszka, a może dziś wreszcie uda się poznać płeć — oznajmia miła lekarka. Zresztą płacę jej tyle, że po prostu nie może być dla nas nie miła.
Chociaż na początku nie byłem z niej mocno zadowolony. Nie zgodziła się na moją propozycję gdy powiedziałem jej, że w razie jakichś komplikacji to ja mam się jako pierwszy o wszystkim dowiedzieć. Zamierzałem znaleźć takie rozwiązanie, które najmniej by skrzywdziło moją żonę, ale ta blondyna się oburzyła i krzycząc, ze to nieetyczne zagroziła, że o wszystkim poinformuje Verinę.
A ja chyba dalej jestem na cenzurowanym u mojej ślicznotki, więc postanowiłem nie ryzykować.
— A co to jest? — mówi lekarka i bardziej się wpatruje w monitor.
Dosłownie czuję jak krew odpływa mi z twarzy. Nie, nie zgadzam się by coś było nie tak. Jeśli już mam zostać ukarany przez los to niech osobiście cierpię, a nie przez moich najbliższych.
— Coś jest źle? — pyta moja zmartwiona żona. Szybko odnajduje jej dłoń i łączę nasze palce.
— To nic złego — chyba zamorduje tą babę. Jak można tak straszyć? — Po prostu nie będzie jednego dziecka, a dwoje — informuje z uśmiechem na ustach.
Dwoje. Tak długo pragnąłem dziecka, a teraz się okazuje, że od razu urodzą mi się bliźniaki. Nie spodziewałem się aż takiego szczęścia.
Odwracam głowę w stronę Ver, ale ona nie wydaje się podzielać mojego entuzjazmu. Wydaje się być wystraszona.
— Na pewno? — dopytuje drżącym głosem.
Rozumiem jej zachowanie. Ostatnio w jej życiu bardzo wiele się dzieje, więc to nic dziwnego, że boi się aż tak wielkiej odpowiedzialności jaka jest przy wychowywaniu dwójki dzieci. Cholera, ja sam jestem wystraszony.
— Tak. Tu jest jedna dziewczyna — wskazuje na jakąś rozmazaną plamę na monitorze. I chociaż bardzo się staram to nie umiem rozpoznać tu mojego dziecka. Znaczy córki. Jedno z moich dzieci to na pewno córka. — A tu druga. Będą bliźniaczki — informuje szeroko się uśmiechając.
A ja czuję się w jeszcze większym szoku niż jak usłyszałem, że jest dwójka dzieci.
Kurwa będę ojcem dwóch córeczek.
— Harry — nagle dociera do mnie głos mojej żony. Kilka razy mrugam, bo najwidoczniej się zawiesiłem. — Nic nie powiesz?
Widzę, że chce wybadać moje zachowanie. No cóż spodziewałem się czegoś zupełnie innego, ale na pewno narzekać nie będę.
— Wszystko w porządku z moimi córeczkami?
Nie umiem powiedzieć nic więcej. Sam się dziwę, że tak emocjonalnie reaguje, ale kurwa będę miał dwie córki. Dwie kolejne księżniczki.
Reszta badań bardzo szybko mi mija. To pewnie dlatego, że jestem mocno rozkojarzony.
— Może to ja powinnam poprowadzić auto, dopiero co mało nie zderzyłeś się ze ścianą — oznajmia Verina jak już jesteśmy na parkingu. Szczerze to nadal nie potrafię sobie uświadomić, że to się dzieje naprawdę.
Od kilku miesięcy wiem, że urodzi się nam dziecko, od pewnego czasu czułem ruchy maleństwa, ale dopiero dziś uświadomiłem sobie, że za około jedenaście tygodni urodzą mi się dwie córeczki.
— Dobrze — rzadko kiedy oddaje jej kluczyki, ale teraz czuję się zupełnie jakbym nadal był we śnie.
— Teraz już zaczynam rozumieć czemu tak mocno przytyłam. — mówi jak już włącza się do ruchu drogowego.
— Nie przesadzaj.
— Mam w sobie dwójkę dzieci, nie mogę mieć figury modelki dlatego zajedziemy na jakieś ciastka.
Uśmiechnięty kiwam głową na tak. Nic dziś nie zdoła mi popsuć humoru.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top