47
Wszystko mogę powiedzieć o moim ojcu, ale nie to, że postępował nie racjonalnie. A zaatakowanie Harry'ego można nazwać więc szaleństwem. Nie chce mi się, więc wierzyć, że to właśnie on to zaplanował. To pewnie znowu samowolne zachowanie Aidena. Chyba nadal się niczego nie nauczył.
- W jakim on jest stanie? - dopytuje Jasona. Wiezie on mnie do prywatnego szpitala, do którego został przetransportowany mój mąż. Szkoda jednak, że szczędzi mi wszelkich szczegółów, a ja już umieram z niepewności.
- Nie dostałem konkretnych informacji - wznoszę oczy ku górze. Prawa noga mi się trzęsie ze strachu. Przeważnie walczę z tym odruchem, ale nie mam teraz na to siły.
Powinnam się cieszyć, czeka na informacje o śmierci Harry'ego, a ja mama nadzieję, że okaże się, że ten postrzał to jedynie powierzchowna rana i wróci ze mną do domu.
- Co ci dokładnie powiedzieli? Nie dałeś rady wyłapać jakichś szczegółów!? - nie mogę się powstrzymać i krzyczę na niego. Jak on może mi do cholery powiedzieć, że Harry jest ranny i nic poza tym. Muszę wiedzieć w jakim on jest stanie.
- Zaraz będziemy na miejscu to pani sama spyta - kończę z nim rozmowę. W ciągu niecałych pięciu minut docieramy do szpitala. Jak tylko Jason gasi silnik to ja szybko opuszczam auto i pośpiesznym krokiem zmierzam do wielkiego i nowoczesnego budynku.
Jest to ten sam szpital do którego trafiłam po wypadku samochodowym.
Zmierzam do recepcji gdzie szybko uzyskuje wszelkie informacje o tym gdzie znajduje się mój mąż. Nogi się pode mną prawie że uginają jak słyszę, że jest na sali intensywnej terapii.
Na nogach jak z waty kieruję się do pomieszczenia gdzie przebywają lekarze, bo pielęgniarka na recepcji nie znała wszystkich najnowszych informacji. Z całych sił staram się wyglądać jakbym była zimna i opanowana. Nie chce by ktokolwiek wiedział, że okazałam się na tyle głupia by poczuć coś do swojego męża.
Pukam do drzwi i słyszę głośne pozwolenie na wejście. Otwieram drzwi i widzę tylko jednego wysokiego mężczyznę. Ciemnowłosego z siwymi refleksami.
- Szukam doktora Martina - staram się by mój głos nie drżał. Nie wolno okazywać słabości.
- To ja. Jak mniemam pani jest krewną pana Stylesa - kiwam głową na tak.
- Jestem jego żoną - po wyrazie jego twarzy od razu widać, że spodziewał się, że jestem córką Harry'ego. - Niech mi pan powie w jakim on jest teraz stanie.
- Pan Styles - zaczyna spokojnym tonem. Czyżby wydarzyło się najgorsze? - Pani mąż dostał dwie kule jedna uszkodziła płuco, a druga trafiła w ramię.
O Boże.
Biorę głębszy wdech i staram się nie upaść. Ma uszkodzone płuco, przecież to może się okazać dla niego śmiertelne.
- On przeżyje?
- Nie mogę tego pani obiecać, póki co najbliższe godziny będą decydujące - tej wiadomości nie jestemze już w stanie znieść. Nogi się pode mną uginają, ale doktor mnie w porę łapie i podtrzymuje.
Odprowadza mnie do szarej welurowej sofy, na której siadam.
- Niech pani się napije - podaje mi szklankę z wodą. Nawet nie zauważyłam kiedy mi jej nalał.
Biorę łyka tej wody i wcale lepiej się nie czuję. Dalej mam ochotę wybuchnąć głośnym płaczem i zadawać pytanie czemu to wszystko znów mnie spotyka. Dopiero co się martwiłam o Aidena, a teraz o Harry'ego.
