7
Harry śpi, a ja leże zastanawiając się jak mogłam zjebać taką prostą sprawę jaką jest otrucie mojego męża. Aiden się wścieknie jak mu opowiem, że zmarnowałam taką okazję.
Kątek oka spoglądam na Harry'ego. Jak śpi to wygląda łagodnie, jego klatka piersiowa unosi i opada rytmicznie. Gdybym tylko miała więcej siły to przycisnęłabym mu poduszkę do twarz i on już nigdy by nie ujrzał światła dziennego. Moi bracia jednak zawsze odradzali mi wizyty na siłowni przez co na pewno szybko by mi odebrał tę poduszkę i to zostałabym uduszona.
Przyznaję, że nasz pierwszy raz nie był taki tragiczny jak się tego na początku spodziewałam.
Harry przeniósł mnie na łóżku i zawisnął nade mną. Przez cały czas nie zrywał naszego kontaktu wzrokowego. Oddech ugrzązł mi w gardle i nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Najlepiej by było to przerwać. Skończyć póki to jeszcze za daleko nie zaszło.
— To może pójdziemy spać — rzuciłam, a on parsknął śmiechem na moje słowa. Zawsze to lepiej niż miałaby się zdenerwować i mi przyłożyć.
— To będzie dużo lepsze od spania — zapewnił mnie. Jego dłoń powędrowała pomiędzy moje nogi i zatrzymała się na wnętrzu uda. Miałam ochotę chwycić go za rękę i ją zabrać.
Nie chodziło o to, że nie lubiłam być dotykana, bo wielokrotnie marzyłam o tym żeby wreszcie sobie kogoś znaleźć. Harry Styles miał jednak wkrótce umrzeć, a ja nie chciałam się do niego przyzwyczaić. On musiał pozostać mi obojętny.
Lecz tak już jest, że kobieta w tym parszywym świecie ma mało do powiedzenia, więc mój mąż dalej pcha swoją rękę w moje wnętrze. Gdy jego palce znajdują się na mojej łechtaczce w dole brzucha czuję dziwne ciepło. Za pierwszym razem tak nie było. Nie pamiętam by ogarnęło mnie takie dziwne uczucie.
Miałam ochotę to przerwać, ale z drugiej strony chciałam żeby dotykał mnie dalej i to bardziej intensywniej. Wraz z jego pieszczotami z moich ust wydobył się pojedynczy jęk. Próbowałam go powstrzymać, ale ni cholery nie potrafiłam.
Harry'ego to najwyraźniej usatysfakcjonowało, bo zaczął wsuwać we mnie swoje palce. I tu już coś we mnie wybuchło. Z przyjemności zaczęłam zaciskać dłonie na prześcieradle i nie mogłam już pohamować jęków, które teraz co chwilę wydobywały się z moich ust.
Szczerze to nawet nie pamiętam ile czasu znęcał się nade mną tą słodką torturą, bo wzrok miałam całkowicie zamglony.
— Wylizać cię skarbie czy już jesteś gotowa na mojego kutasa? — spytał szepcząc mi do ucha.
— Wejdź we mnie — powiedziałam zachrypniętym głosem. Jeśli jeszcze dłużej by mnie tak pomęczył to na pewno bym nie dała rady go w sobie przyjąć.
I tak już byłam bez sił.
Podniosłam wzrok i zauważyłam jego erekcję. Był wielki. Philip chłopak, który był moim pierwszym nie mógł w żaden sposób się równać z Harrym. A skoro wtedy tak bardzo mnie bolało to poczułam lęk, że tym razem to zostanę rozerwana.
— Będzie boleć? — spytałam głosem przypominającym małe dziecko. Liczyłam, że może tym gestem sprawię, że będzie dla mnie odrobinę delikatniejszy.
— Sądzę, że jesteś na to wystarczająco podniecona — uspokoił mnie i znowu wpił się w moje usta. Skupiłam się na tym pocałunku i nawet nie zauważyłam, że jego członek zbliżył się do mojego wnętrza.
Harry wsuwał się we mnie powoli i delikatnie. Sądzę, że potraktował mnie jak dziewicę, bo zaczął się we mnie szybciej poruszać dopiero jak się upewnił, że nic mnie nie boli.
Szczerze to teraz sama już nie wiem czy nie wolałabym żeby był dla mnie ostrzejszy. Wtedy łatwiej by mi było planować jego zabójstwo. A teraz widzę, że on wcale nie jest taki jak się spodziewałam.
