12

Stoję przed wielkim lustrem w łazience i rozczesuje moje długie czarne włosy. Jakbym zamierzała dłużej zostać w tym domu to na pewno kupiłabym sobie toaletkę, która stała by w sypialni. Byłoby mi dużo wygodniej.

— Dobrze, że już jesteś — mówi i zbliża się do mnie Harry. Czemu on musi się poruszać jak duch?

Wyciąga szczotkę z moich dłoni i sam zaczyna mnie czesać. Zaraz pewnie zacznie mnie ciągnąć za włosy. Lecz jego ruchy są bardzo powolne i uważne. Nie podejrzewałabym go o taką delikatność.

— Wiem, że bardzo tęsknisz za swoją rodziną, ale wolałbym żebyś się trzymała ustalonych wcześniej ram czasowych. Nie chce byś znikała mi na całe dni — kończy czesanie moich włosów i odkłada szczotkę na szafkę.

— Tata chciał spędzić ze mną więcej czasu — tłumaczę, bo nie zamierzam całkowicie za to oberwać.

— Po naszym ślubie twój ojciec stracił prawo decydowania o tobie — owija swoje dłonie wokół moich ramion, a nosem sunie po mojej szyi.

— Bo teraz jestem twoją własnością — nie wytrzymuje i na głos wypowiadam te gorzkie słowa. Harry na nie nieruchomieje, a ja czuję, że zaraz oberwę za tę swobodę wypowiedzi.

No trudno.

— Nie postrzegaj tego w takich kategoriach. Wiem, że cię ograniczam, ale robię to tylko z troski o ciebie. Nie chciałbym znowu stracić ważnej dla siebie osoby.

Nie ma co, nie spodziewałam się, że będzie mi opowiadał takie farmazony. Dla ludzi takich jak ona kobieta to jest osoba drugiej kategorii. Nie nabiorę się, więc na te czułe, ale nic nie znaczące słówka.

***

Naprawdę lubię jeść. Nigdy nie miałam z tym żadnych problemów, lecz w towarzystwie Harry'ego ciężko mi cokolwiek przełknąć. Dlatego więc pod nieobecność mojego męża opróżniam lodówkę. Z bananem w dłoni opuszczam, kuchnie. Aż nagle drzwi otwierają się z impetem i uderzają mnie w głowę.

Robi mi się ciemno pod oczami, używam całej swojej siły woli by nie odpłynąć.

— Pani Verino — dociera do mnie kobiecy głos. Czuję też jak ktoś łapie mnie za ramię. — Bardzo przepraszam, powinnam być uważniejsza.

Mrugam kilkukrotnie i widzę Adele kobietę, która zajmuje się domem Harry'ego.

— Co się stało? — pytam wyraźnie zamroczona. Pozwalam się jej gdzieś zaprowadzić, aż wreszcie pomaga mi usiąść na krześle.

— Błagam panią o wybaczenie, naprawdę nie chciałam nic pani zrobić. To był zwykły przypadek — uśmiecham się na jej słowa. Patrzy na mnie zdezorientowana, bo pewnie wyglądam jak wariatka. Jeszcze pomyśli, że od tego uderzenia coś mi się poprzestawiało w głowie.

— Spokojnie nic mi nie jest — staram się ją uspokoić. Jeszcze chwilę i ze strachu dostanie zawału, a ja nie uważałam na lekcjach pierwszej pomocy.

— Ale pani będzie miała sine pół twarz — o kurwa na serio to musi nieciekawie wyglądać, ale ważne, że nie rozcięłam sobie skóry i nie będzie blizny.

— Wychowałam się z trzema starszymi braćmi. A z Peterem to już tłukłam się non stop. Kiedyś nawet złamał mi rękę, więc na pewno nie będę panikować przez jakiś siniak — naprawdę słabo się czuję po tym uderzeniu, ale nie zamierzam dobijać tej biednej kobiety, która najwyraźniej spodziewała się, że każde ją za to wychłostać.

