34

- Sama kawa ci nie wystarczy - komentuje Harry widząc, że po raz kolejny wzięłam jedynie kawę. Dzisiaj na pewno zjem więcej, ale nie przy moim mężu. Ta buntownicza cześć mnie nie pozwala mi pokazać mu, że zwyciężył. - Jeśli nie smakuje ci kuchnia Adele to chyba będę musiał poszukać nowej kucharki.

Harry doskonale wie jak uderzyć w najczulszy punkt. Zauważył, że polubiłam Adele, więc postanowił wykorzystać to do szantażu. On swoim zachowaniem potrafi mnie wprawiać w skrajne uczucia. Raz stwierdzam, że go lubię, a za chwilę go nienawidzę. Jego nie można darzyć obojętnością.

Zależy mi na tej kobiecie, więc niechętnie zaczynam jeść tę sałatkę, którą dla mnie przygotowała. Jest naprawdę dobra, ale nie mam teraz ochoty na jedzenie.

- Musisz mieć siłę skarbie. W końcu niedługo czeka cię niespodzianka - oznajmia zagadkowo i zajada się swoją jajecznicą z szynką.

- Nie lubię niespodzianek - a już na pewno takich od Harry'ego. Po nim nie mogę się niczego dobrego spodziewać.

- Ta ci się na pewno spodoba.

***

Harry stwierdził, że nie jestem winna tej ucieczki, ale mimo wszystko postanowił mnie ukarać. Oczywiście nie jawnie. Zaatakował w zupełnie inny sposób. Już dwa razy chciałam się wybrać do swojego klubu, ale za każdym razem wynajduje inną wymówkę.

Na szczęście zdążyłam sprowadzić do domu moją ulubioną whiskey.

- W domu tyle nie piłaś - prawie się krztuszę na dźwięk tego głosu. Odstawiam szklankę i się odwracam.

- Peter - mówię z uśmiechem na ustach. Wstaje i biegnę w jego stronę i wpadam w jego ramiona. Mocno mnie do siebie przyciąga.

Nie mam pojęcia w jaki sposób się tu dostał, ale to nie ważne. Liczy się to, że wreszcie mogę go zobaczyć.

- No jestem.

Po długim uścisku odsuwam się i spoglądam na jego twarz. Stara się wyglądać beztrosko, ale ja zbyt dobrze go znam by w to uwierzyć. Coś go dręczy.

Nagle dociera do mnie jak samolubnie się zachowuje. Przecież jeśli Harry go tu zastanie to może mu zrobić krzywdę. Bezpieczeństwo Petera jest dużo ważniejsze od moich zachcianek.

- Musisz stąd szybko wyjść - proszę i rozglądam się czy przypadkiem nie ma gdzieś Harry'ego w pobliżu. Jestem też ciekawa jakim cudem Peter dał radę się tu przedostać pomimo tej całej ochrony.

- Spoko mam pozwolenie tego twojego męża. Sam mnie tu zaprosił - marszczę brwi ze dziwienia. Owszem Harry obiecywał mi jakąś niespodziankę, ale nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogą to być odwiedziny Petera.

I teraz zaczynam się zastanawiać czy za chwilę ta niespodzianka nie zmieni się w koszmar.

- Mimo wszystko lepiej już stąd idź. Możemy sobie porozmawiać przez messangera.

Robi obrażoną minę.

- Ja tu się staram żeby cię odwiedzić, a ty chcesz się mnie tak po prostu pozbyć. Nieładnie siostro - oznajmia i podchodzi do stolika gdzie postawiłam swój alkohol. A następnie opróżnia moją szklankę. On nigdy nie nauczy się kultury.

- Może ci naleje - proponuje. On jednak nic nie odpowiada tylko sam się częstuje moją whiskey. Rozsiada się też na kanapie.