— Czemu nie śpisz? — nagle dociera do mnie pytanie. Odwracam głowę na bok i widzę, że mój mąż właśnie się obudził. Cholera słowo mąż brzmi tak abstrakcyjnie. W ogóle nie czuję się jak żona.
— Od zawsze mam problem z zaśnięciem w nowym miejscu — wyznaje szczerze. Niektórzy tylko przyłożą głowę do poduszki i już śpią. Ja nie. Nie raz przeleżałam całą noc starając się chociaż na moment odpłynąć do krainy snów. Na marne jednak.
— Dwa, trzy dni i się przyzwyczaisz — oznajmia i się przeciąga.
— Na pewno — wstaje i maszeruje do łazienki.
Ja także się podnoszę, bo muszę jechać do swojego domu. Nie mam tu nawet swojej komórki, a bez niej nie dam rady funkcjonować.
Zbliżam się do drzwi, które nie wiem gdzie prowadzą. Stawiam jednak na garderobę i tym razem się nie mylę. Zapalam światło i zauważam, że panuje tu jedynie jeden kolor. I jest nim czerń.
Do tej pory byłam przekonana, że wybiera te kolor przez żałobę, lecz nie wydaje mi się by przez ten krótki czas, to znaczy dwa tygodnie od śmierci Fabiana mając tyle spraw na głowie miał czas na wymianę wszystkich swoich ubrań.
Zbliżam się do końca tego niewielkiego pomieszczenia i zauważam wiszące na wieszakach sukienki. Chwytam za jedną z nich i już wiem, że są one całkowicie nie w moim stylu.
Jest to sukienka koloru butelkowej zieleni. Prosta zwężana, ale nie na tyle obcisła tak jak lubię. Na pewno mój tyłek nie zostanie tak podkreślony jak na to zasługuje. Dekold także nie jest taki jak bym sobie życzyła.
— Niezbyt ci się chyba podoba ta sukienka — prawie podskakuje na dźwięk głosu Harry'ego. Czemu on porusza się tak bezszelestnie?
— To nie jest mój styl.
— Moja pomoc domowa jest w dość poważnym wieku i dlatego wybrała to co jej przypadło do gustu. Ja nie miałem czasu by się tym zajmować.
— Nie szkodzi, zaraz i tak wybiorę się do swojego domu po ubrania i inne najpotrzebniejsze rzeczy — nagle chwyta mnie za szczękę i nakierowywuje moją twarz tak bym patrzyła mu w oczy. Nie ma w tym nic brutalnego, ale i tak spinam się na ten gest.
— Teraz to jest twój dom. Pilnuj się, bo chce by każdy wiedział, że teraz już jesteś moją — kiwam głową na znak, że zrozumiałam, ale on dalej patrzy na mnie wyczekująco.
— Rozumiem — odpowiadam.
***
— Póki co będziesz jeździć z kierowcą. Wiem, że masz prawo jazdy, ale najpierw chciałabym sam ocenić twoje zdolności prowadzenia auta — tłumaczy mi jak schodzimy ze schodów. Jest zupełnie inny niż wczoraj zupełnie jakby ktoś go podmienił. Lub wczorajsze zachowanie było jedynie grą w którą się nabrałam.
Nagle do salonu wkracza wysoki i umięśniony facet. U niego nawet po domu pałętają się ochroniarze? U nas to by było dosłownie nie do pomyślenia.
— Pan Aiden Aresco chce wejść do środka — mówi łysy mięśniak patrząc na Harry'ego.
Z ledwością udaje mi się opanować moją irytację. To co, teraz nawet moim bracia będą musieli meldować Harry'emu, że chcę się ze mną zobaczyć. To już naprawdę jest chore.
— Niech wejdzie — rzuca łaskawie Styles, a jego pracownik wychodzi. — Spodziewałem się, że będzie tu jako pierwszy — mówi przybliżając twarz do mojego ucha. Nic mu nie odpowiadam, bo jestem zbyt zdenerwowana.
Aiden wkracza ciągnąć za sobą jedną z moich walizek. Najbardziej mi jednak rzuca się to, że on się nie przebrał. Dalej ma na sobie ten garnitur, w którym wystąpił na moim ślubie.
— Mam nadzieje, że za jakiś czas nie będę musiał się legitymować by odwiedzić własną siostrę — warczy Aiden.
Jak nic zanosi się na kłótnię.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top