57

— Nie sądzę żeby to był dobry pomysł — odpowiada mi Peter. Kurwa co z nim jest nie tak. To ja zamierzam się narażać, a nie on. Chce podjąć te ryzyko chociaż jest duża szansa, że zarobię kulkę w głowę. Od wizji śmierci dużo gorsza jest świadomość tego, że nie wiem co się dzieje z Veriną.

— Z tego co wiem to wy jesteście na straconej pozycji, jedno moje słowo, a wszyscy skończymy martwi — skoro normalną rozmową nie jestem w stanie nic zdziałać to muszę wziąć się za inne metody. Dziś muszę odzyskać żonę.

Nie spędzę ani jednego dnia dłużej bez Veriny.

— Wszyscy o tym wiemy, ale pozwól przyjechać lekarzowi. Przecież ją kochasz, nie zaprzeczaj, bo ci nie uwierzę — on ma rację. Chociaż mi samemu przed sobą ciężko to przyznać, ale kocham Ver. Nigdy nie czułem do nikogo tego co do tej małej.

Opieram głowę o szybę i naprawdę już nie mam pojęcia co odpowiedzieć. Moja żona musi zostać zbadana przez doktora to nie podlega żadnej dyskusji, ale jeśli teraz nie wykorzystam ich zdesperowania to łatwo jej nie odzyskam.

— Moja propozycja nie ulegnie żadnym negocjacjom.

Przez chwilę trwa cisza. Peter najwyraźniej nie spodziewał się tego usłyszeć i teraz zastanawia się co zrobić. Muszę być twardy. Nie mogę ulec.

— Nie mogę zaplanować tego jak zareaguje Aiden, On jest nieprzewidywalny i nie chce by doszło do tragedii. Ja naprawdę jestem po twojej stronie — owszem lubię go, ale nie na tyle by uwierzyć w te bajki. Kocha siostrę, więc to jasne, że wolałby żeby została z nimi, a nie mną, który odciągam ją od rodziny.

— Zawsze możesz odprowadzić ją do bramy, a ja na pewno zabiorę ją do lekarza, radzę wam szybko podjąć decyzję — informuje i szybko kończę połączenie. Nie ma sensu dalej prowadzić tej rozmowy.

Chłopak od razu sobie pomyśli, że jestem całkowicie bez serca i nie interesuję się losem i zdrowiem jego siostry. Lecz niestety tak nie jest. Cały w środku się rwę by nie zwracając na nic uwagi tam pobiec i sprawdzić co z Veriną.

Ten bieg to tylko w mojej głowie, bo nadal ledwo chodzę.

Odkładam komórkę na siedzenie. Wytrzymuje jednak zaledwie kilka sekund zanim znów spoglądam na wyświetlacz telefonu. Chce jak najszybciej otrzymać zwrotną odpowiedź od Petera.

Ronald Aresco kocha swoją córkę, więc chyba szybko dojdzie do wniosku, że nie ma innego wyjścia niż mi ją oddać, bo nie ma odzyskam Verinę za wszelką cenę.

Pov Verina.

— Nie musicie tak nade mną stać — mówię do ojca i braci. Wiem, że straciłam przytomność, ale to na pewno jest spowodowane tym stresem. Nie ma powodu by się nade mną tak jakbym była umierająca. A już naprawdę zaczyna się lepiej czuć.

Tata i Aiden siadają. Szkoda, że w innych kwestiach mnie tak nie słuchają. Will dalej stoi oparty o parapet, a Peter wpatruje się w ekran telefonu.

— Nie mogę uwierzyć, że on jest taki okrutny — narzeka tata delikatnie pocierając mnie po nodze.

— Dajcie już spokój. Mało co jadłam, ostatnio dużo się denerwuje, więc zrobiło mi się słabo. Nie doszukujmy się w tym nie wiadomo czego.

— Chyba, że jesteś w ciąży — odzywa się wreszcie Will. Wzrok wszystkich zebranych zostaje skierowany na niego. — On od samego początku mówił, że zależy mu o jak najszybszym spłodzeniu potomka.

— Verina ledwo co poroniła, więc nie sądzę żeby tak szybko znowu zaszła w ciążę — odpowiada Aiden, a ja nabieram ochoty by wstać i trzepnąć go w ten pusty łeb. Czemu on do cholery nie może trzymać języka za zębami.

— Byłaś w ciąży skarbie? — pyta tata delikatnym głosem. — Czemu o niczym mi nie powiedziałaś?

— Dowiedziałam się o wszystkim jak już straciłam to dziecko. To było wczesne samoistne poronienie i gdyby nie ten wypadek to nawet bym się pewnie o tym nie dowiedziała. Nie rozmawiajmy o tym.

Mam nadzieję, że uszanują moje zdanie. Ilekroć sobie o tym przypominam to znów zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem nie jestem potworem skoro nie opłakiwałam swojego dziecko. Chociaż wtedy Harry był mi całkowicie obojętny. Teraz na pewno zareagowałabym w inny sposób.

— Kochanie po poronieniu bardzo szybko można znów zajść w ciążę. Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale zabezpieczaliście się?

— Nie — odpowiadam szczerze. Ani razu nie stosowałam antykoncepcji podczas stosunków z Harrym. I dopiero teraz widzę jaka jestem nieodpowiedzialna. Kurwa mam dwadzieścia lat, czas dorosnąć.

— Nie mam pojęcia czy powinniśmy się śmiać czy płakać — wtrąca Aiden wpatrzony w podłogę.

Niech nie myśli, że pozwolę mu skrzywdzić moje dziecko. Jeśli ono istnieje to zamierzam o nie dbać.

— Jeśli naprawdę jesteś w ciąży to możemy to jakoś wykorzystać. On nie może być takim potworem by spróbować skrzywdzić własne dziecko — głos zabiera Wiliam.

Jak on śmie chcieć wykorzystać moje dziecko do własnych celów. Na pewno na to nie pozwolę.

— To jest kolejny powód dla którego powinnam do niego wrócić.

Wszyscy milczą. Jak zwykle nawet nie myślą wziąć mojego zdania pod uwagę.

— Nasi ludzie muszą jakoś przemycić test ciążowy. Nie mogę żyć w niepewności jeśli chodzi o tą sprawę — oznajmia ojciec i wstaje. To samo robi Aiden, a także i Will odsuwa się od tego parapetu.

— Okej, sądzę, że się uda — odpowiada mu nadopiekuńczy brat. Mam nadzieję, że nie jest na tyle głupi żeby sam wychodzić poza naszą posesję.

— Możecie sobie zdobyć ten test, ale ja na niego nie nasikam póki nie zaczniecie mnie słuchać! — mówię podniesionym głosem.

Spoglądają na mnie, a to znaczy, że właśnie takim językiem muszę się z nim porozumiewać.

— Verino ta sytuacja jest naprawdę poważna — zaczyna ojciec, ale ja szybko wchodzę mu w słowa.

— Już wcześniej wam o tym mówiłam, ale nie słuchaliście. Dlatego teraz by przeżyć musicie wreszcie zacząć robić co mówię. Inaczej nikt z nas tego nie przeżyje.


Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top