- Harry chyba jako tako mnie toleruję dzięki temu, że założyłem ci tę kamizelkę. Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę - nagle milknie by znów zacząć mówić. - Aiden szaleje, ale ojciec stara się go uspokoić. Bardzo też też go cieszy wpływ jaki masz na Harry'ego.

- Nie mam na niego żadnego wpływu - oznajmiam gorzkim tonem. Nie zapobiegłam tragedii.

Peter posyła mi pełne politowania spojrzenie. Jakby się starał mi powiedzieć, że gadam głupoty.

- Nawet nie masz pojęcia jak na niego działasz. Doriana nie dało się uratować, ale Aiden żyje tylko dzięki tobie - biorę głęboki oddech i staram się wyrzucić ten obraz z głowy.

- Wcześniej mogłam przynajmniej wychodzić do klubu. Za dużo rozrywki to tam nie miałam, ale to była przynajmniej chwila oderwania. Teraz nawet to mi zostało zabrane - przysiadam obok brata, a on automatycznie obejmuje mnie ramieniem.

- Przestań się smucić. Uprzedzał, że ponownie będę mógł cię odwiedzić dopiero za jakieś dwa tygodnie. Pewnie czeka was super wycieczka - przewracam oczami na jego słowa. Dobrze wiem jak ten wyjazd będzie wyglądał.

Harry zamknie mnie w jakimś hotelu lub domu, a później będzie pieprzył, bo przecież zależy mu o jak najszybszym spłodzeniu potomka.

Tylko do tego mu jestem potrzebna.

Peter spędza ze mną jeszcze dwie godziny. Harry w tym czasie się nie pojawia, bo najwidoczniej nie chce zamienić nawet słowa z moim bratem. Po wyjściu znowu dopada mnie te przygnębiające uczucie samotności. Wcześniej jej nie znałam, ale teraz ciągle ono mi towarzyszy.

Następnego dnia mamy już samolot, oczywiście nie zwykły, bo Harry jako ważny gangster musi mieć swój własny odrzutowiec. Brzmię pewnie jak hipokrytka, bo mój ojciec także taki posiada, ale my przynajmniej lataliśmy nim całą rodziną.

- Jakbyś się bała to wystarczy jedno słowo, a cię przytulę - mówi przed wystartowaniem. Przypinam się beżowym pasem. Skórzane fotele są tego samego koloru.

- Nie raz latałam, więc sądzę, że sobie poradzę. Jest tu jakieś jedzenie? - dopytuje. Większości ludzi podczas latania samolotem robi się niedobrze i nie są w stanie nic przełknąć, ale ja jestem całkowitym przeciwieństwem.

To głupie, ale w samolotach zawsze chce mi się jeść.

- Na pewno coś się znajdzie - mówi i wciska przycisk w małym pilocie. Myślałam, że służy on do telewizora. Dobrze, że nie zachciało mi się oglądania jakiegoś filmu.

I dosłownie po kilku sekundach podchodzi do nas jakiś młody mężczyzna, który pełni tu funkcje stewardessy.

Kurwa i muszę przyznać, że on powinien pomyśleć o karierze modela, a nie jakiegoś sługusa bogaczy.

- Jakie mają państwo życzenia? - pyta formalnym tonem.

- Moja żona jest głodna - Harry od razu zaznacza kim dla niego jestem. Widocznie nie chce dopuścić by on pomyślał, że jestem jego córką.

Mężczyzna wreszcie kieruje swój wzrok na mnie i teraz to już jestem pewna, że on nadaje się na modela. Jest niesamowicie przystojny.

- Ma pani jakieś specjalne życzenia?

- A co mi pan zaproponuje?

- Są wrapy z kurczakiem, ale jeśli ma pani ochotę na coś innego.

- Może być - kiwa głową, a następnie znikam.

Odwracam głowę i zauważam wpatrującego się we mnie męża.

- No co? - pytam. Powinien się cieszyć, że wreszcie mam apetyt.

- Nic - odpowiada wyraźnie wkurzony.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top