A ja nie jestem aż taka podła, a już na pewno dla ludzi, których darzę sympatią.

— Jestem gotowa ponieść wszelkie konsekwencje — gdyby nie bolała mnie głowa to na pewno bym przewróciła oczami na jej słowa.

Chociaż może jest taka wystraszona, bo boi się reakcji Harry'ego. Przecież on się mógł na niej wyżywać z byle powodu. A ja na pewno nie zamierzam być takim powodem.

— Nie musisz się o nic martwić, bo mojemu mężowi powiem, że poślizgnęłam się wychodząc z wanny — tłumaczę spokojnym tonem. Na jej twarzy pojawia się niedowierzanie.

Widocznie spodziewała się, że jestem zupełnie inna. No cóż najwidoczniej pozytywnie się zaskoczy.

— Nie musi pani tego robić.

— Ale chce — powoli wstaje, ale mimo to w głowie zaczyna mi wirować. Kurwa dawno tak nie oberwałam.— Pójdę teraz do siebie, a ty zrób mi jakiś zimny okład. Z doświadczenia wiem, że to czasem pomaga.

Wejście do mojej nowej sypialni kosztuje mnie dużo sił i bólu, ale w końcu mi się to udaje. Zalegam na łóżku i marzę tylko o tym by zamknąć oczy i zasnąć.

I mi się to udaje. Długo jednak nie trwa moja błoga chwila spokoju, bo wybudzają mnie głośne krzyki. Podnoszę głowę z poduszki i właśnie w tym momencie do pokoju wpada mój brat.

I to jeszcze na domiar złego mój nadopiekuńczy brat.

— Co to kurwa ma być! — wrzeszczy. Przez chwilę nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale szybko uświadamiam sobie jak teraz musi wyglądać moja twarz.

Klatka piersiowa Aidena unosi się i opada tak szybko jakby przebiegł maraton. Właśnie ogarnęła go furia i bardzo ciężko wyprowadzić go z takiego stanu.

— No ja go kurwa za to zapierdole! Jesteś tu dopiero od tygodnia, a ten chuj już zrobił sobie z ciebie worek treningowy. Ostrzegałem ojca, że tak będzie! — wrzeszczy i zaczyna chodzić w kółko po pomieszczeniu. Stara się tak chociaż odrobinę rozładować swoją furię.

Jak dobrze, że nie ma teraz Harry'ego w domu, bo mogłoby dojść do jakiejś tragedii.

— Aiden — wreszcie się odzywam. Nagle staje i do mnie podchodzi. Dokładnie skanuje wzrokiem moje ciało wypatrując kolejnych obrażeń. — To nie tak. On mnie wcale nie uderzył — staram się mu wytłumaczyć, ale on tylko głośno prycha na moje słowa.

Nie wierzy mi.

— Nawet go nie broń Verino, wiem, że chcesz być silna, ale jestem twoim bratem i należy mi się prawda — kątem oka spoglądam na drzwi, które są otwarte. Stoi w nich wyraźnie przerażona Adele.

Nie mogę jej wydać, bo Aiden w takim stanie mógłby ją rozerwać na strzępy. I wcale tu nie przesadzam.

— Przecież bym cię nie okłamywała. Poślizgnęłam się wychodząc z wanny i się uderzyłam. Sama jestem na siebie za to zła — mój brat kręci przecząco głową. Dalej mi nie wierzy.

Widzę jak ze złości zaciska pięści. Ma ochotę się na kimś wyżyć.

— Verino przestań kłamać! Lepiej powiedź gdzie masz swoją walizkę, bo dłużej tu na pewno nie zostaniesz. Wracasz do domu.

— Dlaczego ty się wydzierasz w moim domu — na dźwięk głosu Harry'ego aż mi się robi ciepło w brzuchu. To jest dosłownie najgorszy moment na jego powrót do domu.

— Zapierdole cię! — wrzeszczy Aiden i się na niego rzuca.

Ja pierdole przecież tu zaraz dojdzie do tragedii.


Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top