35
Powoli przeżuwam wrapy, które zostały mi przyniesione przez przystojnego kelnera. Harry także postanowił go także wykorzystać kazał sobie przynieść whiskey. Przy czym oczywiście musiał być opryskliwy, zupełnie jakby czerpał przyjemność z tego, że udało mu się kogoś zgnębić.
— Nie musisz być taki podły — wypominam mu.
— A co mnie on obchodzi? Równie dobrze mógłbym kazać go wyrzucić z pokładu — oznajmia i bierze dużego łyka. Jeszcze chwila, a się upije. — A ty nie musiałaś też być dla niego taka miła. On dla nas pracuje, jest nikim!
Jak ja wytrzymam z nim jeszcze półtorej godziny lotu?
Chwytam za talerz i przenoszę się na sąsiednie siedzenie. Nie mam zamiaru go znosić gdy jest w takim humorze.
— Verina chodź tu! — krzyczy. Nie jesteśmy długo razem, ale jeszcze nigdy nie odezwał się do mnie w ten sposób. Siedzę jednak dalej na swoim miejscu, bo nie jestem jego psem by przychodzić na zawołanie. — Pośpiesz się do cholery Verino!
Pojawia się we mnie lęk, ale staram się go nie okazać. Jeśli raz pozwolę sobą pomiatać to on zawsze będzie to robił.
— Nie krzycz na mnie — proszę spokojnym tonem.
On jednak w ogóle nie wygląda jakby miał się uspokoić. Gwałtownie wstaje i do mnie podchodzi.
— Czy ty myślisz, że nie widziałem jak na niego patrzysz?! — wrzeszczy jakbyśmy byli tu sami. — Uprzedzałam cię co się stanie jak mnie zdradzisz.
Co? Byłam jedynie miła dla kelnera, a ten zachowuje się jakbym co najmniej się z kimś całowała. Chyba dostał jakiejś psychozy.
— O czym ty mówisz? Nie mam pojęcia co sobie uroiłeś, ale przestań. Ja w odróżnieniu od ciebie jestem ciągle pod jakimś nadzorem, więc odpuść!
On jednak nie ma zamiaru odpuszczać. Chwyta mnie za ramię i ciągnie do oddzielnego pokoju, który służy jako sypialnia. Skłamałabym twierdząc, że się nie boje.
— Pewnie żałujesz, że nie udało ci się ode mnie odejść! — kurwa nie mam pojęcia co się z nim dzieje. Zachowuje się jak zupełnie inny człowiek.
— Nie. Jestem twoją żoną i nie mam zamiaru tego zmieniać. Odpuśćmy wreszcie tą dyskusję, bo nie chce się z tobą kłócić. To miał być przyjemny wyjazd i nie chce go zepsuć — staram się złagodzić całą sytuację.
On jednak wydaje się coraz bardziej wściekły. Kurwa, a mogłam sobie odpuścić i siedzieć przy nim. Zachciało mi się buntu to teraz mam.
— Wiem, że cię zmusili do tego ślubu.
— Tak jak ciebie — sprytnie odbijam piłkę. — Ożeniłeś się ze mną, bo nie miałeś innego wyjścia.
— Nie Verino — zaprzecza i mocno się do mnie zbliża. Aż mnie tym przytłacza.
I nagle jednym ruchem popycha mnie na łóżko.
— Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz twoja rodzina nie ma już nic do powiedzenia w naszym związku. Nie odejdziesz ode mnie!
Zwisa nade mną i chwyta moją szczękę.
— Ale ja nie chce od ciebie odchodzić. Czemu mi to wmawiasz? — a może on jest chory psychicznie i zapomniał dziś wziąć swoich leków. To by wiele wyjaśniało.
— To czemu do cholery twój ojciec ciągle stara się załatwić nam rozwód. Non stop mi coś proponuje, nie zachowywałby się tak jakbyś o to nie prosiła.
Jego dłoń zjeżdża na moją szyję. Czyżby to był mój koniec?
— Przyznaj, że ten chłopak ci się podobał? Jest młody, akurat w twoim wieku, nie to co ja — delikatnie ściska dłoń. Nie mocno, ale to i tak sprawia, że dostaje prawie zawału, tak mi serce wali ze strachu. — Wolałabyś pewnie być z nim.
— Nie — zaprzeczam patrząc mu prosto w oczy. — Do tej pory byłam zadowolona z naszego życia.
I właśnie po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów w jego spojrzeniu coś się zmienia. Zabiera swoją dłoń i się ode mnie odsuwa, lecz nadal pozostaje na łóżku.
Może i powinnam coś powiedzieć, ale nie mam pojęcia co. Nie chcę przypadkowo jeszcze bardziej pogorszyć tą cholernie już złą sytuację.
Przewracam się na prawy bok by być odwróconą do niego plecami. Właśnie dzieje się to czego najbardziej się obawiałam. Na samym początku byłam pozytywnie zaskoczona co do naszego związku, a teraz wreszcie dopada mnie szara i straszna rzeczywistość.
— Wiesz, że bym cię nie skrzywdził? — pyta, ale ja nie zamierzam odpowiadać, bo to co bym powiedziała na pewno by go nie zadowoliło. — Dziś mam bardzo zły dzień Verino i dlatego w ten sposób zareagowałem.
Kładzie dłoń na moim ramieniu i zaczyna je delikatnie pocierać.
— Jesteś dla mnie bardzo ważna i wkurza mnie, że ktoś chce mi ciebie zabrać. Nie zgadzam się na to.
Tym razem już delikatnym ruchem przekręca mnie tak, że leżę płasko przed nim. I przez to na pewno zauważa łzy w moich oczach.
— Wiem, że zepsułem ci dzisiejszy dzień, ale obiecuję, że teraz już zrobię wszystko byś dobrze się bawiła. Zadbam o ciebie.
Zapewnia mnie, ale ja już nie jestem taka pewna jego słów. Skoro raz mnie potraktował w ten sposób, bo na pewno to się powtórzy. A będzie pewnie jeszcze gorzej.
***
I tak jak się spodziewałam Harry zabiera mnie do swojego domu. Oczywiście nie jest to mały opuszczony budynek tylko wielka rezydencja, w której jest pełno ludzi.
— Wszyscy tu mówią po angielsku, więc nie będziesz miała problemu z porozumiewaniem się.
— Znam włoski — odpowiadam i dalej się rozglądam. To jest tak piękny i miękki język, że łatwo daje się zapamiętać.
Słoneczne Włochy bardzo się różnią od naszej deszczowej Anglii. Trawa wydaje się bardziej zielona i niebo bardziej błękitne. Na pewno nie przesiedzę tego wyjazdu w domu.
— Są tu konie? — dopytuje, bo taka przejażdżka dobrze by mi zrobiła.
Ojciec mi jednak ich zabraniach, bo pięć lat temu spadła i mocno się potłukłam.
— Nie. Możemy jednak kupić specjalnie dla ciebie.
— Okej — odpowiadam i zmierzam do środka.
Liczę na waszą opinie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top