- Pani mąż jest bardzo silny, trzeba być dobrej myśli - łatwo powiedzieć. Ja zawsze wolałam działać. Nigdy nie wierzyłam, że modlitwa albo pozytywne myślenie cokolwiek za mnie załatwi. Zaczęłam zabijać żeby uratować Aidena, a dla Harry'ego nie mogę zrobić nic poza nadzieją.
- On musi przeżyć. Zrobię dla pana wszystko byleby tylko Harry przeżył. Zapłacę więcej niż zarobił pan w całym swoim życiu - mówię z desperacją. Harry jest zbyt ważny żeby tak po prostu umrzeć. Nie zgadzam się by tak się stało!
- Zrobię wszystko co tylko w mojej mocy.
To nie jest to co chce usłyszeć, wolę by powiedział mi, że Harry szybko wydobrzeje.
Powoli wstaje.
- Pan pewnie doskonale wie kim jest mój mąż - po jego minie od razu wnioskuje, że mam rację. I dobrze nie mam zamiaru mu wszystkiego tłumaczyć od początku. - Nie chciałabym więc być w pana skórze jeśli mój mąż nie wyzdrowieje. Konsekwencje wtedy będą straszne - oznajmiam przerażająco zimnym tonem.
Opuszczam też pomieszczenie i zmierzam na salę intensywnej terapii, bo chcę zobaczyć Harry'ego. Choćby przez szybę, bo nie wiem czy mnie od razu do niego wpuszczą.
Podchodzę do tej sali. W filmach zawsze jest przezroczysta szyba przez którą można obserwować chorego, ale tu tego nie ma. Kurwa czemu wszystko się dziś na mnie uwzięło. Zauważam jednak zbliżającą się pielęgniarkę, więc do niej podchodzę.
Jestem żoną Harry'ego mam prawo go zobaczyć.
- Tu leży mój mąż, chciałabym do niego wejść - mówię wprost do kobiety, która lada chwila przejdzie na emeryturę. Przynajmniej jest doświadczona.
- A ma pani pozwolenie od lekarza prowadzącego? - pyta, a ja kiwam głową na tak. Po tym co mu powiedziałam nie sądzę żeby miał odwagę mi się sprzeciwić.
- Musi pani założyć fartuch ochronny, proszę za mną - zmierzam za blondwłosą kobietą. Ona podaje mi ciemnozielony pół przezroczysty fartuch, który zarzucam na siebie. Następnie wpuszcza mnie do sali gdzie znajduje się mój mąż.
Jest sam. Podłączony do tych wszystkich kabli. To, że jest z nim źle potwierdza, że nawet sam nie oddycha i jest podłączony do respiratora. Jeszcze całkiem nie dawno taki widok by mnie cieszył. Modliłabym się o jak najszybszą jego śmierć. Teraz jednak jestem w stanie oddać wiele byleby tylko on się obudził i wrócił do zdrowia.
- No weź, nie możesz tak po prostu umrzeć od dwóch kulek. Słyszałam, że jestem jednym z najsilniejszych facetów w całym mieście, a może i kraju. Udowodnij im to.
Wyciągam dłoń do jego ręki, ale coś mnie powstrzymuje przed chwyceniem jej.
- Przyzwyczaiłam się już do ciebie - mój głos zaczyna drżeć i mrugam kilka razy by się nie rozpłakać. - Wiem, że jestem głupia. Ty pewnie jak wydobrzejesz to znów zaczniesz próbować zamordować mojego brata, ale tak irracjonalna część mnie chce by wyzdrowiał.
Mam już dość tego wewnętrznej walki we mnie, więc wychodzę z pomieszczenia. Od razu przybieram kamienny wyraz twarzy, bo stoi tam Jason.
- Trzeba wrócić do domu i zapanować nad pracownikami. Niektórzy myśleli, że pan Styles umarł - jeszcze i to.
- No to wytłumacz im, że Harry niedługo wróci do domu - mówię i ściągam z siebie ten fartuch.
- Ja nie zrobię na nich takiego wrażenia jak ty. Jesteś jego żoną.
- Ale kobietą - przypominam mu.
- Która bez problemu zabiła ochroniarza. Musisz im teraz pokazać, że na chwilę obecną ty rządzisz w domu.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top